piątek, 11 września 2015

rozdział VIII

Postanowiłam, że to opowiadanie będzie miało 16 rozdziałów :) nie mam już pomysłów na kontynuację, ale jeszcze wpadnie mi do głowy z tysiąc innych na napisanie drugiego opowiadania :) 

Wieczorem poszłam z Danielem na przesłuchanie. Zagrałam sonatę C-dur Paganiniego. Wyszło pięknie i szczerze mówiąc nie zdziwię się, gdy do mnie zadzwonią.
Następnego dnia była sobota. Spotkaliśmy się u Daniela w domu. Ok. 13:00 zadzwonili do mnie organizatorzy przedstawienia. Dostałam pracę! Próby miały się zacząć już za tydzień. Postanowiliśmy wyjść na lody. Wybraliśmy małą, chłodną lodziarnię. Przy jednym ze stolików siedziały dziewczyny z mojej klasy. Nie znałam ich za dobrze, legenda o moim pechu nie pomagała mi w zawieraniu przyjaźni. Rzucały mi nienawistne spojrzenia. Daniel chyba wyczuł ich zazdrość i moje skrępowanie, bo nachylił się nad stołem i mnie pocałował. Długo. To wystarczyło zazdrośnicom. Wstały i wyszły z kawiarni.
- ludzie bywają denerwujący – pokręcił głową Daniel.
- dzięki – udawałam urażoną.
- ale nie ty, ty jesteś moja – odparł z władczym uśmiechem. Te słowa tak mnie ucieszyły, że szybciej zabiło mi serce. Daniel zachichotał.  – moja słodka, ludzka Cecily – spojrzał mi prosto w oczy. – taka krucha, jakbym cię nie kochał, dawno byś nie żyła, Cecily. – kiedy to mówił, wysunęły mu się kły. Nie ukrywam, przestraszyłam się.
Nagle sytuacja się zmieniła. Z twarzy Daniela znikł groźny wyraz. Teraz wybuchnął śmiechem.
- hahahaha, nie mogę, jesteś niesamowita!
- serio, idioto? Myślałam, że umrę na zawał! Nigdy więcej tak nie rób! Nigdy! – naprawdę mnie zdenerwował. Ani chwili nie wątpiłam, że mógłby mnie zabić. Taka była jego natura.
- dobrze, przepraszam. To się więcej nie powtórzy. Obiecuję. – na znak potwierdzenia znów mnie pocałował.
Wyszliśmy z knajpki. Daniel odprowadził mnie do domu. Przez godzinę uczył mnie grać na fortepianie. Był bardzo dobrym nauczycielem.  Chwalił, dawał porady jak prawdziwy mistrz. Ale nie dziwiło mnie to.
- uczył mnie sam Robert Schumann. – wtrącił nagle. To mnie bardzo zdziwiło. – akurat w to moi rodzice inwestowali. Tylko za to jestem im wdzięczny. – wiedziałam, że temat rodziców jest dość drażliwy, więc nie poruszałam go. Wypytywałam go tylko o jego pracę z wybitym nauczycielem.

Tak mijały nam kolejne tygodnie.
Nareszcie nadszedł czas na mój wielki debiutancki występ. O 20:00 przyjechał po mnie Daniel. Byłam ubrana w długą, czarną wieczorową suknię. Z boku luźnej spódnicy, do połowy uda ciągnęło się rozcięcie, odsłaniające moje mlecznobiałe nogi. Górna część sukni była wykończona koronką. Miała długie, również koronkowe rękawy. Kasztanowe włosy miałam puszczone luzem. Daniel uznał, że wyglądam zjawiskowo. Cieszyłam się, że nie musiałam grać oficjalnie, moją rolą było jedynie wcześniejsze napisanie muzyki dla gitarzystów włączonych specjalnie na tę okazję do orkiestry symfonicznej. To był przełom w mojej karierze.
Mój chłopak również prezentował się wspaniale. Czarny garnitur, biała koszula i czarna muszka. Oczywiście, aby nie było zbyt nudno i formalnie, zamiast eleganckich butów włożył trampki, a włosy miał jak zwykle rozczochrane. 
Przedstawienie wypadło wspaniale. Gitarzyści zagrali dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Na koniec zostałam wywołana na scenę i osobiście odebrałam gratulacje od reżysera i innych.
Zaraz po zakończeniu występu wybraliśmy się na spacer po mieście. Zostałam na chwilę w jednym ze sklepów, a Daniel poszedł do restauracji wykłócać się o stolik dla nas. Po piętnastu minutach zadzwonił do mnie, że stolik już na nas czeka. Szybko poszło. Powiedziałam mu, żeby został, ten kawałek  przejdę sama. Wyszłam ze sklepu i skierowałam się w stronę Jules Street.                                   
W pewnym momencie potknęłam się i upadłam prosto na najbardziej zatłoczoną ulicę miasta. Zdążyłam jeszcze tylko zobaczyć błysk świateł samochodu i głośny pisk.                                               
  Poczułam niewyobrażalny ból w każdej komórce mojego ciała.                                                                                              
  A potem nastała ciemność. 

dzisiaj też podzielę się z Wami utworem - będzie to sonata C-dur Paganiniego. grana na gitarze klasycznej, tak jak to robiła Cecily. jako ciekawostkę o mnie, dorzucę, że ten utwór (tak samo jak romance d'Amour podlinkowany w rozdziale 6.) grałam na końcowym (dyplomowym) egzaminie kończącym moją naukę gry na gitarze klasycznej ;)

2 komentarze:

  1. Chyba wiem co się stanie, to będzie musiało się stać! Cudny rozdział, czekam na następny. Wszystko mnie tak ciekawi, że zawsze nigdy nie mam dosyć czytania, a wszystko tak krótkie że, zawsze wracam po wiecej. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cieszę się że Ci się podoba ;) a ja nadal czekam na Twoje opowiadanie 😊

      Usuń