- Lubię twoich rodziców – powiedział wesoło Ryan wieczorem,
kiedy wieczorem siedział znów na moim krześle z nogami na biurku, czym
niezmiernie mnie irytował. Rodzice właśnie odjechali.
- przepraszam za mamę. Za to, że poruszyła ten temat
- spokojnie, to naprawdę stare dzieje – chciał udawać
twardziela, nawet prawie mu to wyszło. – już nie ważne – posłał mi uśmiech. –
chodź tu, Cecily – usiadłam mu na kolanach jak mała dziewczynka. W tej chwili
chciałam po prostu mieć go przy sobie. Objęłam go ramionami. Mimo jego
muskularnej sylwetki teraz wydawał mi się być mały i bezbronny.
- naprawdę chcesz siedzieć przy Dave’ie podczas posiłków?
Nie przeszkadza ci to? – słysząc to chłopak zaśmiał się cicho
- Cecily, nie mogę uciekać przed moim ojcem. To, że nie
darzę go sympatią nie może wpłynąć na twoje relacje z przyjaciółmi, a w tym
przypadku z Brianem. Dlatego odpowiedź na twoje pytanie to nie, nie przeszkadza
mi to
Po około trzydziestu minutach musieliśmy się rozstać, bo
było już późno. Ryan zanim wyszedł odwrócił się i oznajmił – Cecily, czasami
mogę mieć swoje humorki. Od początku roku taki dzień jeszcze nie wystąpił,
dlatego jestem pewien, że niedługo nadejdzie. Dlatego ostrzegam, bo mogę być
nieznośny – i zamknął za sobą drzwi.
Niestety, na spełnienie jego słów nie musiałam długo czekać.
Kilka dni później wszedł do Sali z takim spojrzeniem, jakby
miał kogoś zabić. Ze złością usiadł przy stole nie racząc nikogo nawet jednym
spojrzeniem.
- a tego co ugryzło? – zapytał Brian
- to norma, Brian- odparł Dave – lepiej zostaw go w spokoju.
Pora śniadania już się kończyła, dlatego zapytałam Ryana,
czy nie jest głodny
- nie, dziękuję – niemal warknął, nadal na mnie nie patrząc.
- może nie idź dzisiaj na zajęcia, Ryan? Trener to zrozumie
– w głosie Dave’a wyczułam coś na kształt troski
- nic mi nie jest! – krzyknął chłopak i wyszedł z Sali.
- serio nie żartował z tymi humorkami – mruknęłam pod nosem,
lecz nie umknęło to Dave’owi.
- taaak, w te dni bardziej przypomina wampira – wzruszył
ramionami – musisz się przyzwyczaić. Może i jest w większości Nocnym Łowcą, ale
jego druga natura daje o sobie znać.
- współczuję mu – powiedziała Bonnie, kiedy skończyła
owsiankę z owocami. – nie wyobrażam sobie być w części wampirem
- to wcale nie jest takie złe – Dave zgromił ją wzrokiem. –
tylko czasami bywa uciążliwe
- wiesz co, Bonnie, powinnaś sobie kogoś znaleźć – wypalił
nagle Brian. Czarownica spojrzała na niego pytająco – no, wiesz, teraz tylko ty
zostałaś i…
- czy ty chcesz mi powiedzieć, że ty i Dave?! –
wytrzeszczyła oczy. Nie wiem, jak mogła wcześniej nie zauważyć, że coś ich
łączy. Najwidoczniej oni też tego nie ogarniali, bo trochę się speszyli.
Właściwie ojciec Ryana (nadal nie mogę w to uwierzyć, że jest jego ojcem, w
końcu wygląda na góra osiemnaście lat) wyglądał, jakby miał zapaść się pod
ziemię.
***
- Fairchild, możesz się do cholery ogarnąć? – słyszałam
ostry głos trenera Lightwooda. Jego palce wbijały się w bark Ryana, którego
niemal rozsadzała złość.
Jak tylko wszedł na salę gimnastyczną było jasne, że zaraz
zrobi komuś krzywdę. Wszystkim zgromadzonym Łowcom posyłał mrożące spojrzenie, aż
bałam się do niego podejść. Postanowiłam zostawić go w spokoju. Na jego (albo
nasze) nieszczęście Lightwood postanowił dzisiaj poćwiczyć z nami walki z
drugim przeciwnikiem. Ja miałam walczyć z niską blondynką, którą dość szybko
udało mi się powalić na ziemię. Rzeczywiście robiłam się coraz lepsza (ahh ta
wrodzona skromność). Później na ring wszedł Ryan. Jego przeciwnik, Tom,
wyglądał niemal tak samo groźnie jak Ryan w tej chwili. Jednak był niemal dwa
razy większy od mojego chłopaka i co najmniej o głowę wyższy. Normalnie
uznałabym, że Tom wygra, ale nie dziś. Fairchild niemal rzucił się na
przeciwnika i ze złością zaczął go okładać pięściami. Dobrze wykorzystał to, że
jest mniejszy i sprawniejszy od Toma i umiejętnie wymijał jego ciosy. W jego
oczach pojawił się groźny błysk, a walka stała się jeszcze bardziej brutalna.
Kiedy usłyszeliśmy chrupot łamanej kości Lightwood wbiegł na ring i siłą
odciągnął Ryana od drugiego chłopaka. Posłał Toma do pielęgniarki i zaczął
wrzeszczeć na Fairchilda, po czym wysłał go do pokoju aby się uspokoił, a sam
poszedł zgłosić sprawę dyrektorce. Mam nadzieję, że nie dostanie się Ryanowi za
mocno. W końcu nic nie mógł poradzić na
swoją wybuchową naturę.
Fajny, dynamiczny aczkolwiek spokojny rozdział, który bardzo mi się spodobał :) Myślę, że dalej będzie coraz lepiej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤ na pewno wyjaśni się pewna sprawa, a w zasadzie dwie powiązane ze sobą sprawy 😊 czyli zbliżamy się do dramy która miała (podkreślam, miała) zakończyć opowiadanie, ale będzie tylko rozwinięciem historii 😊 (taki mały spoiler, który za dużo nie wnosi)
Usuń