piątek, 6 stycznia 2017

7. opowiadanie 4

Cecily była z siebie naprawdę dumna, że na rozmowie z Samem nie zrobiła nic głupiego. Nadal nie mogła pobyć się wrażenia, że jest on  bezpośrednio powiązany z jej kłopotami. Jego wymijające i zagadkowe odpowiedzi nie pomagały jej pozbyć się tego wrażenia. Jak na złość cały czas miała uczucie, że jeszcze go spotka i to już niedługo.
Na spełnienie swoich przeczuwań nie musiała długo czekać. Niemal wpadła na niego, kiedy szła na zajęcia w grupie, odbywające się po śniadaniu.
- oh, cześć – wydusiła tuż przed nim, kiedy niespodziewanie znalazł się tuż przed nią.
- oo, witaj, Cecily. Dokąd się tak spieszysz? – posłał jej ten uśmiech, czarujący i przerażający zarazem.
- ummm.. na zajęcia. A ty? – dziewczyna nie miała nawet pojęcia, po co on tutaj jest. Na pewno nie był żadnym  pacjentów, tego była pewna.
- idę właśnie do dyrektora. Muszę coś załatwić – powiedział, z zamyśleniem patrząc w głąb korytarza ponad ramieniem Cecily.
- co konkretnie? – przeniósł wzrok na dziewczynę. Ze zmarszczonymi brwiami spojrzał jej w oczy
- muszę coś odkręcić. Popełniłem błąd, którego nie pamiętam i teraz muszę to naprawić – odpowiedział śmiertelnie poważnie.
- okay to ja już nie przeszkadzam – wyminęła go i popędziła  na zajęcia.
Cecily przez cały czas zastanawiała się, jaki błąd musi naprawić Sam. Miała przeczucie, że chodzi mu o nią, że ta sprawa jest z nią powiązana. Na odpowiedź nie musiała za długo czekać.

Do sali weszła młoda kobieta.
- Cecily, dyrektor prosi cię do siebie. – dziewczyna wyszła na korytarz, a kobieta poprowadziła ją dalej. Weszła do gabinetu dyrektora. Był to niewielki pokój, urządzony na biało. Na środku stało biurko, na którym panował porządek. Za nim siedział dyrektor. Widziała go tylko raz, lecz teraz wydawał jej się o wiele bardziej przyjazny. Był to mężczyzna z kręconymi włosami, około czterdziestki. Uśmiechał się do niej miło.
- Cecily, proszę, usiądź – wstał, kiedy weszła do środka. Dziewczyna zajęła miejsce po drugiej stronie biurka.
- chciał mnie pan widzieć?
- tak, w rzeczy samej. Miałem dziś rano dość niespodziewaną wizytę. Po przejrzeniu twoich teczek z dokumentacją, prześledzeniem toku terapii i rozmową z twoim terapeutą, dr. Smithem, zdecydowałem, że pora zakończyć twoje leczenie w naszej klinice – widząc niepewną i zszokowaną minę Cecily wyjaśnił – możesz jechać do domu, Cecily. Twój pobyt w naszej klinice dobiegł końca. Oczywiście, jeśli uważasz, że nie jesteś jeszcze gotowa….
- nie, nie! Rozumiem doskonale i cieszę się, ale skąd ta nagła decyzja?
- jak już mówiłem, miałem dziś pewną wizytę… ale obiecałem, że nic nie powiem…
- rozumiem. Mogę już iść? Muszę się przygotować do wyjazdu.
- oczywiście, za dwie godziny przyjedzie taksówka, odwiezie cię na lotnisko. Twoja matka już o wszystkim wie.
Kiedy zamknęły się drzwi, Cecily nadal nie czuła swojej wolności. Tajemnicza wizyta nie dawała jej spokoju. Ale miała przeczucie, że wie kto ją złożył. Nie wiedziała jeszcze dlaczego to zrobił. 

przepraszam, że tydzień temu nie było rozdziału, ale święta, sami rozumiecie :) 

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko u Ciebie dobrze? Dużo nauki w szkole, co? 😊 Mam nadzieję, że nowy rozdział już niedługo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko dobrze, jedynie wena mnie opuściła :( nowy rozdział, który tworzę już od 3 tygodni, utknął w martwym punkcie i nie chce dalej ruszyć... ale muszę zmotywować się do działania, trochę pozmieniać i ruszam dalej, jeśli dobrze pójdzie niedługo będą efekty :) dziękuję za troskę ♥

      Usuń
  3. Nie mam co czytać 😢 Tak tęsknię za Cecily, Samem i Twoim stylem pisania... Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń