- podsumowując, wasze zachowanie jest karygodne –
oświadczyła Amelia Herondale pod koniec swojego monologu. – samodzielne
wtargnięcie do gniazda demonów nigdy nie powinno przyjść pani do głowy, panno
Blackthorn. A pan, panie Fairchild, doskonale zna procedury i wie pan, że przed
samodzielnym atakiem powinien pan zawiadomić dowolny oddział Clave, albo
chociażby dyrekcję Jonathana. – w ciszy pokiwaliśmy głowami, udając skruchę.
Tak, udając, bo ani ja, ani Ryan nie żałowaliśmy naszej decyzji. – oczywiście
wasze rodziny zostały poinformowane o waszym… wybryku. Będziecie mogli wyjaśnić
to z nimi podczas jutrzejszego Dnia Wizyt. To wszystko – zakończyła oschle.
Ewidentnie była zła, jednak nie mogłam się jej dziwić. W końcu byliśmy tylko
dwoma siedemnastolatkami. Dodatkowo ja, w przeciwieństwie do Ryana,
dowiedziałam się o demonach dopiero jakieś pół roku temu.
Gdy wychodziliśmy z jej gabinetu Ryan splótł swoje palce z
moimi. Jego dłoń była poro większa od mojej, ale nie przeszkadzało mi to.
Szliśmy korytarzem w stronę mieszkalnej części szkoły, kiedy nagle zostałam
przyciśnięta do ściany. Zanim zdążyłam zorientować się, o co chodzi, moje usta
spotkały się z ustami Ryana. Pocałował mnie tak nagle i robił to z taką
zachłannością, jakby od lat mnie nie widział. Mnie to jednak się spodobało,
wczepiłam ręce w jego gęste włosy, na co on zareagował cichym pomrukiem.
Niestety, ta chwila nie trwała długo. Usłyszeliśmy znaczące
chrząknięcie, na co odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Spodziewałam się
zobaczyć Amelię Herondale, ale moim oczom ukazał się pewien blondyn. Dave.
- moglibyście nie obściskiwać się na korytarzu, z łaski
swojej? – powiedział rozbawiony. Zza jego pleców dobiegł nas chichot, którego
sprawcą był nie kto inny jak Brian. Ich wesoły nastrój nie udzielił się jednak
Ryanowi, który zgromił chłopaków wzrokiem.
- i kto to mówi? Popraw sobie koszulę, Black. – rzucił z
ironicznym uśmiechem. Dopiero teraz złączyłam fakty. Brian i Dave, razem,
roześmiani i potargani. Wow. Posłałam Brianowi pytające spojrzenie, na które lekko
się zarumienił. Uznałam to za potwierdzenie moich domysłów, jednak nie skomentowałam
tej sytuacji, bo wiedziałam, że to dla niego trudny temat.
- nie słyszałeś, że idziemy? – rzucił kpiąco wampir. Na kilometr
dało się wyczuć, że się nie lubią.
- jak miał usłyszeć? – zapytałam, jakby Dave był lekko
głupi. – przecież nie ma wampirzego słuchu, Dave.
- nie ma? – zapytał i uniósł jedną brew. Wyglądał na
rozbawionego, co jeszcze bardziej zezłościło Ryana. Czułam, jak stężały mu
mięśnie. Nie wykonał jednak żadnego ruchu, tylko posyłał wampirowi mordercze
spojrzenie. Ta cała sytuacja wydawała się chora.
- możecie mi powiedzieć, o co wam do cholery chodzi?! –
wykrzyczałam.
- to Ryan nic ci nie powiedział? Dziwne. – Dave odpowiedział
na moje pytanie nawet na mnie nie patrząc. Jego głupie rozbawienie minęło i
teraz także bombardował spojrzeniem Ryana.
- gdybym chciał, to bym powiedział – odparował tamten. –
najwidoczniej nie ma o czym mówić.
- no tak, sprawa twojego pochodzenia wcale nie jest czymś, o
czym twoja dziewczyna powinna wiedzieć.
- Ryan, o co mu chodzi? – byłam lekko zbita z tropu. Tak samo
Brian, który patrzył na nich z zaskoczeniem na twarzy. Spojrzał teraz na mnie i
wzruszył ramionami na znak, że też nie ogarnia tych dwóch.
- Cecily, później ci powiem. Chodźmy stąd bo zaraz nie
wytrzymam i mu przywalę. – to mówiąc chwycił mnie za ramię i pociągnął w stronę
schodów na męskie piętro. Zostawiłam Briana z wściekłym wampirem. To nie było
najlepsze posunięcie, ale przecież nie mógł mu nic zrobić. Byłam okropną
przyjaciółką, ale w tej chwili interesował mnie tylko sekret Ryana.
Wchodząc za chłopakiem do pokoju kopnęłam drzwi nogą, aby
się zamknęły. Zrobiły to z lekkim hukiem, mam nadzieję, że nikogo nie obudziły,
był dzień wolny i większość uczniów jeszcze spała.
Ryan kopnął w biurko, które zakołysało się niebezpiecznie. Wymamrotał
coś, co brzmiało jak „jak mogłem nie skapować, że to on”, po czym opadł na
łóżko z głośnym jękiem. Usiadłam delikatnie obok niego. Nie zadawałam na razie
żadnych pytań, bo widziałam w jakim jest stanie. Zresztą sam zaczął mówić.
- to było dawno i… nie spodziewałem się, że go tu spotkam. Ale
od razu coś mi w nim nie pasowało. Cecily, ja wiem, że nie ogarniasz, ja też
ledwo mogę to ogarnąć. Widzisz, Dave, on jest… tak jakby jest moim ojcem.
Świetny rozdział! Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji! Wow, myślała, że Ryan nie może aż tylu tajemnic, ale jednak! Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały, chociaż trochę szkoda, że powoli się kończy. Ale z każdym nowym Twoim opowiadaniem tak jest: na początku twierdzę, że nie przyzwyczaję się, a na końcu podoba mi się jeszcze bardziej niż poprzednie xD To chyba jeden z najdłuższych komentarzów jakie w życiu napisałam, ale sytuacja tego wymagała! Penie nikt tego nawer nie przeczyta :)
OdpowiedzUsuńa jednak przeczytałam :) dziękuję za miłe słowa, bo to właśnie one są dla mnie największą motywacją. dziś chyba zabiorę się za nowe opowiadanie :)
Usuń