piątek, 25 września 2015

rozdział X

hello again :) dzisiaj dziesiąty rozdział, powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania. na razie jednak zapraszam do czytania :) 

Weszliśmy do domu i usiedliśmy na kanapie. Adam gdzieś zniknął.
- zacznijmy może od tego,  jak się czujesz.
- oh, czuję się wspaniale. Dostrzegam więcej, czuję więcej. Jestem szybsza. Szkoda, że nie zrobiliśmy tego wcześniej!
-no nie wiem, czy tak bym to ujął, nie przemieniłem cię przecież z twojej, ani nawet mojej woli. To była konieczność.
- ale nie wmówisz mi, że chociaż trochę cię to nie cieszy.
- chyba masz rację. Może jednak dobrze…
- bardzo dobrze. Koniec tematu. Jestem głodna. – zaczynałam powoli czuć się rozdrażniona.  – gdzie jest Adam? – zadałam to pytanie, żeby zmienić temat. Ale Daniel nie odpuścił tak łatwo. spojrzał na mnie. Starał się zachować poważny wzrok. Nie wyszło mu to, miał za dużą wprawę w rzucaniu ironicznych uśmieszków, ale za małą w graniu „tego poważnego”. Naraz wybuchliśmy śmiechem. Tak bardzo go kocham…
- oh, Cecily, co ja teraz z tobą zrobię.. – wrócił jego firmowy, lekko ironiczny uśmiech.
- może na przykład to… - zaczęłam go całować.
18:00
Późnym popołudniem wrócił Adam. Kłócił się z Danielem w domu. Równie dobrze mogłabym podsłuchać, jednak nie miałam ochoty tego słuchać.  Siedziałam na ganku na jednej z dwóch huśtawek i bawiłam się moim pierścionkiem. Byłam w cieniu, ale na drugim końcu huśtawki był jeszcze skrawek słońca. Zdjęłam pierścionek i położyłam go obok siebie. Wysunęłam rękę w stronę światła. Gdy znalazła się poza zacienionym miejscem, moja skóra zaczęła dymić. Auu! To bolało. Szybko wzięłam dłoń z powrotem. Wcisnęłam pierścionek na jego miejsce i spojrzałam na rękę. Była lekko czerwona, jak oparzona. Jednak po chwili zauważyłam, że oparzenia się goją. Bardzo szybko. Przez to wpadł mi do głowy kolejny pomysł. Podeszłam do parapetu, na którym leżał scyzoryk. Jednym szybkim ruchem rozcięłam sobie nadgarstek. Bolało! Czyli nie jest tak jak w „zmierzchu”, można mnie skrzywdzić… Daniel o tym wspominał, ale musiałam przekonać się samodzielnie.
Zauważyłam, że tak samo jak w przypadku oparzenia, rana zagoiła się w błyskawicznym tempie. Cool!
nie zauważyłam, kiedy chłopcy wyszli na dwór.
- Cecily, nie spodziewałbym się po tobie takich masochistycznych zapędów – powiedział żartobliwie Daniel
- oh, daj spokój, ona po prostu odkrywa swoje nowe możliwości. – Adam przewrócił oczami.
- tjaa…. Nie wiem czy zauważyłaś, Adam nie zna się na żartach. Dla niego wszystko musi być na poważnie. Straszny z niego nudziarz! Dlatego teraz nie zabieramy go ze sobą.
- idziemy? Gdzie? – ogarnęło mnie podekscytowanie.
- na kolację. No chyba że nie chcesz – odpowiedział zaczepnie.
- oh, oczywiście, że chcę- zaśmiałam się. Daniel chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę ulicy.
- tylko nie szalejcie za bardzo! – zawołał za nami Adam. „normalna rodzina” przemknęło mi przez głowę „jeden brat ze swoją dziewczyną wychodzą, a drugi martwi się o nich, aby nic im się nie stało. No może nie tyle im, co innym ludziom…”
- czyli jestem wieczną szesnastolatką.- zaczęłam rozmowę
- tak jak ja wiecznym siedemnastolatkiem – dodał z uśmiechem. – wyglądasz na trochę starszą, więc później spokojnie możesz podawać się za osiemnastolatkę. Przynajmniej  nie będzie problemu z mieszkaniem. Ludzie mają obsesję na punkcie wieku. Masakra..- pokręcił głową. Ale to, co mówi, ma sens. Dobrze, że go mam.
- to wszystko jest dla mnie takie nowe… idę ulicą pełną ludzi i muszę się skupiać, żeby rozmawiać z tobą, a nie rzucić się na pierwszego lepszego człowieka. Na przykład ten facet obok. Ten, co rozmawia przez telefon. Słyszę bicie jego serca. Widzę żyły na jego szyi, nadgarstkach…. Jak ty z tym wytrzymujesz?
- z czasem można się przyzwyczaić. Im bardziej jesteś głodna, tym bardziej zwracasz na to uwagę. No dobrze. Jest już ciemno. Na początek trochę teorii. Nie chcemy nikogo zabić. Na szczęście istnieje taka wspaniała rzecz - coś w stylu hipnozy? Można to tak nazwać. Możesz zmusić człowieka do wszystkiego. Po prostu popatrz w oczy i powiedz zdecydowanym  głosem to, co ma zrobić. Chodź do baru, wybierzemy kogoś i pokażę ci, o co chodzi. – przeprowadził mnie przez drzwi. Podszedł do jakiegoś chłopaka, miał może ze dwadzieścia lat. spojrzał mu prosto w oczy i powiedział – wyjdziesz teraz ze mną. Nie mów nic i nie rozglądaj się na boki. – i jakimś dziwnym sposobem chłopak podniósł się z krzesełka i poszedł za nami na tył baru. Teraz Daniel zwrócił się do niego jeszcze raz  - nie ruszaj się i nie krzycz. –spojrzał na mnie. – okay, Cecily. Kolację czas zacząć.
Moje kły błyskawiczne się wydłużyły. To strasznie dziwne uczucie. Ale nie chciałam o tym teraz myśleć. Podeszłam do chłopaka i ugryzłam go w szyję. Poczułam, że Daniel robi to samo z drugiej strony. To było takie słodkie! Krew smakowała jeszcze lepiej, niż ta, którą musiałam wypić rano. Ta była… świeża. Można by wyróżnić cały bukiet smaków. Nawet nie spostrzegłam, kiedy Daniel się odsunął.
- Cecily, już wystarczy. Naprawdę. – z wielkim żalem skoczyłam pić. Nie czułam się najedzona.  – teraz spróbuj wymazać mu pamięć. – ale ja zrobiłam nawet więcej.
- przyprowadź tu swojego kolegę. Później zapomnij o wszystkim co się tu wydarzyło. – chłopak poszedł.
- sprytnie, sprytnie… mądrą mam dziewczynę. – mruknął do mnie Daniel. Wyglądał tak pięknie… cały w czerni, włosy jak zawsze rozczochrane. Tak jak ja, nie schował jeszcze kłów. Po brodzie spływała mu malutka kropla krwi. Taki naturalny wygląd był wręcz zjawiskowy. Wiedziałam, że jest wyjątkowy, bo przeznaczony tylko dla mnie. Nikt inny nie mógłby zobaczyć go w takim stanie.
Nie mogłam długo się przypatrywać, bo przyszedł kolega tego chłopaka. Wyglądał na lekko przestraszonego. ale widocznie odprężył się na mój widok. Aż za bardzo. Zaczął się śmiać.
- co taka smarkula ode mnie chce?
- nie uważaj się za  takiego dorosłego, idioto. Nikt nie będzie obrażał mojej dziewczyny. Przeproś ją.
- a bo co mi zrobisz, młody? – chłopak poczuł się nagle bardzo odważny.
- powiedziałem przeproś. – teraz Daniel już wywarł na nim przymus. Chłopak przeprosił. Teraz do akcji wkroczyłam ja.
- stój i nie ruszaj się. Nie krzycz. – wykonał moje polecenie. Znów Daniel dołączył się do mnie. Piliśmy tak długo, aż … chłopak zrobił się bezwładny. Szybko się odsunęłam. Dotarło do mnie, że on nie żyje.
- Daniel, co my zrobiliśmy?!
- oj tam, zdarza się. To był twój pierwszy raz. Naprawdę nie przejmuj się. – trochę mnie zdziwiło, z jaką łatwością to mówi. Ale to Daniel. W sumie, sama jakoś nie czułam żalu. Samą siebie zadziwiam.. nieustannie. – okay, Cecily. Wracamy do domu, zanim nas ktoś zobaczy.

dziękuję za wcześniejsze bardzo komentarze, jesteście dla mnie mega  motywacją :) 

1 komentarz:

  1. Super rozdział jak zawsze świetny więc tego już chyba nie trzeba pisać 😁 Czekam na kolejne, cudne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń