czwartek, 20 sierpnia 2015

rozdział V

na początku chciałam Was przeprosić za tą niezapowiedzianą przerwę. miałam niezapowiedziany wypad nad jezioro z przyjaciółmi. Swoją drogą, bardzo mi się przydał :)

nie przedłużając, oto rozdział piąty :)



Dzień minął ciekawie. Mieliśmy z Danielem kilka wspólnych zajęć, nawet większość. Ludzie dziwili się, że pojawił się nowy uczeń. Bonnie kiedy tylko mogła gadała mi o tym, jaki jest wspaniały i jakie mam szczęście, że jest mną zainteresowany. Na lunchu siedzieliśmy razem na dworze. Bonnie cały czas rzucała mi znaczące spojrzenia.

W domu

Za kilka minut miał wpaść do mnie Daniel. Wręcz skakałam z radości.
Około 17:00 nadjechał czarny samochód. Mimochodem zauważyłam, że to Porsche Cayenne S. No tak, jakby inaczej. Czyli zamiłowanie do niecodziennych samochodów to prawda.
Otworzyłam drzwi. Już tam stał, lekko opierając się o futrynę. Firmowy uśmiech na swoim miejscu. Mimochodem pomyślałam, że jego styl jest prosty, ale bardzo mi się podobał. Czarne, rozczochrane, lekko przydługie włosy. Tunel wykonany z kamienia, który chronił go przed słońcem. Czarny T-shirt, na to czarna bluza z białym zamkiem. Czarne jeansy i trampki z białymi sznurówkami i podeszwami.
Tak jakbym już gdzieś taki outfit widziała… zaraz, zaraz… wybuchliśmy śmiechem. Miałam dokładnie takie same ubrania! Tylko włosy mam długie i lekko rude w promieniach zachodzącego słońca.
- bardzo ładnie dziś wyglądasz, jak zawsze zresztą. – powiedział.
- dzięki, ty też – uśmiechnęłam się. – co dziś robimy?
- może zaprosisz mnie do środka, to pomyślimy.
- oh, jasne, wejdź. – zapomniałam o tym. Daniel wreszcie wszedł do mojego domu.
- taaa, to bywa denerwujące. Jest bardzo nie praktyczne. Wyobraź sobie, że idziesz na jakąś imprezę. W domu. Do którego nie możesz wejść, bo nikt cię formalnie nie zaprosił. Masakra, mówię ci.
- haha, wierzę ci. Na słowo. Herbaty?
- tak, poproszę. – takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Spojrzałam na niego, żeby zobaczyć, czy nie żartuje. Chyba mówił serio.
Zrobiłam herbatę. Usiedliśmy na kanapie i piliśmy ją.
- więc możesz jeść normalne potrawy.
- zależy, co dla kogo jest normalne… ale tak, chociaż tego nie lubię. Nie czuję smaku tak jak kiedyś. Czasami jednak to jest konieczne, po jakimś czasie ludzie nabierają podejrzeń. Niektórzy słusznych, niektórzy nie. Kiedyś w jakiejś szkole nauczycielka zaczęła się upierać, że mam anoreksję. Bardzo mnie denerwowała, bo chciała mnie zmuszać do jedzenia przy niej. Na każdej przerwie. To było straszne.
- więc co zrobiłeś?
- zjadłem. Ją.
- rozumiem – zaczęłam się śmiać. Sama nie wiem dlaczego, przecież on opowiada o tym, jak zabił swoją własną nauczycielkę. Ale ostatnio mój świat stanął na głowie. Już sama nie wiem, co jest dobre, a co nie.
- taaa, było tego więcej… ale chyba nie chcesz tego wiedzieć. Na razie. – nie wiedziałam, co to „na razie” może znaczyć. Mniejsza z tym.  – no dobrze, to co powiesz, żebyśmy przejechali się w miejsce, gdzie jeszcze nie byłaś?
- jestem za!
Wsiedliśmy do jego auta. Kierowaliśmy się na północ od miasta, w kierunku lasów. Daniel jechał z zawrotną prędkością, ale mi się to podobało. W lesie zjechaliśmy z asfaltowej drogi na nieutwardzoną. Po kilku minutach Daniel zatrzymał samochód. – niestety dalej musimy iść pieszo.
- łeee.. no dobrze, jakoś dam radę.
Przeszliśmy kilka kilometrów. Za drzewami widać było wodę. Okazało się, że to małe jeziorko. Było położone na wzgórzu. Znad drzew położonych niżej widać było zachodzące słońce. Woda była krystalicznie czysta.
- jejku, tu jest pięknie! – usiedliśmy na małym pomoście. Zamoczyliśmy nogi, woda była straszne zimna, ale to mi nie przeszkadzało. Daniel odwrócił się i mnie pocałował.
- cieszę się, że tu wróciłem. Inaczej bym ciebie nie spotkał. Przy tobie czuję się prawdziwym sobą. Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie. Jesteś absolutnie najlepszą rzeczą, która przytrafiła mi się w całym życiu. Jakbym całe 168 lat żył tylko po to, żeby cię spotkać. To jest… niesamowite. – a to była najsłodsza rzecz, jaką w życiu słyszałam.
- ja czuję się tak samo. Ale czekałam zaledwie 16 lat. ale to nic.
Tak rozmawialiśmy, aż zaszło słońce.
- chodźmy już, komary gryzą. Jak to możliwe, że ciebie nie?
- hahaha, żyjemy w symbiozie – zaczął się śmiać. Dobrze, że umie z siebie żartować.

jak przed chwilą zauważyłam, Daniel i Cecily też byli nad jeziorem :)
do zobaczenia za tydzień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz