piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział 15. op.3

Przed tablicą ogłoszeń umieszczoną przy stołówce zebrała się grupka ubranych w czarne mundurki uczniów. Próbowałam dostać się bliżej, po drodze rozpychając się łokciami. Kiedy w końcu mi się to udało, zobaczyłam, że moje nazwisko znajduje się tuż obok nazwiska Ryana. Na patrol idziemy już dziś. Razem z nami idzie jeszcze jakaś dziewczyna, Brian musi poczekać trzy dni.

Wbiegłam do stołówki, żeby przekazać chłopakom nasze dyżury, kiedy nagle z kimś się zderzyłam. Był to chłopak w czerwonym mundurku, wysoki blondyn z niesamowicie zielonymi oczami. Wyglądał jak typowy surfer z Kalifornii, jednak w jego oczach nadawało im trochę drapieżnego akcentu. No tak, w końcu był wampirem, nosił przecież czerwony mundurek. –Proszę – powiedział z Australijskim akcentem, coś mi podając. Zerknęłam na jego dłoń, w której znajdowała się moja Stela. – Wypadła ci z kieszeni – wzięłam ją i podziękowałam mu. Był uroczy, ale chyba nie w moim stylu, chociaż widać, że nie ma problemu z brakiem zainteresowania wśród dziewczyn. – Dziękuję – odpowiedziałam z uśmiechem i pognałam do stolika, przy którym siedzieli Brian i Ryan. Bonnie tam nie było, ale zdawało mi się, że widziałam ją w kolejce po herbatę.

- słuchajcie, ja z Ryanem idziemy na patrol dzisiaj wieczorem, a ty, Brian, w środę. Brian, słuchasz ty mnie w ogóle?! – najwidoczniej nie słuchał, bo zapatrzony był w coś znajdującego się na wprost nas.  – Możesz powtórzyć? – zapytał z rozbrajającym uśmiechem, kiedy w końcu spojrzał na mnie.
-ehhhhh.. na patrol idziesz w środę.
- okay, a wy?
- my idziemy dzisiaj. nie znam ludzi, którzy idą z tobą – uprzedziłam jego następne pytanie. – na co tak patrzysz?
- właściwie to na kogo – westchnął.
- niech zgadnę. Blondyn w czerwonym – w myślach przemknął mi obraz chłopaka, z którym się zderzyłam.
- w dziesiątkę – jego oczy na chwilę spotkały się z moimi – kto to w ogóle jest? Nie widziałem go wcześniej – wzruszyłam ramionami, bo właśnie zabrałam się za jedzenie kanapki z masłem orzechowym.
- to Dave Black, jest z Australii. – dobrze wyczułam ten australijski akcent! – Cecily, może pójdziemy się już przygotować, skoro mamy wyjść za godzinę.
- skąd wiesz, że za godzinę?
- rozmawiałem   z Alexandrem, poza tym za dwie godziny będzie ciemno.

Demony nie mogą chodzić w świetle dziennym, przez nie się palą. Dlatego patrole ustanawiane są  w nocy, aby miało to sens.

****

W szafie znalazłam strój bojowy, na który składała się obcisła bluzka z grubego, dość twardego materiału, zapewne mającego chronić przed uszkodzeniami ciała, długie spodnie z materiału podobnego do skóry, ale nie mającego połysku i wysokich, sznurowanych butów z grubą podeszwą. Założyłam szeroki pas, do którego można było doczepić sztylety. Na plecy powędrował miecz, którym zdążyłam nauczyć się bardzo dobrze władać.  Zbierałam włosy w wysoki kucyk, kiedy do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam je i zobaczyłam Ryana ubranego w męską wersję stroju bojowego.

- mogę narysować ci Znaki? – zapytał.
- jasne – podałam mu Stelę, jednak podziękował i zaczął rysować swoją. Na ręce umieścił mi Runy szybkości, widzenia w ciemności, pewnego kroku i odwagi i walce. Nigdy jeszcze nie miałam ich tylu na raz, niemal czułam sączącą się z nich moc. Ryan podwinął rękaw swojej bluzki i uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- mogłabyś? – swoją Stelą narysowałam mu te same znaki. – dziękuję. Jesteś już gotowa? Możemy zejść na dół, tam zaczekamy na resztę.

W holu oczekiwał nas Alexander Lightwood.
- Rose nie przyjdzie, na treningu skręciła kostkę. Iratze już sobie z tym poradziło, ale nawet ten Znak nie zastąpi odpoczynku. Szkoda, bo zawsze z pierwszakami idą ludzie ze starszych klas, ale wy sobie poradzicie. Idziecie pierwsi, bo jesteście najlepsi, robicie największe postępy.
Wyszliśmy z budynku, Alexander ruszył przodem w stronę czarnego Land Rovera stojącego na parkingu.

- Wsiadajcie – rzucił – pojedziemy samochodem, bo zanim dotarlibyśmy do miasta na nogach, trochę by zeszło. Poza tym w bagażniku mam jeszcze jakąś broń.

Dalej jechaliśmy w milczeniu. Patrzyłam przez okno samochodu i zastanawiałam się, jak dalej przebiegnie ta noc. Nigdy nie widziałam demona, a tym bardziej z żadnym z nich nie walczyłam. Na lekcjach zdobyłam wiedzę praktyczną, wiem jak zabijać je na wiele sposobów, ale mimo wszystko  gdzieś we mnie pozostał strach, że nie dam rady. Ryan jakby wyczuł moje emocje, bo złapał mnie za rękę. Jego dłoń była duża, silna i przyjemnie ciepła. Ten gest dodał mi otuchy bardziej, niż jakiekolwiek zapewnienia, że jestem jedną z  najlepszych uczennic.

- jesteśmy – przerwał ciszę Lightwood.  Zostawiliśmy samochód na jakimś osiedlu, trener udzielił nam jeszcze kilku przydatnych rad. Minęło kilkanaście minut, kiedy w parku zza krzaków coś próbowało się wydostać. W powietrzu unosił się smród gnijących śmieci, co oznaczało, że był to demon. Ruszył w naszą stronę, miał około metra pięćdziesięciu, oczy wciśnięte w czaszkę i dwa rzędy ostrych zębów. Ewidentnie był to jakiś mieszaniec, bo przejawiał cechy co najmniej trzech gatunków. Nie był zbyt szybki, więc mieliśmy sporo czasu na przygotowanie broni i przygotowanie się do walki. Wtem demon znalazł się tuż obok nas, atakując Ryana długą macką zakończoną ostrymi pazurami. Jednak chłopak nie dał się zaskoczyć, zamachnął się serafickim nożem i macka poleciała na ziemię. Demon zawył gardłowym głosem, jednak nadal nie zwracał uwagi na mnie. Zauważyłam, że Alexander nie bierze udziału w walce, tylko bacznie nas obserwuje i stoi w pogotowiu. Pewnie nie chce przeszkadzać, ale też pozostaje czujny.

Nagle coś odciągnęło moją uwagę, usłyszałam za sobą szelest. Błyskawicznie odwróciłam się i zobaczyłam innego demona. Ten był czerwony, zamiast oczu miał dwie czarne dziury. Nie czekając na jego reakcję, rzuciłam się na niego. Cięłam go mieczem, ale jego skóra była jak pancerz, moje uderzenia w ogóle nie zadawały mu obrażeń. Odskoczył na bok i próbował mnie przewrócić, lub mnie podrapać. Już czułam jego pazury na moich plecach, kiedy znalazłam miękkie miejsce w jego ciele, niedaleko od serca. Wbiłam miecz aż po srebrną rękojeść, na twarz trysnęła mi jego czarna krew. Runy wyryte na ostrzu sprawiły, że ciało demona zaczęło skwierczeć, robić się czarne, kiedy w końcu on sam wyparował. Miecz, który jeszcze przed chwilą tkwił w jego klatce piersiowej, nagle upadł z brzdękiem na podłogę. Podniosłam go i wytarłam go z czarnej mazi.


Usłyszałam brawa. To Lightwood i Ryan, który także zdążył uporać się z swoim przeciwnikiem. Podeszłam do nich bliżej. Ryan podał mi chusteczkę, abym oczyściła twarz, która zaczynała już szczypać od kontaktu z krwią demona. Jak najszybciej ją wytarłam. Ryan miał małe zadrapanie na policzku, które już zaczynało się goić, zapewne za sprawą iratze. 

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 14. op. 3

Wszyscy odczuwali niesamowitą pustkę spowodowaną utratą Annie. Puste miejsce przy stole podczas kolacji  boleśnie rzucało się w oczy. Jednak od dramatycznego wydarzenia minął już miesiąc i życie w Akademii wróciło do normy. Nawet Bonnie i Brian otrząsnęli się z szoku wywołanego morderstwem przyjaciółki. Amelia Herondale nie żartowała z intensywniejszą formą treningów. Poświęcaliśmy dużo więcej czasu na naukę różnorodnych technik walki, aby w końcu każdy wybrał sobie odpowiednią dla siebie. Najbardziej przypasowała mi walka Serafickimi Nożami i różnymi mieczami, oraz rzucanie krótkimi sztyletami. Również treningi siłowe i poprawiające wydolność organizmu stały się jeszcze bardziej mordercze. Z zajęć wracałam zmęczona,  obolała, nawet głowa pękała mi od nowopoznanych Runów, których uczyliśmy się dwukrotnie więcej niż przewidziano wcześniej. Na demonologii oprócz opisów demonów wprowadzono od razu techniki zabijania ich. Pomimo wyczerpania, byłam zadowolona z takiego tępa. Chyba odzywał się we mnie instynkt Nocnego Łowcy, bo chciałam ćwiczyć jeszcze więcej, być jeszcze lepsza i w końcu wykorzystać wiedzę w praktyce. Lightwood zdradził nam, że dyrekcja planuje wcześniej rozpocząć naukę w terenie, oznaczało to, że już w nadchodzącym tygodniu, a nie dopiero następnym półroczu, będziemy mieć wyznaczone patrole. Na takim patrolu grupka Nephilim udaje się w nocy do miasta lub okolic, aby zabijać demony i łagodzić spory między Podziemnymi. Prawdę mówiąc, nie mogłam już doczekać się swojego pierwszego dyżuru, chciałam, żeby zaczęło wypełniać się moje przeznaczenie.
Jeśli chodzi o Ryana, on przez ten miesiąc zachowywał się dość dziwnie. Miałam wrażenie, że ta bliskość, która wytworzyła się między nami na spacerze w parku, trochę osłabła. Znikał wieczorami, za dnia wydawał się nieobecny myślami. Trenował bardzo ciężko, jakby przygotowywał się do wojny, więc jego zachowanie zrzuciłam na zmęczenie. Jednak moje obawy znikały, kiedy spędzaliśmy czas bez świadków. Wtedy był taki, jak zawsze wobec mnie; miły, ale emanujący aurą buntownika.
Zmierzałam właśnie do pokoju Ryana w skrzydle męskim. Podniosłam rękę, żeby zapukać do drzwi, jednak powstrzymałam się. Słyszałam jego podniesiony głos, pewnie rozmawiał z kimś przez telefon. Nie chciałam podsłuchiwać, ale Run wyczulający słuch jeszcze nie przestał do końca działać.
- mówiłem, odwal się od moich przyjaciół, oni nie mają z tym nic wspólnego. To sprawa między nami – cisza – nie, nikt nie wie. Nie dzwoń więcej i nie przypominaj mi o sobie.
Wyglądało na to, że zakończył rozmowę, więc zapukałam. Kiedy otworzył drzwi na jego twarzy widać było resztki wściekłości, jednak kiedy mnie zobaczył od razu złagodniał.
- o, Cecily, nie spodziewałem się ciebie o tej porze, ale wejdź – otworzył drzwi szerzej, żebym mogła wejść do pokoju.
- nie spodziewałeś się? Przecież mieliśmy biegać – wyglądał, jakby właśnie przypomniał sobie, że zostawił włączone żelazko w domu oddalonym od niego o sto kilometrów. Jednak szybko się opanował
- no tak, zapomniałem. Ale nie przejmuj się, możemy iść, przebiorę tylko koszulkę. – podszedł do szafy i wziął czarny T-shirt do ćwiczeń. Był odwrócony do mnie tyłem, więc kiedy zdjął koszulkę, którą miał wcześniej, widziałam jego niezwykle umięśnione plecy. Kiedy zaczną się patrole pokryją się one Runami, co jeszcze bardziej doda im charakteru. Część mnie chciała zobaczyć, jak będą się prezentowały te czarne, wijące się wzory na jego sylwetce. Nagle odwrócił się i z zarozumiałym uśmieszkiem  zapytał – ładne widoki? – na mojej twarzy na pewno pojawił się ogromny rumieniec.
- nie ważne, chodźmy już – mruknęłam pod nosem. Ryan zaśmiał się po cichu. Wyszliśmy na dziedziniec. Akademia otoczona była lasem, a teren należący do szkoły był bardzo duży, więc spokojnie można było pobiegać. W ciągu tego miesiąca często biegałam z Ryanem, bo chciałam dobrze przygotować się do patroli. Ryan biegał od zawsze, więc na początku trudno było mi dotrzymać mu tempa, jednak teraz nie miałam z tym najmniejszego problemu.
- Ryan, mogę cię o coś zapytać? – zagadnęłam w biegu
- pytając mnie o zgodę poniekąd już to zrobiłaś – uniósł brwi – ale jasne, pytaj
- skąd masz tę bliznę na plecach?
- jaką bliznę? – zapytał cichym głosem, kiedy odwróciłam ku niemu głowę, zobaczyłam, że zbladł. Mimo jego pytania wiedziałam, że doskonale zdawał sobie sprawę, o jakiej bliźnie mówiłam.
-  na pewno nie mogłeś jej przeoczyć, pięć długich pasków ciągnących się od łopatki aż po ramię – Ryan gwałtownie się zatrzymał. Stanęłam jakieś dwa metry dalej i podeszłam do niego.
- Cecily, pamiętasz, jak mówiłem ci, że życie Nocnego Łowcy to życie pełne blizn. Trzy lata temu byłem na patrolu i jakiś demon miał naprawdę ostre pazury, to wszystko.
Może to przez niepewność w jego głosie, może przez jego gwałtowną reakcję, ale w każdym razie wątpiłam, że to rzeczywiście demon zostawił te ślady.

piątek, 3 czerwca 2016

Rozdział 13. op.3

Widok był przerażający.

W pokoju panował bałagan, wszędzie były porozrzucane książki, krzesło leżało w kawałkach na podłodze. Jednak nie to było powodem do krzyku. Annie leżała na łóżku cała zakrwawiona, jej gardło było rozerwane. Na ścianie nad łóżkiem ktoś napisał Zawsze będą następni.

Nie wiem, ile stałyśmy na korytarzu, z szoku wyrwał mnie głos Amelii Herondale. – dziewczęta, odsuńcie się. Muszę tam wejść. Alexandrze, zadzwoń do Patricka i zajmij się dziewczynami.

Dosłownie trzy sekundy po telefonie Lightwooda zjawiło się dwóch mężczyzn. Nie widziałam ich nigdy wcześniej, ale coś podpowiadało mi, że jeden z nich był wampirem, było coś w jego postawie i bladości skóry, co pozwalało mi to stwierdzić. Drugi był zapewne czarodziejem. Skinęli Alexandrowi i weszli do pokoju. Nocny Łowca zabrał nas do gabinetu Amelii. Bonnie szlochała siedząc na fotelu. Wcześniej Lightwood musiał ją uspokoić, bo nie mogła opanować emocji. Ja za to nie czułam nic, zupełnie, jakby ktoś wyłączył wszystkie moje emocje jednym kliknięciem.

Drzwi gabinetu otworzyły się i do środka wbiegł Brian, po którym było widać, że płakał, a zaraz za nim wszedł Ryan. On z kolei był opanowany, wyglądał wręcz na zaciekawionego. Spojrzał na mnie i zapytał –wszystko w porządku?
- ze mną tak, ale chyba nic nie jest w porządku – westchnęłam. Brian w tym czasie usiadł koło Bonnie i wgapił się w ścianę. Był chyba najbardziej uczuciowym Nocnym Łowcą, jakiego spotkałam. Bonnie oparła głowę o jego ramię. Ryan mnie przytulił. Niby zwykły, przyjacielski gest dodający otuchy, ale jednak miałam wrażenie, że tak do końca nie jest. Nephilim nie są zbyt wylewni, no, może nie licząc Briana.  Jednak wtedy wszyscy byliśmy jedną rodziną.
Ta chwila nie trwała jednak długo, bo do środka wparowała Amelia i dwóch mężczyzn, których wezwał Lightwood.
- proszę wszystkich o opuszczenie gabinetu. Muszę posłuchać, co tam się dokładnie wydarzyło. Cecily, ty zostań, reszta niech poczeka na zewnątrz – zarządziła. W tym momencie nie była miłą opiekunką. Teraz była obrońcą, wojowniczką. Na pierwszy rzut oka widoczne było, że jest Nephilim.
Przesłuchanie było krótkie, bo całe zajście też takie było. Kiedy wyszłam, Amelia Herondale poprosiła do siebie Bonnie, która zdążyła już trochę się uspokoić. Brian także wyglądał już normalnie, tylko w oczach czaił się głęboki smutek. A Ryan… Ryan nadal wyglądał jakby nic się nie wydarzyło. Nawet wrócił jego zadziorny uśmieszek. Trochę mnie zabolało, jak szybko wyrzucił Annie z pamięci, nawet jeżeli znał ją bardzo krótko, zwaliłam to jednak na wychowanie w gronie twardych wojowników. Może ja też pewnego dnia stanę się odporna na takie rzeczy. Może nawet tak będzie lepiej? Skoro Nocni Łowcy żyją z reguły krótko, śmierć jest nieodzownym elementem ich życia, staje się rutyną. Nie wiem jednak, czy ten rodzaj rutyny będę w stanie zaakceptować.
Dyrektorka stwierdziła, że Brian i Ryan nie muszą być przesłuchani, w końcu nie było ich na miejscu zdarzenia. Podczas kolacji przy naszym stole panowała cisza. Nikt nie miał apetytu, wszyscy byli pogrążeni w myślach. Pod koniec zjawił się Ryan i zajął miejsce Annie. Jej brak był teraz szczególnie zauważalny, bo zawsze brakowało miejsca w ławce i istniało ryzyko, że ktoś z niej spadnie. Była przy tym masa śmiechu, teraz natomiast nikomu nie było wesoło.

Ryan postanowił złamać ciszę – musimy zostać po kolacji, Amelia chce coś ogłosić – kiedy tylko to powiedział,  na salę wkroczyła dyrektorka.
- dobry wieczór. Zapewne wszyscy już wiedzą, co wydarzyło się dziś po południu. Z powodu tych okoliczności ustaliliśmy z nauczycielami pewne zasady bezpieczeństwa. Zabrania się opuszczania terenu szkoły bez zgody wychowawcy. Zostaną przydzielone nowe dyżury nauczycieli na korytarzach, zostaną zamontowane kamery.
- to jeszcze ich nie było? – Brian jeszcze bardziej posmutniał.

- Ponadto wampiry i czarownicy przejdą kurs samoobrony – po Sali przebiegł szmer wzburzonych wampirów, które uważały, że żaden kurs nie jest im potrzebny – proszę  o spokój! – Amelia podniosła głos. Wtedy szepty ucichły, dyrektorka cieszyła się ogromnym szacunkiem wśród uczniów. – Ponadto zaostrzymy szkolenie Nephilim, nadamy większe tępo treningom. Na razie tyle ustaliliśmy z nauczycielami, o wszelkich zmianach będę was informować na bieżąco. A teraz możecie wrócić do pokojów. 

piątek, 27 maja 2016

rozdział 12. op. 3

-cholera! - krzyknęłam, kiedy spadłam z liny przypiętej do belki przy suficie. - Byłam tak blisko góry!
-cicho, Blackthorn, nie irytuj się - warknął Brian. Ewidentnie nie był dziś w humorze.
- A ciebie co ugryzło? Albo raczej kto? - poruszyłam znacząco brwiami, starając się go trochę rozbawić. Chyba nie pomogło, bo rzucił z nadąsanym spojrzeniem
- no właśnie nikt, w tym tkwi problem - jego ospowiedź wywołała u mnie napad śmiechu - To wcale nie jest śmieszne - prychnął. - Ty po tygodniu już spiknęłaś się z Ranem Idealnym Fairchild, a ja coraz młodszy nie będę! - okay, teraz zrobiło mi się go szkoda.
- Nie smuć się, kochany, tobie też kogoś znajdziemy - posłałam mu ciepły uśmiech. On jednak nie wyglądał na przekonanego, bo zrezygnowany stwierdził
- to nie będzie takie łatwe!
- co nie będzie łatwe? - zza naszych pleców rozległ się głos Ryana.
-eeeee, nic, nic - Brian zawstydził się, co było widać po jego czerwonych policzkach.
- okay, przyszedłem tylko zapytać, czy mogę porwać Cecily.
- jasne - bąknął Brian. - I tak miałem już iść do szatni.  Męska szatnia to nie miejsce dla dam
- że jeszcze ciebie z niej nie wywalili - odgryzłam się, na co przyjaciel spiorunował mnie wzrokiem. Odwrócił się i ruszył do szatni. Pewnie powie Lightwoodowi, że boli go głowa, lub coś w  tym stylu.
- mamy jeszcze godzinę, może poćwiczymy kilka technik walki Serafickim Nożem? I tak nic ciekawego dzisiaj nie robimy - kiwnął głową w stronę Alexandra Lightwooda, trenera, który siedział na ławce z grubą, oprawioną w czerwony aksamit książką.
- w sumie, czemu nie - wzruszyłam ramionami. Byłam już zmęczona po godzinie treningów, a ręce bolały mnie od podciągania się na linie, ale 'seraficki nóż' nie brzmiał na ciężką broń.

Okay, trochę się myliłam. Jednak był dość cięźki, nie jakoś strasznie, ale mimo wszystko ciężki. Nie był też mały i krótki jak typowy nóż, za to wyglądał prawie jak normalny miecz, tylko trochę szerszy. Wyjątkowe w Serafickich Nożach było to, że każdy z nich nazwany był imieniem innego Anioła. Po jego wypowiedzeniu nóż lekko rozświetlał się, co było znakiem, że jest gotowy do walki. Mój nazywał się Zuriel.

- musisz go trzymać mocno, ale nie ściskać. Stań pewnie na nogach - Ryan już wczuł się w rolę nauczyciela. - W cios musisz włożyć całą siłę, dlatego trzymaj równowagę. Nie używaj tylko rąk, zaangażuj całe ciało. Czekaj, pokażę ci - stanął za mną i chwycił moje ręce nakierowując je w odpowiednią pozycję. Jego bliskość i dotyk dłoni odciągnęły moją uwagę od noża. Nawet po godzinnym treningu nie był spocony, nadal pachniał lawendowym mydłem. Najwidoczniej działało to w obie strony, bo też przestał skupiać się na ułożeniu moich rąk i spojrzał mi w oczy. Nie wiem, co nastąpiłoby później, bo po sali rozległ się głos Lightwooda - Koniec treningu!!!! Możecie iść  do pokoi. Szybciej, za dwie sekundy zamykam salę! - widocznie się niecierpliwił. Ryan wyglądał na zawiedzionego takim obrotem sytuacji.

Nawet się nie przebrałam, zabrałam tylko torbę z szatni i pobiegłam do pokoju. Tam wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w świeże ciuchy. Byłam ciekawa, czy Bonnie i Annie już przeprowadziły się naprzeciwko, napisałam do Bonn sms. Po minucie odpisała 'ja tak, nie wiem jak Ann. Przyjdź za dwie minuty, pójdziemy sprawdzić co u niej'

Po kilku minutach byłam już w pokoju naprzeciwko. - Cecily! Jak dawno się  nie widziałyśmy! - Zawołała przyjaciółka. - Opowiadaj, jak tam wyjazd!

Kiedy już wszystko jej opowiedziałam, wspomniałam o dzisiejszym treningu i o tym, że prawie się pocałowaliśmy.
- jak to 'prawie'? - uniosła brwi ze zdziwienia.
- Alexander ogłosił koniec lekcji i musielismy wyjść z sali.
-nie wierzę! On to ma wyczucie czasu.... dobra, poczekaj, pójdę po Annie - to powiedziawszy wybiegła jak burza z pokoju.
Po chwili usłyszałam głośny krzyk. Wybiegłam w poszukiwaniu przyjaciółki. Stała przed drzwiami pokoju Annie i patrzyła na coś, co jest w środku, przerażonymi oczami, jedną ręką zakrywając usta ze zdziwienia.
- co tam się stało?!- podeszłam bliżej i zobaczyłam, co tak przeraziło Bonnie.

piątek, 20 maja 2016

Rozdział 11. op.3

- jesteś pewna, że nic nie kupujesz? – zapytał załamany Ryan, którego koszyk też był pusty. Wypad do księgarni okazał się niezbyt trafiony, bo żadne z nas nic nie wybrało.

- taa, nie ma chyba nic ciekawego – wzruszyłam ramionami, wyginając przy tym kąciki ust ku dołowi. Ryan widząc moją minę wybuchnął śmiechem. Nigdy wcześniej nie słyszałam tak szczerego śmiechu, więc po chwili dołączyłam do niego. Jakieś dwie dziewczyny niedaleko nas spojrzały na nas jak na dziwaków. Słyszałam, jak szepczą do siebie
- pewnie są z Jonathana, tylko tam są tacy dziwacy
- myślisz?
- tak, zobacz, mają te dziwne tatuaże, które noszą niektórzy ich uczniowie.
- no tak, bogatym przewraca się w głowach

Nie słuchałam ich dłużej, bo Ryan skinął na mnie, żebyśmy wyszli ze sklepu. Wiedział, że słyszałam rozmowę tamtych dziewczyn, dlatego wyjaśnił mi ich zachowanie kiedy byliśmy na dworze.

- wśród Przyziemnych panuje przekonanie, że do Akademii chodzą tylko wybrani, ci z najbogatszych rodzin. Ma to zatrzymać ich pytania o przyjęcie do szkoły. Kiedyś próbowano ‘wymieszać’ Przyziemnych z innymi uczniami, ale utrzymanie Świata Cieni w tajemnicy nie było łatwe.
- Podziemni ich nie akceptowali?
- wręcz przeciwnie,   powiedzmy, że niektóre wampiry nie miały zupełnie nic przeciwko zwykłym ludziom. Zupełnie nic przeciwko, jeżeli wiesz, o czym myślę  - no tak, to potrafiłam sobie wyobrazić. 

Nie poznałam jeszcze żadnego wampira, chociaż wydawali się być w porządku. Mimo tego wierzyłam Ryanowi.
- okay, co teraz robimy? – mieliśmy jeszcze dużo czasu do zachodu słońca.
- trzeba korzystać z wolnego dnia, może pójdziemy do parku? Jest ładna pogoda
- w sumie, czemu nie – uśmiechnęłam się do niego.

Park był niedaleko, jakieś dwie przecznice dalej. Nie był duży, ale bardzo ładny. Wszędzie było dużo drzew, między którymi wiły się piaskowe dróżki, przy których stały ławeczki. Zatrzymaliśmy się przy budce z lodami,  kupiliśmy sobie po dwie kulki.

- pokażę ci moje ulubione miejsce w tym parku. Mieszkam na obrzeżach, więc często tu kiedyś bywałem – poprowadził mnie w stronę jeziora. Zeszliśmy z głównej ścieżki i skierowaliśmy się w stronę ogromnej wierzby. Jej liście delikatnie szumiały na wietrze, niektóre zanurzały się w wodzie. Drzewo rzucało cień na trawę, tworzyło delikatną zasłonę od reszty parku. Usiedliśmy pod nim tak, żeby widzieć jezioro i pływające po nim łabędzie.
- pięknie tu – westchnęłam. – tak spokojnie, można by siedzieć tu cały dzień.
- tak, to prawda. Odkryłem to miejsce kiedy miałem siedem lat i po raz pierwszy uciekłem z domu – uśmiechnął się, jakby wspominał coś zabawnego.
- uciekłeś z domu jako siedmiolatek? – nie mogłam się nadziwić, który siedmiolatek ucieka z domu?
- tak, pokłóciłem się z mamą i przybiegłem tutaj. Znaleźli mnie po dwóch godzinach, ale i tak to liczy się jako ucieczka – zaśmiał się. Odgarnął swoje gęste włosy, żeby nie wpadały mu do oczu.
- o co się tak mocno pokłóciliście? – zapytałam z ciekawości.
- nie chciałem być Nocnym Łowcą. Nie są tak super jak Batman, ale ona uważała inaczej. Długo nie mogłem jej tego wybaczyć – jego szczerość kompletnie mnie rozwaliła. Wybuchłam śmiechem
- to wcale nie jest takie śmieszne – powiedział widocznie powstrzymując się od śmiechu.- wtedy bardzo chciałem mieć swój własny Batmobil i traktowałem sprawę bardzo poważnie.

Kiedy już opanowaliśmy śmiech, zapytałam – czyli od zawsze wiedziałeś, że jesteś Nephilim.
- tak, moi rodzice nigdy nie trzymali tego w tajemnicy przed nami. Otwarcie rozmawialiśmy o naszej pracy, która jest trochę inna niż mogłaś odnieść wrażenie, że jest.
- to znaczy? – jego słowa mnie zaintrygowały
- przede wszystkim jest bardzo ciężka. Tu, w Akademii pierwszy rok treningów jest lekki, żeby dopiero przygotować nas do porządnego wysiłku. Dlatego pewnie już jako dziecko byłaś aktywna fizycznie. Tak zalecają, żeby od najmłodszych lat budować naszą kondycję i wytrzymałość organizmu.
- no tak, to prawda. Od zawsze rodzice zachęcali mnie do uprawiania sportów, szczególnie do sztuk walki.
- to na pewno będzie przydatne. Jednak trzeba bardzo poświęcić się treningom, bo niektóre demony są bardzo silne, szybkie i chwila nieuwagi albo słabości i już po tobie. Nawet bardzo doświadczeni Łowcy padają ofiarą co silniejszych demonów – jego słowa nie brzmiały zbyt optymistycznie – dlatego Nephilim żyją krótko. Mimo tego, że jesteśmy silniejsi, szybsi od Przyziemnych, mamy Runy, ale i tak to bardzo często nie jest wystarczające – dobra, to mnie dobiło. Byłam przygotowana na to, że jest to ryzykowna praca, ale że aż tak bardzo? – no ale nie popadajmy w depresję. 

Wyglądasz, jakbyś miała zaraz się spakować i uciec z Jonathana – uśmiechnął się delikatnie.
- chyba przeszło mi to przez myśl – powiedziałam niepewnie
- spokojnie, może trochę przesadzam. Nie chciałem cię wystraszyć – spojrzał mi w oczy i się zamyślił.
- mówił ci już ktoś, że masz piękne oczy?
- rodzina się liczy?
- niee
- to nikt – sama też nie uważałam, żeby były piękne. Na pewno były dziwne. – raczej w podstawówce się z nich śmiali. Albo się mnie bali. Wiesz, dwa różne kolory oczu nie pomagają w zdobywaniu przyjaciół.
- a powinno być wręcz przeciwnie! Nigdy nie widziałem piękniejszych oczu. Są wyjątkowe, odpowiednie dla ciebie – zawstydzał mnie swoimi słowami. Miałam jednak wrażenie, że mówi szczerze. 

wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 10. op.3

Dzyń-dzyń? Czy mi się wydaje, czy to budzik? Tak, to jednak on.

Wychyliłam się z łóżka, żeby go wyłączyć. Ktoś jednak musiał wczoraj przesunąć szafkę nocną gdzieś dalej, bo nie mogłam dosięgnąć telefonu. Wychyliłam się bardziej… jeszcze trochę…. I wylądowałam na podłodze. Brawo Cecily! Jesteś niesamowicie zwinnym Nocnym Łowcą! Skakanie po dachach ci może nie straszne, ale jeżeli chodzi o dosięgnięcie budzika to już co innego… 

Okay, Blackthorn, ogarnij się.

Wiecie, co jest dobre w tym,  że jestem Łowcą, a nie na przykład wampirem? Że nie musiałam zastąpić koloru czarnego czerwonym. Pomijając oczywiście inne zalety bycia Nephilim. Jejku, chyba nie zaczynam już podpadać pod stereotypowego Jestem-Najlepsza-We-Wszystkim-Nephilim? Nie chcę być taka.

Czesałam właśnie włosy, kiedy w okno mojego pokoju coś uderzyło. Otworzyłam je i zobaczyłam co, a raczej kto jest tego sprawcą.
- Ryan? Wtf, nie mogłeś przyjść normalnie?
- ee, dzisiaj Panna Marquez ma dyżur na waszym korytarzu, stoi tam jak Cerber – wzruszył ramionami. Doskonale wiedziałam, o co mu chodziło. Panna Marquez ma prawie trzysta lat (chociaż wygląda na czterdzieści, takie zalety bycia wampirem)  i żelazne zasady: Żadnych osobników płci męskiej na damskim korytarzu!!! Są nawet legendy o tych, którzy nie stosowali się do tych zasad i żadna z nich nie kończy się szczęśliwie dla tych śmiałków.

- okay, zaraz zejdę – odpowiedziałam.  Porwałam mały plecak leżący na krześle i pobiegłam w stronę schodów. Panna Marquez łypnęła na mnie wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Popchnęłam wielkie drzwi frontowe i zobaczyłam, że Ryan czeka już na podjeździe. Stał oparty o swój, nawiasem mówiąc piękny, samochód. Ciekawe, skąd osiemnastolatek ma pieniądze na Jeepa Grand Cherokee.. ale mniejsza z tym. Jak można podziwiać samochód, jeśli opiera się o niego Ryan Fairchild? Blady, o czarnych włosach i niebieskich oczach, które teraz przysłaniały czarne Ray-Bany, czarnej, skórzanej kurtce, oraz koszulce i jeansach w tym samym kolorze. Nie chciałam się jednak za bardzo przyglądać, bo jeszcze by pomyślał, że go oceniam.. co w sumie robiłam!

- wsiadaj – rzucił z uśmiechem. Wsunęłam się na fotel pasażera. Jeep miał naprawdę dużo miejsca w środku. Zawsze podobały mi się duże samochody, ale zanim będą mogła w ogóle jeździć minie troszkę czasu.
- to dokąd najpierw jedziemy? – zagadnęłam.
- do Shortville, tam pójdziemy do księgarni, a później się zobaczy – wzruszył ramionami.
- masz już upatrzoną jakąś książkę? Albo jedziesz tam w jakimś konkretnym celu?
- nieee – westchnął. Może po prostu chciał spędzić ze mną trochę czasu? Niee, to na pewno nie było to. Z drugiej strony ja też nie potrzebuję żadnej książki, bo w Akademii zajęć mi nie brakuje, więc dlaczego zgodziłam się jechać? Odpowiedź na to nie jest prosta, nie wnikam w to teraz.

- masz w Akademii jakąś rodzinę? – postanowiłam szybko zmienić temat. Na wzmiankę o rodzinie chłopak skrzywił się i wyraźnie posępniał.
- moja starsza siostra byłaby w trzeciej klasie. – odpowiedział zamyślony
- byłaby?
- Rose nie żyje. Została zamordowana w poprzednie wakacje.
- o matko, tak mi przykro! Naprawdę nie chciałam cię zasmucić – no pięknie, teraz przestanie mnie lubić zanim jeszcze zaczął! Ta wycieczka będzie okropna.
- nic się nie stało – mimo tych słów nie byłam jednak przekonana, czy rzeczywiście ‘nic się nie stało’.
- dobra, nie ważne. Powiedz mi lepiej, czy podoba ci się w Akademii – uśmiechnął się tak, jakby chwile wcześniej w ogóle nie został poruszony temat jego siostry. Nie żeby mi to przeszkadzało.
- bardzo mi się tu podoba, szczerze mówiąc. W przyziemnej szkole nie było tak ciekawie, poza tym nawet najnudniejsze zajęcia tutaj nie są nawet w połowie tak nudne jak historia przyziemnych i matematyka!
- no tak, tutaj masz rację…
- a tobie się tu podoba?
- tak, chociaż nie mam zbyt wielu przyjaciół. Mam wrażenie, że wiele osób mnie wręcz nie lubi.
- to nie prawda, może gdybyś bardziej się otworzył…
- Cecily, nie wiem, czy chcę się otworzyć – zmarszczył czoło
- dlaczego? -  ten chłopak nieustannie mnie zadziwiał
- widzisz, do niektórych rzeczy mam inne podejście od innych, mam inne poglądy, a czasami po prostu ludzie wydają mi się zbyt ograniczeni – miałam wrażenie że to, co mówił, było bardzo osobiste, nie wiedziałam, dlaczego akurat ze mną chciał się tym podzielić.
- mimo tego ze mną jednak zdajesz się chcieć spędzać czas
- coś mi mówi, że ty jesteś inna, Cecily. Inna od wszystkich, których dotąd spotkałem – podsumował cicho. Jeżeli to, co wcześniej powiedział, wydawało mi się osobiste, to to teraz było jeszcze bardziej osobiste.  Czy jednak tym wyznaniem chciał przekazać  mi, że coś do mnie czuje? Przecież znamy się tak krótko.


przepraszam za to opóźnienie, jedenasty rozdział będzie normalnie, w ten piątek :)  



piątek, 6 maja 2016

Rozdział 9. Opowiadanie 3


- hejka Cecily – wracałam właśnie z zajęć, kiedy podbiegł do mnie Ryan. Brian szepnął mi na ucho
- ja się zmywam, odezwę się później
- hej Ryan – odpowiedziałam odprowadzając Briana wzrokiem. Widziałam jak tłumaczy Bonnie i Annie dlaczego mnie zostawił. Pokazały mi uniesione kciuki w górę i poszły z Brianem.
- tak się zastanawiałem, do kogo mogę się z tym zwrócić i przypomniało mi się, że wczoraj rozmawialiśmy.  Więc może chciałabyś się ze mną wybrać w piątek do księgarni, kiedy będziemy mieli dzień wolny? W te dni można wychodzić poza teren szkoły, a w najbliższym miasteczku jest dość dobrze zaopatrzona księgarnia.
- okay, tylko jak tam dotrzemy? Z tego co pamiętam, jesteśmy w środku lasu, raczej autobusy tu nie zaglądają – zaśmiałam się. On tylko się uśmiechnął i powiedział
- pewnie tak, ale od czego ma się samochód? – kiedy się uśmiechał wyglądał przezabawnie. Aż miałam ochotę przeczesać ręką jego gęste czarne włosy, jednak się powtrzymałam.
- czyli ten piątek? O której?
- 15? Pasuje ci?
- jasne, to do zobaczenia - powiedziałam widząc, że doszliśmy już do schodów, czyli miejsca, gdzie musieliśmy się rozdzielić.
- do zobaczenia – odpowiedział z pięknym uśmiechem.

Kiedy weszłam do mojego pokoju prawie podskoczyłam, bo nie spodziewałam się, że kogoś w nim zastanę.  
- i jak tam randka z Panem Mrocznym? Już umówiona ? – zapytała Bonnie siedząca na moim łóżku.
- Pan Mroczny ma na imię Ryan i wcale nie jest taki mroczny. I to nie jest randka, po prostu wybieramy się w ten piątek do miasta. – wzruszyłam ramionami
- czyli randka. W ten piątek?
- tak, a co?
- Cecily, wiesz, że TEN piątek jest jutro?
- jak to?! – nie spodziewałam się, że czas tak szybko tutaj leci…. Nigdy bym nie pomyślała, że już jutro koniec pierwszego tygodnia w Akademii...  – dobra, nie ważne. Jak znalazłaś  mój pokój? – postanowiłam zmienić temat
- to nie było trudne -  wzruszyła ramionami – wliczając to, że mieszkam naprzeciwko
- mieszkasz naprzeciwko?!
- tak, ale dopiero od dzisiaj, poprosiłam o przeniesienie. To samo zrobiła Annie, ale jeszcze nie mogła się przenieść. Zrobi to w przyszłym tygodniu.
- okay…. Nie powiem, będzie ciekawie.
- to na pewno. Ja spadam, musisz się wyspać przed randką z Panem Mrocznym – puściła do mnie oczko wychodząc z pokoju
- on nie jest Panem Mrocznym!
                                                                    ***
W Akademii czas mijał mi niesamowicie szybko. Tydzień już dobiegał końca, a ja nawet ani razu nie sprawdziłam maila. Wzięłam więc mojego czarnego laptopa na łóżko i zignorowawszy wyskakujące okienko zawierające, jak głosił tytuł, „najświeższe wieści kryminalne: kto zabił Rose?” otworzyłam skrzynkę pocztową. Kiedy zobaczyłam ilość nieprzeczytanych wiadomości trochę się przestraszyłam. Większość z nich było od Matta i Alice. Zrobiło mi się głupio, że tak zignorowałam moich przyjaciół. Przeczytałam tylko kilka z nich, bo większość była bardzo podobna:

Matt: hejka C, jak tam życie?

Alice: no opowiadaj jak tam nowa szkoła?

Matt: mam nadzieję, że nie odpisujesz dlatego, że dobrze się tam bawisz, a nie dlatego, że ta szkoła to tak na prawdę szkolenie dla dealerów

Alice: C, odpisz, proszę, tęsknię jak nie wiem co

Matt: a może to naprawdę jest jakaś akcja-konspiracja?

Alice: żyjesz ty jeszcze?

Było ich tam duuuużo więcej. Musiałam coś im napisać, więc zabrałam się za to.

Hejka, u mnie wszystko w porządku, miałam strasznie mało czasu, przeprowadzka te sprawy. Znajomi są okay, jeszcze nie zdążyłam ich dokładnie poznać, ale nadrobię na następnej imprezie (która inna szkoła pozwala na imprezy bez nadzoru? Lol). Musimy kiedyś się spotkać, może za dwa tygodnie? Moglibyśmy iść na jakąś imprezkę w NY J  -C.

Skończyłam pisać i dotarło do mnie, że nasze przyszłe spotkanie będzie co najmniej dziwne. Bo przecież nie mogę im powiedzieć, czego tak naprawdę się uczę, co to za ‘tatuaże’. A co jeśli zaatakuje nas jakiś demon, a ja będę nieuzbrojona i niewystarczająco silna, żeby go powstrzymać? Albo będę chciała im pokazać coś, czego oni nie będą widzieli? W ciągu kilku dni moje życie tak bardzo się zmieniło…
Ale spokojnie. O to będę martwić się kiedy indziej. Teraz trzeba wziąć życie w swoje ręce.

rozdział dziewiąty, mam nadzieję, że powoli wybrnę z tych flaków z olejem, jednak zrobiłam sobie małą przerwę w pisaniu i mam w zapasie tylko nieskończony rozdział dziesiąty! liczę na Waszą pozytywną energię i może trochę inspiracji, bo ostatnio z weną u mnie ciężko.... jeśli chcecie, piszcie na mail: blog.love.lasts.forever@gmail.com :)