7:00
Dlaczego budzik dzwoni zawsze wtedy, gdy śpi się najlepiej? Kiedy
wczoraj wróciliśmy, była 3:00 nad ranem, więc spałam jakieś cztery godziny. To
zdecydowanie za mało, szczególnie, że dzisiaj mamy normalny trening. Na samo
wspomnienie wczorajszej nocy zrobiło mi się cieplej na sercu i nagle ogarnęła
mnie pozytywna energia, perspektywa dnia spędzonego na treningach nagle nie
wydawała się taka straszna.
Zerknęłam na telefon, na wyświetlaczu ukazał się komunikat,
że mam nieprzeczytaną wiadomość. Była ona od taty.
Jak tam ba pierwszym
patrolu? Słyszałem, że daliście czadu z Fairchildem ;) jesteśmy z mamą dumni :*
Zadziwia mnie tempo, w jakim rozchodzą się informacje… Szybko
odpisałam patrol świetny, co prawda nie
działo się zbyt dużo, ale i tak mi się podobało J
niedługo się widzimy :D
W niedzielę jest w szkole dzień odwiedzin, więc zapewne się
pojawią. Zajrzałam jeszcze do skrzynki mailowej, znalazłam tam wiadomość od Alice
hejka, w sobotę razem z Mattem będziemy w
Shortville, może spotkamy się w kawiarni na East Street o 17? Stęskniliśmy się
:/
Szybko nabazgrałam odpowiedź, że mi pasuje i nie mogę się
doczekać. W rzeczywistości było trochę inaczej… przyzwyczaiłam się już do
otaczających mnie Nephilim i Podziemnych, ale w końcu przyjaciele to nadal
przyjaciele…
***
- Cecily! Jak wam poszło wczoraj? – zagadnął mnie Brian,
kiedy tylko weszłam do Sali.
- dobrze, jestem zbyt zmęczona, żeby opowiadać –
stwierdziłam zgodnie z prawdą. – widzieliście gdzieś Ryana? – zaczęłam szukać
go wzrokiem, gdy nagle rzucił mi się w oczy ktoś nowy przy naszym stoliku. Był
to ten blondwłosy wampir, z którym wczoraj się zderzyłam. – cześć, jestem
Cecily – wyciągnęłam do niego rękę. Uścisnął ją, jego dłoń ku mojemu
zaskoczeniu okazała się być przyjemnie ciepła.
- Dave. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że się
dosiadłem. Przenieśli nam jedne zajęcia na wcześniejszą lekcję i nie miałem
gdzie usiąść.
-nie ma sprawy– usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam jeść
owsiankę z owocami. – który rok w
Akademii? – zagadnęłam
- trzeci – odpowiedział – po trzydziestu latach przerwy –
wow, to ile on mógł mieć lat? więcej niż osiemnaście bym mu nie dała!
- w tym roku pięćdziesiąt jeden – jakby słyszał moje myśli.
- mógłbyś być moim wujkiem – skomentował Brian
- poniekąd tak – Dave wzruszył ramionami
- cześć –do stolika podszedł Ryan. Cmoknął mnie w policzek i
usiadł obok mnie na ławce. Wtedy zobaczył naszego gościa – Ryan – przedstawił
się ściskając dłoń Dave’a. coś w wyglądzie Ryana mnie zaniepokoiło, miał
rozcięcie na policzku i siniaki na kostkach, tak, jakby się z kimś bił.
Zauważył, że mu się przyglądam – biegałem przed śniadaniem i udrapnęła mnie
gałązka – jednak to nadal nie tłumaczyło siniaków. Zresztą, chyba jestem
przewrażliwiona. Pewnie zostały mu od wczoraj, albo ćwiczył na worku
treningowym.
- narysować ci iratze?
– zapytałam tylko, nie drążąc tematu
- jeśli możesz – uśmiechnął się. Zabrałam swoją Stelę i
nakreśliłam na jego przedramieniu Znak. – dziękuję – powiedział, gdy
skończyłam.
- zawsze mnie to fascynowało – Dave lekko pochylił się w
naszą stronę. – to jakiś rodzaj magii?
- Nephilim nie zajmują się magią – odparł sucho Ryan.
Widocznie coś mu nie pasowało w
obecności wampira, jednak starał się tego nie okazywać – to robota dla
czarowników.
- ale jest w tym trochę magii – wtrącił się Brian, widocznie
chcąc przypomnieć Dave’owi o swojej obecności – w każdym razie działa tylko na
Nocnych Łowców. Na Podziemnych nie działają Runy, a Przyziemnym mogą narobić
niezłych szkód…
- to znaczy? – zaciekawił się Dave
- ludzie po nałożeniu Znaków czasami umierają, jednak
częściej po prostu stają się kimś w rodzaju zombie, nazywamy ich Wyklętymi.