piątek, 23 grudnia 2016

6. opowiadanie 4

jako prezent świąteczny - dłuższy rozdział, w dodatku z naszym tajemniczym nieznajomym :) miłego czytania i wesołych świąt!!

Dam radę. Nie jestem szalona i nigdy nie byłam. Żaden dziwak z białymi włosami tego nie zmieni.  W ciągu ostatnich dwóch dni te słowa stały się mantrą Cecily. Kiedy Smith stwierdził, że ma się spotkać z tym chłopakiem wydało się to jej szalonym pomysłem, jednak powoli zaczynała rozumieć tego sens. Jednak mimo tego, co próbowała sobie wmówić, bała się tego spotkania.
Na dźwięk pukania do drzwi podskoczyła na łóżku.
- kto tam? – zapytała cicho, niepewnie
- to ja, Cecily – rozległ się głos Henry’ego. – a kogo się spodziewasz?
- nie ważne, już wychodzę.

***
Po śniadaniu Cecily nie poszła na poranne zajęcia grupowe, a skierowała się do gabinetu Smitha. Zza drzwi dochodziły stłumione głosy. Zapukała.
- wejdź kiedy będziesz gotowa, Cecily – usłyszała głos pana Smitha. Zebrała się w sobie i otworzyła drzwi.

Od razu w oczy rzucił jej się chłopak. Stał do niej lekko tyłem, patrzył przez okno. Widziała jego ostro zarysowaną linę żuchwy. Był wysoki, szczupły, jednak przez białą koszulę, którą miał na sobie, było widać zarys mięśni. Jego włosy były nienaturalnie srebrnobiałe, a kiedy odwrócił się w jej stronę, dziewczynę zmroziło przenikliwe spojrzenie czarnych oczu.
Tym razem nie Cecily nie poczuła żadnych gwałtownych uczuć. Jedynie czuła niepokój ukryty gdzieś w zakamarkach podświadomości, który wzmagał się, kiedy ich spojrzenia się krzyżowały.
- Cecily możesz usiąść. Sam, ty również zajmij miejsce. Dziś będę się tylko przyglądał. – podpowiedział pan Smith.
- tym razem bez fajerwerków? – zapytał chłopak z delikatnym uśmiechem, siadając na fotelu naprzeciwko dziewczyny.
- zaskakujące, prawda? – odpowiedziała kpiącym tonem.
- w istocie. Nie przedstawiłem się. Jestem Sam.
- Sam? Myślałam, że ktoś, kto prześladuje mnie po nocach będzie miał jakieś bardziej wymyślne imię, jak Edmund, albo coś w tym stylu..
- to tylko zdrobnienie, rodziców trochę poniosło, kiedy wybierali imię – zaśmiał się. Miał bardzo melodyjny głos.
- i niech zgadnę, nie powiesz mi jak brzmi w całości – uniosła brew
- raczej nie – obdarzył ją uśmiechem. Zapadła chwila ciszy, po której dziewczyna zadała nurtujące ją pytanie
- dlaczego prześladujesz mnie w snach?
- z tego, co słyszałem, prześladuje cię osoba o srebrnych oczach, moje są czarne.
- tak ale… - dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. Nagle wszystko wydało jej się bez sensu – ale mam wrażenie, jakby kiedyś były srebrne..
- ciekawa teza, Cecily. Większość ludzi zakłada, że to włosy są farbowane
- a nie są?
- jak tatę kocham, nie!
- chciałeś powiedzieć „Jak Boga kocham”
- powiedzmy – Sam wzruszył ramionami. 
- więc mówisz, że to nie ty? W tych snach?
- tego nie powiedziałem.
- czyli to ty?!
- Cecily, czy ja ci wyglądam na Harry’ego Pottera?
- no.. nie. Ale to nic nie zmienia.
- wydaje mi się jednak, że zmienia dużo.
- na przykład? – dziewczyna powoli się irytowała.
- słyszałaś kiedyś o człowieku, który zsyła sny na kogoś nieznajomego, kogo widzi pierwszy raz w życiu?
- trzeci – poprawiła go Cecily
- jak to „trzeci”? – zdziwił się
- jeszcze wczoraj na zajęciach. Poza tym jestem pewna, że gdzieś już cię widziałam, tylko nie mogę sobie przypomnieć gdzie…
Sam tylko wzruszył ramionami. Cała ta rozmowa wydawała się Cecily bardzo dziwna. Ale Sam ją zaintrygował.

- dobrze, na dzisiaj wystarczy. Do zobaczenia jutro Cecily. Nie musisz dzisiaj przychodzić na normalną terapię, zrób sobie wolne, odpocznij.

Cecily wstała z krzesła i skierowała się do drzwi. Sam podbiegł i otworzył je. Ich spojrzenia znów się spotkały.
- miło było cię poznać, Cecily. Mam nadzieję,  że niedługo znów się zobaczymy – uśmiechnął się delikatnie.
- mi również. – zamknęła drzwi. Cóż za dziwny chłopak!  

piątek, 16 grudnia 2016

5. opowiadane 4

dziś wyrobiłam się z rozdziałem na czas i jestem z tego niezmernie dumna :)  

Czuła, jakby wszystkie mięśnie nagle zastygły w połowie ruchu. Czuła nadchodzący atak paniki. W jednej chwili zebrała resztkę sił i wybiegła z sali, w której miały odbywać się zajęcia, na korytarz.
Kiedy tylko wydostała się na zewnątrz poczuła mocne szarpnięcie za lewy nadgarstek. Zamachnęła się wolną ręką, trafiając prosto w noc przeciwnika. Kimkolwiek był, była pewna ,że chce ją skrzywdzić. Jej ręka była wolna, bo napastnik próbował  zatamować krwawienie z nosa. Dopiero po chwili dotarło do niej, kto sto przed nią. Nie był to żaden groźny człowiek, ani ochroniarz. To był Henry, który miał teraz nietęgą minę.
- matko, Henry, przepraszam! – wykrzyknęła. Panika zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła.  – nie wiedziałam, że to ty!
- dobra, to tylko trochę krwi – powiedział, co zabrzmiało dość śmiesznie, bo uciskał nasadę nosa. – raczej nie jest złamany – wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni chusteczkę.
- naprawdę myślałam, że to ktoś inny… tak mocno mnie złapałeś!
- co tu się dzieje?! – zapytała ostrym tonem panna Parkes, wychylająca się zza drzwi.
- to tylko atak paniki, zaprowadzę ją do pana Smitha. – szybko odpowiedział jej Henry nie odwracając się w jej stronę.
- no… dobrze, tylko szybko – niepewnie podsumowała kobieta. – żebym nie miała przez was problemów. Henry, opuścisz dzisiejsze zajęcia z gościem specjalnym..  – na słowa „gość specjalny” dziewczyna drgnęła.
- to nic, panno Parkes. – uciął chłopak. Wziął Cecily pod ramię i szybkim krokiem odeszli.

Tuż pod gabinetem terapeuty Henry wyszeptał jej na ucho - jesteś pewna, że chcesz tam wejść?
- chyba dam radę – próbowała brzmieć stanowczo.
- Cecily? Ty tutaj o tej godzinie? – zapytał pan Smith patrząc na zegarek
- przyprowadziłem ją, bo miała napad paniki – odpowiedział za nią Henry. – prawie złamała mi nos.
- dziękuję, Henry. Możesz iść. – chłopak wyszedł, a Cecily usiadła na fotelu.
- tego dawno nie było, co Cecily? – zapytał terapeuta niemal z uśmiechem na twarzy.  – zaczynałem się zastanawiać czy jest sens dłużej cię tu trzymać…
- mniejsza z tym, panie Smith – ucięła dziewczyna – chodzi o to, że ja chyba sobie coś przypomniałam – terapeuta spojrzał na nią z zaciekawieniem
- ten gość specjalny z zajęć… wydaje mi się, jakbym już go widziała. Te oczy…
- czy to te oczy, które widzisz w snach?
- no właśnie nie, mają inny kolor. Ale i tak poczułam, że on ma coś z tym wspólnego. Nie mam pojęcia co, ale wiem, że coś ma.
- co poczułaś, kiedy go zobaczyłaś?
- jakbym zamieniła się w bryłę lodu. A później byłam w stanie tylko stamtąd uciekać. Henry próbował mnie zatrzymać, zanim zrobię coś głupiego i w efekcie uderzyłam go w nos.
- Cecily, wydaje mi się, że ten chłopak, gość specjalny, może mieć duży wpływ na twoją terapię. Myślę, że powinnaś się z nim spotkać. Ale jeszcze nie dziś.

Dziewczynę zamurowało. Ma się spotkać z kimś, kto przyprawia ją o ataki paniki? Zaczęła się zastanawiać, czy pan Smith sam nie potrzebuje pomocy psychiatrycznej.

Była niemal stuprocentowo pewna, że ten srebrnowłosy chłopak jest przyczyną jej choroby. Ale żeby dowiedzieć się dlaczego, musiała stawić mu czoła. 

ten rozdział jest jeszcze w miarę tajemniczy, ale nie chciałam za szybko wprowadzać akcji :) sam srebrnowłosy chłopak jest tajemniczy, więc nie podam go od razu na tacy :) 


sobota, 10 grudnia 2016

4. opowiadanie 3

Następnego dnia obudziło ją walenie do drzwi. Zaspana otworzyła oczy i przekonana, że nadal jest w domu, krzyknęła – halo! U siebie jesteś? Nie wal w te głupie drzwi! – jednak głos, który jej odpowiedział wcale nie należał do nikogo, kto mógł od rana przebywać w jej rodzinnym domu.

- Cecily, wiesz która jest godzina? – głos należał do Henry’ego.  Spojrzała na budzik stojący na stoliku nocnym. 8.45. miała piętnaście minut do spotkania w grupie. Wyskoczyła z łóżka, szybko się ubrała, nawet nie zdążyła się uczesać. Wybiegła na korytarz, na którym nadal czekał Henry.
- przyniosłem ci śniadanie, bo już pewnie no zdążysz iść do jadalni
- jejku, dziękuję Henry, jesteś wspaniały – miała ochotę go uściskać. Odkąd powrócił do leków, jest naprawdę  wspaniały. Wiedziała jednak, że ten stan u niego długo nie potrwa i, jak zazwyczaj, zacznie znów oszukiwać i ostawi leki.
Szybko zjadła kanapkę przyniesioną przez przyjaciela i poszli razem do dużej sali, w której odbywały się zajęcia grupowe. Na bladożółtych ścianach pokoju zamontowane były gdzieniegdzie lustra. Na środku sali stały krzesła, postawione w okręgu tak, aby wszyscy uczestnicy zajęć mogli się widzieć.

Cecily nie lubiła tych zajęć. Obcowanie z tyloma psycholami na raz nie sprawiało, że czuła się tu bezpiecznie, nawet mimo ochroniarzowi stojącemu przy drzwiach i czujnym okiem kontrolującemu ich zachowanie.

Do pokoju weszli jako ostatni, mimo tego, że do rozpoczęcia zajęć zostało jeszcze kilka minut. Pacjenci jednak nie mają wielu zajęć po śniadaniu, więc większość z nich udaje się tu zaraz po jedzeniu.

- mam nadzieję, że nic nie będę musiała mówić – szepnęła do Henry’ego, kiedy siadali na ostatnich wolnych krzesłach. Panna Parkes, która prowadziła zajęcia weszła zaraz później. Nie była jednak sama. Za nią do sali wszedł wysoki, ciemnooki chłopak, z niemal srebrnymi włosami. Cecily znieruchomiała.

rozdział dzień po czasie, krótki... jednak powoli wprowadzający do sedna opowiadania :) mam nadzieję, że mnie nie zabijecie przez to chwilowe porzucenie bloga, jednak przed świętami mam natłok spraw w szkole a na dodatek znajomi efektywnie wykorzystują mój czas wolny... ale nie porzucam Was, co to to nie! :) do zobaczenia za tydzień :*  

piątek, 25 listopada 2016

3. opowiadanie 4


Do gabinetu weszła chuda, blondwłosa, wysoka kobieta.
-Cecily, to jest pani Hole. Przyjechała do kliniki w wizytacji, zarządzenie od ministra – kobieta nie powiedziała ani słowa, spojrzała tylko na dziewczynę z lekką pogardą. Nie budziła w dziewczynie ani odrobiny zaufania.
- proszę, niech pani usiądzie – Smith wskazał na fotel stojący przy regale z książkami. Kobieta jednak wybrała inne miejsce. Zignorowała terapeutę i usiadła na jednym z dwóch krzeseł przy stoliku stojącego po drugiej stronie gabinetu. Cecily wydawało się, jakby rzuciła im wyzywające spojrzenie.
- żeby było jasne – zabrała głos. Brzmiała tak, jak Cecily sobie wyobrażała: miała jakiś germański akcent, słowa wypowiadała szybko, jakby wypluwała truciznę. – to tylko wizytacja, panie Smith. Proszę pracować tak, jakby mnie tu nie było – mówiąc to, ani razu nie spojrzała na pacjentkę.
- jak sobie pani życzy – powiedział oschle psychiatra i usiadł z powrotem w swoim fotelu.

***
Po skończonej sesji Cecily wypadła z gabinetu jakby się za nią paliło. Pani Hole nie powiedziała już później ani słowa, jednak sama jej obecność w gabinecie była wyczuwalna niemal w każdej cząsteczce powietrza. Dziewczyna nigdy nie spotkała się z kimś takim, kto nie narzucając się wcale, jednocześnie tak bardzo się narzucał. Głowa ją bolała, miała wrażenie, jakby miała eksplodować.
- Cecily, wszystko okay? – usłyszała głos dochodzący z oddali. Poczuła delikatny dotyk na ramieniu. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że siedzi na podłodze, a przy niej klęczy Henry.
- co się stało? – zapytał chłopak.
- nie wiem, po prostu kiedy wyszłam z gabinetu doktorka zakręciło mi się w głowie, to nic takiego – Henry jednak nie wydawał się przekonany jej zapewnieniami.
- jak uważasz…
- na sto procent wszystko okay, Henry. Masz teraz spotkanie ze Smithem?
- tak, przecież wiesz – spojrzał na nią jak na kogoś z kosmosu.
- no tak, no tak… wiesz co, Henry, muszę iść, do zobaczenia! – zerwała się na nogi, przez co znowu zakręciło jej się w głowie, jednak nie upadła. Popędziła korytarzem w stronę swojego pokoju.

***
Cecily lubiła swój pokój. Cieszyła się, że nie musi go z nikim dzielić, bo nie mogłaby spać spokojnie z myślą, że jej współlokatorka może zadźgać ją plastikową łyżeczką.
Nie był zbyt duży, mieściło się w nim łóżko, szafa i biurko, jednak dziewczyna nie potrzebowała niczego więcej.
Gdy tylko położyła głowę na białej poduszce, zapadła w sen.


Tej nocy znów śniły jej się te tajemnicze, srebrne oczy.  

piątek, 18 listopada 2016

2. opowiadanie 4

[czwartek, godzina 21.57] zamiast uczyć się na rozszerzoną biologię, dokańczam dla Was rozdział, więc wielbcie mnie :) a tak na poważnie, to mam nadzieję, że zrezygnowanie z dobrej oceny na rzecz Czytelników się opłaci i rozdział się spodoba ;)

To nawet zabawne – pomyślała Cecily, nakładając sobie śniadanie – większość dziewczyn na moim miejscu znienawidziłoby matkę za to, że wysłała je do psychiatryka… a ja tylko cieszę się, że wybrała akurat ten, jest nowy, wygodny, jedzenie smaczne, no i położony gdzieś w Alpach.

- cześć, Cecily – odezwał się wysoki, lecz przeraźliwie chudy Henry, schizofrenik, jedyny pacjent kliniki, z którym rozmawiała. Uważała, że zawieranie przyjaźni w miejscu takim, jak to, jest dość dziwne. I niebezpieczne, jeżeli twój przyjaciel przejawia niepokojące zainteresowania metodami torturowania ludzi.
- hejka Hen! – postawiła swoją tacę zapełnioną owocami naprzeciwko tacy Henry’ego. – z kim dziś mam przyjemność?

- aktualnie z Henrym – chłopak zaśmiał się.
- ufff, mogę odetchnąć z ulgą, już się bałam, że dziś znowu będę musiała rozmawiać z panem Hyde’em.
- przestaniesz mnie w końcu do niego porównywać? Nie moja wina, że ma na imię Henry! – mimo poważnego tonu przyjaciela, Cecily wiedziała, że i tak nie ma jej tego za złe.
- no tak, bo to wcale nie jest śmieszne, że masz na imię dokładne tak samo, jak dr Jekyll.
- zejdźmy już z tematu mojej choroby. Ty też nie lubisz, jak rozmawiamy na twój temat. W zasadzie, to ja nawet nie wiem, dlaczego tu jesteś, na pierwszy rut oka nic ci nie jest.
- no taak, wcale przy mojej próbie ucieczki nie pobiłam trzech pielęgniarek, a jednego sanitariusza nie próbowałam zabić wyłamaną nogą od stołu tylko dla tego, że miał bardzo jasne oczy.

- o co właściwie chodzi z tymi oczami? – chłopak pochylił się zaciekawiony
- żebym ja sama wiedziała! – westchnęła zrezygnowana – cały czas mnie prześladują! Widzę je w snach, czasem wydaje mi się, jakbym widziała je nawet w ciemności…

Później

Około 16.00 większość pacjentów ma spotkania z psychiatrami, Cecily była już więc pięć minut spóźniona, a doktor Smith nie lubił spóźnień. Kiedy tylko weszła do gabinetu lekarz zgromił ją wzrokiem.
- Cecily, wiesz, że nie toleruję spóźnień. Mogę wiedzieć, co cię zatrzymało?  Tego, co mi się wydaje, to nie masz tu za dużo do roboty.
- przepraszam, panie Smith, ale zagadałam się z Henrym – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- oo, w takim razie wybaczam – wzruszył ramionami, poprawiając okulary. Dziewczyna rzuciła mu zdziwione spojrzenie – zawieranie przyjaźni jest istotnym punktem terapii – wyjaśnił. – właśnie, co do terapii – uniósł brwi, jakby sobie coś przypomniał – chciałbym ci kogoś przedstawić. 

piątek, 11 listopada 2016

I. opowiadanie 4

- opisz mi jeszcze raz ten sen, Cecily – powiedział pan Smith, grubszy psychiatra koło pięćdziesiątki. Na sesjach zawsze patrzył w oczy, co niezmiernie denerwowało dziewczynę.

- jak zawsze widziałam tylko duże srebrne oczy – westchnęła z irytacją na wspomnienie dręczącego ją od roku snu – wpatrywały się we mnie jak pan teraz – zacisnęła wargi, aby wyrazić swą złość

- Cecily, nie możesz unikać spojrzeń innych ludzi. To normalne, że twój każdy rozmówca będzie patrzył ci w oczy.

- wiem, po prostu tego nie lubię! Z resztą pan i tak nie zrozumie.

- jestem tu, aby zrozumieć i pomóc zrozumieć to tobie. Cecily, powiedz mi, jak to się w ogóle stało, że tu trafiłaś? W kartotece nie było nic na ten temat wspomniane.

- nie powiem, pan nie zrozumie. – tak naprawdę nie była pewna, czy sama to rozumie. Tym wspomnieniem nie dzieliła się z nikim.

- postaram się zrozumieć. Jeśli chcesz, żeby nasza praca zaczęła przynosić efekty musisz się w końcu otworzyć. Nie ważne, jak bardzo nierealne wydają się twoje wspomnienia.

- okay… odesłała mnie tu mama, kiedy znalazła mnie w pokoju gadającą jakieś bzdury

- wiesz dobrze, że to nie był bezpośredni powód. Nastolatki czasem mówią bzdurne rzeczy – lekarz zdjął okulary i wytarł szkła o ciemnobrązowy materiał marynarki, uśmiechając się pod nosem, zapewne wspominając nastoletnie lata swoich, dorosłych już, dzieci.

- lekarze mówili też, że byłam agresywna… na początku.

- to już wiem, pracuję z tobą od twojego przyjazdu do tej kliniki, nie pamiętasz? – zmrużył oczy, jakby w obawie, że młoda pacjentka ma na dodatek amnezję.

- pamiętam, po prostu nie za bardzo wiem, co działo się wcześniej, zupełnie jakby ktoś wymazał mi z głowy to istotne dziesięć minut życia. – dziewczyna poruszyła się niespokojnie, jakby sfrustrowana luką w pamięci.

- to normalne, gdy ktoś przeżywa gwałtowne i silne emocje, Cecily. Jednak z czasem wspomnienie wróci. Niestety na dzisiaj musimy kończyć, za dziesięć minut będzie cisza nocna. Dobranoc, Cecily – odprawił ją. Cecily wstała, czując niemałą ulgę, że dzisiaj Smith nie drążył tematu. Nie lubiła tych sesji, uważała, że skoro mózg skasował tamto wspomnienie, to zrobił to  w jakimś celu. Nie chciała się do tego przyznać, ale bała się tego wspomnienia. W sumie, nie wiedziała, czego boi się bardziej: tego, że odzyska wspomnienie, które okaże się straszne, czy tego, że go nie odzyska i na zawsze zostanie w psychiatryku…


sobota, 5 listopada 2016

Prolog. op.4

Czuł, że zrobił coś nie tak, powiedział coś, czego nigdy nie powinien powiedzieć. Wiedział, że nie powinien tego mówić, ale nie żałował swojego czynu. Wiedział, jak to się skończy, bo nie był pierwszy.
Podzieli los swojego brata, który wiele lat temu popełnił podobną zbrodnię. Tutaj nadal pamiętano tamten dzień, kiedy jeden z najwybitniejszych braci okrył się niesławą. Pamiętają, lecz mówią o tym jedynie szeptem. W idealnej rodzinie nie ma miejsca dla skazy.
Teraz on także był skazą w idealnej rodzinie.

Los Angeles, 06.06.2016, 23:07

- Cecily, chodź, bo się spóźnimy! – w domu rozległ się głos matki dziewczyny.


- już idę, mamo! – odpowiedziała Cecily. Wybierały się na kolację  przyjaciółkami Theresy, jej mamy. Narzuciła na siebie jeansową kurtkę i już miała wychodzić z pokoju, gdy coś za oknem przyciągnęło jej uwagę. Wyjrzała przez okno, ale w pierwszej chwili nic nie zobaczyła. To dziwne, bo mogłaby się założyć, że widziała krótki rozbłysk świateł nad Central Parkiem. Po chwili wypatrywania zobaczyła go, młodego chłopaka siedzącego na ziemi po drugiej stronie ulicy. Miał niesamowicie jasne włosy, niemal srebrne. I wtedy ich oczy się spotkały. Szarosrebrne oczy przeszyły ją zimnym wzrokiem, jakby mogły zobaczyć  każdy sekret skrywany nawet w najbardziej odległym zakamarku jej duszy.