piątek, 10 lipca 2015

rozdział I

Mam na imię Cecily. Urodziłam się 15 IX 1999 r. w Mystic Falls. To małe miasteczko w Wirginii. Muzyka to wszystko, co mam. Kiedyś wychowywała mnie ciocia, jednak rok temu zmarła. Od tego czasu mieszkam sama. Nikt nie mówił mi tego wprost, ale wiem, że wszyscy tak uważają – przynoszę pecha. Nigdy nie miałam wielu przyjaciół. Chyba wszyscy wierzą w mój pech. Na szczęście Bonnie zawsze jest przy  mnie. Poznałyśmy się w przedszkolu i od tego czasu jesteśmy sobie bliskie.
Nie uważam mojego pecha za przypadek. Zawsze wierzyłam, że rzeczywistość wygląda inaczej, niż nam się wydaje.

Tego dnia poszłam na spacer po lesie. Po przejściu jakichś trzech kilometrów, na moim ulubionym pniu dostrzegłam chłopaka. Był w moim wieku, ubrany w czerń. Miał błękitne oczy i czarne, zmierzwione włosy. Było w nim coś tajemniczego, coś, czego zawsze szukałam. Był obcy w mieście, w przeciwnym razie bym go znała. Chciałam go poznać. Czułam, jakbym czekała na to całe (jakże krótkie) życie.
-cześć, zgubiłeś się? – zapytałam wesoło.
-nie, wręcz przeciwnie. Ale może pokarzesz mi drogę do miasta? Spacer z taką ładną dziewczyną to miła odmiana po długiej wędrówce w samotności. – odpowiedział z łobuzerskim uśmieszkiem.
-jasne, chodź. – wskazała kierunek i ruszyli. Od razu go polubiła. – mam na imię Cecily. A ty?
- Daniel. Przychodzę tu, bo muszę zmienić otoczenie. Proszę nie pytaj dlaczego. – spojrzał na nią z proszącymi oczami. – chciałbym zapisać się do miejscowej szkoły, po wakacjach do pierwszej licealnej.
- o, to tak jak ja, może będziemy mieli razem jakieś zajęcia. – ucieszyła się, miała nadzieję, że on też ją polubił.
- taak, byłoby naprawdę świetnie, wydajesz się inna od wszystkich dziewczyn, taka.. mądra. Jakbym cię znał od stu lat.– nagle zrobił minę, jakby zdał sobie sprawę, że powiedział coś niewłaściwego – przenośnie, oczywiście! – od razu się poprawił. Wydało mi się to lekko dziwne, ale zaraz na jego twarz wrócił ten kpiący uśmieszek, który mu bardzo pasował.

Zanim się spostrzegłam, już byliśmy w mieście.  – masz gdzie się zatrzymać?
-taak, mam tu dom – znowu ta mina mówiąca „ups, tego nie powinna słyszeć” – znaczy moi rodzice mieli. Zanim zmarli. Teraz należy do mnie.
- rozumiem cię. Też mieszkam sama. Nie martw się, nikt nie ma tu z tym większego problemu.
- no może nie będę mieszkał do końca sam, wczoraj przyjechał tu mój brat, jest pełnoletni. Ma na imię Adam i jest trochę… sztywny. – zaśmiał się. Jednak chyba mówił poważnie.
- no cóż, nie wiedziałam – wydało mi się to podejrzane, połowa miasta by plotkowała, gdyby zjawił się tu ktoś nowy. Może przyjechał po kryjomu, to podobało mi się jeszcze bardziej.
- może wpadniesz dzisiaj po południu? Pokarzę ci jak wyremontowaliśmy ten stary dom. Spodoba ci się. – przybiłam sobie w duchu piątkę i od razu się zgodziłam
- jasne! Tylko gdzie?
- wielki, drewniany dom na Lawson street. Nie pamiętam numeru, ale ma dwie huśtawki na ganku.
-świetnie, będę o piątej. Leć odpocząć, ja muszę iść do tej durnej szkoły.
-dlaczego nie lubisz szkoły?
-nie mam tam wielu przyjaciół. Prawdę mówiąc, tylko jedną. Reszta za mną nie przepada. Proszę, nie pytaj dlaczego. – zacytowała go. Od razu to rozpoznał i uśmiechnął się, jednak nie było w tym radości.
- no dobrze, może kiedyś mi powiesz.
- tylko jeśli ty też powiesz mi. – nie chciałam dać za wygraną.
- ehhhh Cecily, co ja mam z tobą zrobić. No dobrze, może kiedyś się dowiesz. Ale wszystko w swoim czasie. Do zobaczenia o piątej – i poszedł w swoją stronę. Uznałam że mam piętnaście minut do dzwonka i powinnam się spieszyć. Spacer zajął mi więcej czasu niż myślałam. Na szczęście obok przejechała Bonnie i zatrzymała się. Zrobiła prawko szybciej, miała bogatych rodziców.
- wsiadaj, C, spóźnimy się.
- nie zgadniesz, co się stało. – nawet nie czekałam na odpowiedź – poznałam chłopaka. Jest nowy w mieście. Wydaje się taki.. tajemniczy. Inny. Jakbym spotkała nagle mój chodzący ideał. Będzie chodził z nami do szkoły. Ale uwaga, jest mój – mrugnęłam do niej, jednak mówiłam całkiem serio.
- dobrze, dobrze, piękna. Naprawdę nie rozumiem tych naszych chłopaków, przecież jesteś śliczna.

Dojechałyśmy do szkoły na czas.

4 komentarze:

  1. Czcionka jest trochę za duża przez co ciężko się czyta bardzo ciekawy rozdział :) Zmniejsz ją, bo wpadnę tu na następny wpis! :)

    Zapraszam na mojego bloga: http://iko-nkablog.blogspot.com/, może ci się spodoba i skomentujesz go?

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiększ tą czcionke i ustaw na arial czy coś, żeby była troche grubsza bo ciężko się czyta.
    Zgdauje, że komentatorka wyżej czyta na telefonie dlatego jest dla niej za duża.

    Co do treści piszesz bardzo fajnie : )

    Życze powodzenia w dalszym pisaniu


    http://hogwart-i-sally.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję za komentarze :) czcionka 20 okazała się być za duża, 14 za mała, więc poszłam na kompromis i wzięłam teraz 16 :D. zmieniłam na Arial, w razie innych sugestii - komentujcie śmiało! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to biorę się do czytania następnych rozdziałó :P

    OdpowiedzUsuń