Przed wejściem do Sali zerknęłam na gazetkę z rozpiską
patroli. Na moje nieszczęście mój przypadał na dzisiaj, w dodatku znów moim
partnerem miał być Ryan. Nie byłam pewna, czy dam radę normalnie współpracować
z Fairchildem.
Nie podeszłam od razu do stolika, chciałam jak najdłużej
unikać kontaktu z Ryanem. Stanęłam więc w kolejce po jedzenie. Przede mną stał
Brian, kiedy mnie zauważył, powiedział – Hej, Cecily. Mamy dzisiaj razem
patrol, Ryan chciał się zamienić. Wydawał się jakiś dziwny. Między wami
wszystko okay?
- nie do końca – zacisnęłam zęby. Chłopak wyczuł, że więcej
mu nie powiem, więc zmienił temat.
- nie wiesz może, gdzie jest Dave? Od wczoraj nie dawał
znaku życia. – serio kocham Briana, ale w tym momencie miałam ochotę go udusić.
Na samą myśl o wampirze mój humor się zepsuł.
Odpowiedziałam więc tylko, że nie
widziałam go, zabrałam jabłko i kierowałam się do stołu.
Przecież nie musiałam
rozmawiać z Fairchildem, była jeszcze Bonnie. Usiadłam obok czarownicy, która
natychmiast postanowiła podzielić się ze mną najnowszą wiadomością.
- Ryan mówi, że Dave odszedł ze szkoły! Biedny Brian,
jeszcze o niczym nie wie… - nie
wytrzymałam i spojrzałam na Ryana. Pokiwał głową, na znak, że Bonnie mówi
prawdę. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby cała wczorajsza kłótnia nie
zrobiła na nim wrażenia, ale w jego oczach czaił się smutek. Poczułam ukłucie w
sercu. Może nie powinnam być dla niego taka ostra?
- ludzie, nie wiecie o co chodzi? – Brian usiadł naprzeciwko
mnie – Dave właśnie przysłał mi SMS, że odchodzi i nie mógł przekazać mi tego
osobiście. Nic wam nie mówił? – pokiwaliśmy zgodnie głowami, że nie.
****
Po lekcjach miałam jakieś trzy godziny do tego, żeby
przygotować się na patrol. Przez większość tego czasu spałam, żeby zgromadzić
siły, bo po zajęciach bolała mnie głowa od poznanych Runów i mięśnie od ćwiczeń
z obciążeniem. Lightwood uparł się, że musimy wykształcić więcej masy
mięśniowej, co wcale mi się za bardzo nie uśmiechało, bo teraz wszystko mnie
bolało, a czekał mnie jeszcze ciężki wieczór.
Wiązałam właśnie ciężkie buty od stroju bojowego, kiedy
usłyszałam pukanie do drzwi.
- już idę, Brian – zawołałam, przewidując, kto znajduje się
na korytarzu.
***
Chodziliśmy po jakimś odludziu już od dwóch godzin i do tej
pory nie trafiliśmy na żadnego demona. Akurat dzisiaj, kiedy mogłabym wyrzucić
z siebie wszystkie te emocje, nie było na czym ich wyładować. Nie wiem po co
każą nam chodzić na te patrole, kiedy nic się nie dzieje.
- może już wrócimy, co? – Brian zadał pytanie, przerywając
tym samym ciszę, która trwała nieprzerwanie od początku patrolu.
- okay – odpowiedziałam i zwróciłam się w stronę parkingu,
na którym znajdował się nasz samochód. Było to jakieś dziesięć minut drogi stąd.
Drogę pokonaliśmy w milczeniu, jednak w samochodzie postanowiłam się odezwać.
- Dave nie powinien odchodzić bez pożegnania – Brian nie
odrywał wzroku od jezdni. Było już ciemno i zaczął padać śnieg, więc widoczność
była dość ograniczona.
- nie powinien – wzruszył ramionami – ale twoim zdaniem
dobrze zrobił, że odszedł – to nie zabrzmiało jak pytanie.
- Brian, to nie tak. Ja po prostu znam go od innej strony,
niekoniecznie od tej dobrej. Wiem, że między wami coś było, więc może dobrze,
że skończyło się to tak, jak się skończyło. Uwierz mi, pewnych rzeczy wolałbyś
o nim nie wiedzieć.
Chłopak nic już nie powiedział, wiedziałam, że musi to sobie
przemyśleć.
Kiedy dotarliśmy do Akademii na ziemi leżała już
kilkucentymetrowa warstwa białego puchu, jednak kiedy wysiadłam z samochodu
śnieg tylko delikatnie prószył.
- idź już, Brian – powiedziałam, kiedy stanęliśmy przed
drzwiami – przejdę się – chłopak skinął głową i przekroczył próg Akademii. Ja
skierowałam się do lasu, nad jezioro. Nie bałam się chodzić sama, w końcu
tereny Akademii są zabezpieczone przed nieproszonymi gośćmi, poza tym miałam ze
sobą broń, której nie zdążyłam wcześniej odłożyć.
Byłam już blisko jeziora, kiedy poczułam, że coś, albo ktoś
mocno łapie mnie za rękę.