- jak to, ty ją zabiłeś?! Przecież to była twoja siostra! –
chodziłam wściekła w tę i z powrotem.
- przecież wiem, że nią była – powiedział cicho. Siedział na
łóżku z miną skazańca. – noszę po tym ślad do dzisiaj.
- te blizny… to dlatego je masz – powiedziałam, kiedy przypomniałam
sobie o długich kreskach na plecach Ryana. Pokiwał głową. – wiedziałam, że to
nie sprawka demona. – wycedziłam. Nie mogłam uwierzyć w to, że chłopak, który
kiedyś był cichy i zamknięty w sobie właśnie wyznał mi, że zabił własną
siostrę. To było po prostu niewyobrażalne.
- Cecily, nie miej mi tego za złe – wyszeptał – to było
dawno temu
- dawno? Rok to dla ciebie tak dużo czasu? – zakpiłam.
- proszę, C. już wystarczy, że rodzina mnie nienawidzi – no
tak, to oczywiste, że matka nie mogła go znienawidzić tylko za to, że był
efektem jej romansu. Teraz to miało
sens.
- czy śmierć Annie to też twoja wina? – musiałam to
wiedzieć. Rany na moim sercu po stracie przyjaciółki jeszcze nie do końca się
zabliźniły, dlatego musiałam. Nawet, jeśli raniłam tym Ryana, chłopaka, którego
jeszcze wczoraj kochałam.
- nie. Jej nie zabiłem – odparł. Wiedziałam, że swoją
nieufnością sprawiam mu ból, ale nie interesowało mnie to. Już nie.
- ups, to chyba moja sprawka – usłyszeliśmy znajomy głos.
Drzwi do sypialni były otwarte, a o futrynę opierał się wysoki blondyn w
czerwonym mundurku. Dave.
- to znaczy? – wbiłam w niego wzrok.
- to, co słyszałaś. To ja zabiłem tą czarownicę – powiedział
to takim tonem, jakby mówił nam o tym, e właśnie zamówił pizzę. Ryan dalej
siedział z nieodgadnioną miną.
- a ta wiadomość na ścianie? – zapytałam cicho.
- zawsze będą
następni? W nagłym przypływie weny twórczej postanowiłem zostawić ją dla
mojego syna – wzruszył ramionami. – ciągle winił się o śmierć Rose. To robiło
się denerwujące.
Musiałam wyjść z tego pokoju. Wyminęłam Dave’a, który nadal nonszalancko
opierał się o drzwi. Ostatni raz
spojrzałam na Ryana. Nadal nie widziałam w nim kogoś, kto mógłby kogokolwiek
zabić, ale wiedziałam, że to tylko pozory. W połowie był potworem, jak jego
ojciec.
Serce pękło mi na widok oczu chłopaka siedzącego na łóżku.
Było w nich tyle bólu, żalu i smutku. Jednak w głowie nadal miałam obraz
wykrzywionej złością twarzy Ryana, kiedy bił Toma na treningu. Odwróciłam się i
ruszyłam w stronę pokoju.
- ludzie umierają, Cecily. Lepiej się przyzwyczaj –
powiedział Dave, kiedy już ledwo mogłam go usłyszeć. Jednak jego słowa nadal
wybrzmiewały w mojej głowie.
Zatrzasnęłam z hukiem drzwi. W tej chwili czułam się
pozbawiona jakichkolwiek emocji. Kiedy rozważałam w myślach każde słowo
Fairchilda nadal nie mogłam uwierzyć w to, że był zdolny zabić własną siostrę.
Nie byłam pewna, czy potrafię mu przebaczyć to, co zrobił, w tej chwili byłam
pewna tylko jednej rzeczy – Dave musi zapłacić za śmierć Annie.
dodatkowy bonus w postaci utworu Hoziera, moim zdaniem jego klimat pasuje do tego (i nadchodzących) rozdziałów :)
oto stare zakończenie, dla zainteresowanych :) początek rozdziału miał pozostać w niezmienionej formie, więc dodaję tu tylko zmienioną końcówkę rozdziału :)
OdpowiedzUsuńMusiałam wyjść z tego pokoju. Z tej szkoły. Nikt mnie nie zmusi, żebym żyła tu dalej. Nie pośród tych morderców. Wyminęłam Dave’a, który nadal nonszalancko opierał się o drzwi. Ostatni raz spojrzałam na Ryana. Nadal nie widziałam w nim kogoś, kto mógłby kogokolwiek zabić, ale wiedziałam, że to tylko pozory. W połowie był potworem, ja jego ojciec.
Gdybym wtedy nie wyszła, pewnie zmiękłabym i została. Serce pękło mi na widok oczu chłopaka siedzącego na łóżku. Było w nich tyle bólu, żalu i smutku. Jednak w głowie nadal miałam obraz wykrzywionej złością twarzy Ryana, kiedy bił Toma na treningu. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę pokoju.
- ludzie umierają, Cecily. Lepiej się przyzwyczaj – powiedział Dave, kiedy już ledwo mogłam go usłyszeć. Jednak jego słowa nadal wybrzmiewały w mojej głowie. Słyszałam je, kiedy pakowałam walizki i kiedy oznajmiałam Amelii Herondale, że rezygnuję z nauki w jej szkole, bo od teraz będę trenować w domu.
Słyszałam je, kiedy jechałam do domu, na tylnym siedzeniu samochodu rodziców.
Ludzie umierają. Zawsze będą następni.
Ach! Cecily jest taka okrutna! Chociaż z drugiej strony ją rozumiem - przecież dowiedziała się, że jej ukochany zabił swoją własną siostrę. Z trzeciej strony natomiast (z trzeciej strony, aha) pewnie Ryan zrobił to w ten dzień kiedy miał ten swój "zły humor" (nwm jak to nazwać), a gdyby zaczął pić krew byłoby tylko gorzej... Ale ja się nie znam :D Cóż, przewiduje dosyć ciężkie wydarzenia.
OdpowiedzUsuń