piątek, 24 lutego 2017

9. opowiadanie 4

aby wynagrodzić Wam moją nieobecność, ten rozdział jest dość długi, na dodatek mamy w nim hmm.... randkę? sami oceńcie czy to randka :) 

Cecily była niemal całkowicie pewna, że Sam nie ma jej numeru telefonu, więc z kolacji nic nie wyjdzie, jednak około 4 po południu dostała SMS od nieznajomego numeru.

West Gover Street 18  mieszkanie nr 140, o 19.00, pasuje? Mam nadzieję, że lubisz curry J - Sam

Niemal od razu odpisała   Pasuje, a curry uwielbiam – Cecily J

Do 19.00 miała jeszcze trochę czasu, zadzwoniła więc do mamy. Kobieta nadal nie była zadowolona z wyprowadzki córki, jednak szanowała jej wybór. Była zdziwiona, jak Cecily zmieniła się po pobycie w szpitalu i niezmiernie ucieszyła ją informacja, że dziś idzie na spotkanie z tajemniczym Samem. Rozmawiały przez prawie godzinę.

Około 18 zaczęła się szykować. nie wiedziała, czy potraktować to jako zwykłe spotkanie ze znajomym, czy jako randkę.
- dlaczego ja nigdy nie wiem, co założyć? – wymruczała pod nosem.
W końcu zdecydowała się na prostą, czarną sukienkę i swoje ulubione trampki.

Równo o 19.00 zapukała do drzwi mieszkania nr 140 w najwyższym budynku w mieście. Otworzył jej Sam, ubrany w zwykły, czarny T-shirt i czarne jeansy. Jego srebrne włosy były rozczochrane, jakby nie zdążył ich uczesać.
- witaj, Cecily. Wskakuj – przepuścił dziewczynę w drzwiach. W mieszkaniu unosił się zapach gotowanej przez chłopaka kolacji.
- usiądź sobie – powiedział, kierując się do kuchni, którą od salonu oddzielała niewielka wyspa kuchenna. Cecily zajęła miejsce na jednym z dwóch wysokich krzeseł postawionych przy niej. – jak minął ci dzień? – zagadnął Sam, mieszając w niedużym garnku. Stał do dziewczyny tyłem, więc nie mogła zobaczyć jego twarzy.
- w zasadzie nijak. Rozmawiałam dość długo z mamą – wzruszyła ramionami. – gdzie masz talerze? Pomogę ci.
Sam wskazał jej odpowiednią szafkę. Wyjęła z niej dwa duże talerze.
- sztućce są w szufladzie poniżej, a szklanki i kieliszki po prawo od talerzy – podpowiedział chłopak, przekładając gotowe potrawy na miski. Razem dokończyli nakrywanie do stołu.

- oh, byłbym zapomniał – w jego oczach pojawił się błysk, a na ustach wymalował się uśmiech. Wstał od stołu i podszedł do komody. Wyjął z niej sporą butelkę wina. – słodkie, czerwone, dobry rocznik.
- skoro tak mówisz… nie znam się na winach – odpowiedziała Cecily  z uśmiechem.
- no tak, na imprezach przeważnie podaje się inny alkohol – Sam miał dzisiaj dobry humor.
- nie wyglądasz na takiego, który imprezował w liceum – skomentowała dziewczyna
- tja… mój ojciec chyba nie był zwolennikiem imprez.
- ehh, najgorzej. Jaki on jest? – chciała wyciągnąć z niego więcej informacji o rodzinie, poznać go od tej drugiej strony, aby wydawał jej się bardziej rzeczywisty.
- kto? Mój ojciec? – zapytał. W jego głosie było słychać nutkę złośliwości. Cecily pokiwała głową
- mhm
- Cecily, ja nie mam ojca – nadal ten kpiący ton. Ta odpowiedź zbiła Cecily z tropu.
- przecież przed chwilą mówiłeś…
- Co to za ojciec, który wyrzeka się własnego syna – przerwał jej – wyrzuca go z domu i nie interesuje się jego  dalszym losem w świecie, który jest mu tak obcy, którym tak gardził? – Sam spochmurniał. Jeśli to było możliwe, jego oczy zrobiły się jeszcze bardziej czarne, niż były wcześniej.
- rzeczywiście, żaden z niego ojciec – przyznała mu rację. – wiesz co? Myślę, że dzisiaj whisky będzie bardziej odpowiednia niż wino – Sam rozpromienił się, jakby sekundę wcześniej wcale nie odpowiadał na ciężkie dla siebie pytanie.

Wstał i wyciągnął z barku nienapoczętą butelkę whisky. Cecily poszła po szklanki.
- za wszystkich dupków na tym świecie – wzniosła toast, a Sam roześmiał się.
  

sobota, 18 lutego 2017

8.opowiadanie 4

na wstępie chciałam przeprosić za moją dłuuuuugą nieobecność. nie chcę się tłumaczyć, ale była ona spowodowana przede wszystkim kompletnym brakiem natchnienia i czasu. Jednak nie podobało mi się to, w jaki sposób Was porzuciłam i postanowiłam to zmienić, więc dziś przychodzę z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że si nie zawiedziecie :)

 Trzy miesiące później

Przez te trzy miesiące Cecily dokonała pewnych zmian w swoim życiu. Wyprowadziła się z domu, co nadal było powodem jej kłótni z mamą i zamieszkała w niewielkim miasteczku u podnóża Alp. Było to tylko przejściowe miejsce zamieszkania, jednak czuła, że nie dokończyła jeszcze jednego etapu w swoim życiu. Mianowicie od dnia, w którym opuściła szpital nie widziała Sama. Czuła, że musi z nim porozmawiać, jednak jedynym krokiem, jaki wykonała, było właśnie przeprowadzenie się stosunkowo niedaleko niego. Przynajmniej miała nadzieję, że nadal znajduje się w szpitalu, z jakiegokolwiek powodu się tam pojawił. Jednak od tego czasu nie zrobiła nic innego, co mogłoby ją do niego zbliżyć. Chyba liczyła na cud.

Tego wieczoru ten cud się wydarzył.

-Dobry wieczór– usłyszała dość niski, o ciepłej barwie głos. Siedziała w kącie swojej ulubionej kawiarni i piła gorącą czekoladę. Podniosła wzrok i zobaczyła szczupłego, wysokiego chłopaka o nieprzeniknionych czarnych oczach i białych włosach. To nie mógł być nikt inny

- Sam? – zapytała ze zdziwieniem – co ty tutaj robisz?
- przejeżdżałem akurat tą drogą i postanowiłem wejść tutaj. Szukałem miejsca gdzie mógłbym usiąść, a w zamian znalazłem ciebie – uśmiechnął się promiennie – mogę się dosiąść?
- jasne, usiądź – chłopak zajął miejsce naprzeciwko niej. Przez chwilę siedzieli w ciszy, nie spuszczając z siebie wzroku.
- jak ci minęły te trzy miesiące? Nie wróciłaś do domu? – zapytał Sam z zachęcającym uśmiechem
- wróciłam, ale od razu się wyprowadziłam…. Sam, nie widziałam cię przez trzy miesiące, a ty nagle wchodzisz tu jak gdyby nigdy nic, mógłbyś mi chociaż wyjaśnić o co chodziło z tym szybkim zakończeniem mojego pobytu w szpitalu?
- najwidoczniej zrobiłaś duże postępy – twarz chłopaka przybrała tajemniczy wyraz.
 - nie wierzę ci. Wiem, że to dzięki tobie mnie wypisali. Tylko nie wiem, dlaczego to zrobiłeś.
- okay, to byłem ja. Nie mogę ci teraz powiedzieć dlaczego i jak to się stało, że tam trafiłaś, jednak po wszystkim szukałem cię i kiedy już znalazłem w miejscu takim, jak to, zrozumiałem, że to wszystko moja wina i powinienem cię z tego wyciągnąć.
-dlaczego nie możesz powiedzieć jak to się stało?
- nie zrozumiałabyś. Albo stwierdziła, że jestem chory psychicznie, co byłoby dla ciebie prawdopodobną opcją, skoro poznałaś mnie w szpitalu psychiatrycznym.
- okay, skoro nie chcesz mówić, to nie mów. Kiedyś i tak dowiem się prawdy – powiedziała z zacięciem.
- i tego właśnie się obawiam – skwitował chicho Sam. Jego oczy przybrały rozmarzony wyraz. Po chwili jednak zerwał się gwałtownie na nogi. – niestety, Cecily, muszę już iść. Może wpadniesz jutro wieczorem do mojego mieszkania? Jestem mistrzem w gotowaniu makaronu.

Dziewczyna była zaskoczona jego propozycją, jednak zgodziła się – okay, tylko podaj mi adres. – spojrzała na Sama, który zdążył już ubrać swój czarny płaszcz i granatowy szalik.
- wyślę ci go SMS-em – ruszył do wyjścia – do zobaczenia
- czekaj, nie masz mojego numeru! – krzyknęła, jednak on już tego nie słyszał.