Trzy dni minęły od pamiętnej
kłótni z Magnusem. Ona ani razu się nie pojawił. Trochę było mi smutno.
Noc
Obudziłam się nagle. Wszystko
bolało mnie jeszcze bardziej niż dotychczas, musiałam zagryzać zęby, żeby nie
krzyczeć z bólu. Nie potrafiłam już nawet sprecyzować, co boli mnie
najbardziej. W pokoju było ciemno, bo okna były zasłonięte, dlatego ciężko mi
było określić, która jest godzina. Spojrzałam na telefon. 02:05. nie wytrzymam
do rana. Muszę to zakończyć jak najszybciej.
Nie wiedziałam nawet do końca co
robię. Wstałam, założyłam buty. Nic innego nie musiałam ubierać, bo byłam już w
ubraniu, co prawda pogniecionym, ale
zawsze. Wyszłam z mieszkania. Pozwoliłam nogom prowadzić mnie gdziekolwiek.
Skończyło się to tak, że stałam na dachu budynku F, mojego akademika. Podeszłam
do krawędzi. Budynek jest bardzo wysoki. Odwróciłam się tyłem, zaczerpnęłam
powietrza ostatni raz i przechyliłam się do tyłu.
Spadając czułam, że wszystko
będzie dobrze. Nie mogłoby być inaczej. Zaraz przestanę czuć ten straszny ból.
Wydawało mi się, że spadam bardzo wolno. Powolutku oddalałam się od gwiazd na
niebie, księżyca, ale też problemów.
Leciałam i leciałam.. aż tu nagle
poczułam, że dotarłam do końca tej drogi. Zetknięcie z ziemią było niezbyt
przyjemne. To nawet mało powiedziane. Cholernie mało powiedziane. Czułam, jak
ostatni wdech powietrza opuszcza moje płuca. Ogarnęła mnie ciemność.
MAGNUS
Wracałem z dość obfitej kolacji.
Nie chcecie znać szczegółów. Szedłem właśnie przez mały park niedaleko
akademika Cecilii. Księżyc był dzisiaj w pełni, było go pięknie widać, ponieważ
niebo było bezchmurne. Zawsze podziwiałem księżyc. Niby od siedemdziesięciu lat
się nie zmienił, ale mimo to codziennie wygląda inaczej. Z moich rozmyślań
wyrwał mnie sygnał odjeżdżającej karetki. Przybiegłem na miejsce, jednak było
już za późno, karetka odjechała. Od razu pomyślałem o Cecilii, pobiegłem więc
sprawdzić, czy wszystko z nią okay. Wbiegłem do jej pokoju, ale najwidoczniej
moje obawy były prawdziwe, bo jej tam nie było. W tym stanie raczej by nigdzie
nie poszła, więc pewnie postanowiła skrócić swoje cierpienie. Tylko, cholera,
nie musiała zwracać tym na siebie uwagi. Teraz trzeba będzie coś wymyślić.
Jakieś usprawiedliwienie. Nie mogła tego zrobić po cichu w mieszkaniu?! No
dobrze, jak już się w to wpakowałem, to pojadę pomóc jej stamtąd uciec.
CECILIA
Obudziłam się w jakimś białym
pomieszczeniu. Pierwsze, co do mnie dotarło to to, że już mnie nic nie boli.
Minęło kilka minut, ale ja nadal nie mogłam zrozumieć, gdzie się znajduję.
Leżałam na jakimś metalowym stole, wokół mnie znajdowały się jakieś wielkie
szafy z ogromnymi szufladami. Gdzieś już kiedyś widziałam podobne.. z
zamyślenia wyrwał mnie głos Magnusa – dzień dobry, jak się spało? – zapytał z
uśmiechem
-jakoś ujdzie. – odpowiedziałam.
– gdzie jesteśmy?
- nie domyślasz się? – zapytał.
Dopiero po tym zaczęłam łączyć fakty. Metalowe stoły, sterylna biel, wielkie
szuflady, każda podpisana imieniem i nazwiskiem
- wyjdźmy stąd. Szybko. –
wydusiłam
- dlaczego? Nie uważasz, że to
zabawne? Dwa wampiry w kostnicy, czy to nie brzmi jak żart ewolucji?
- tak, serio bardzo śmieszne.
Idziesz? – nie czekając na jego odpowiedź zeskoczyłam z tego przeklętego stołu
i wyszłam na dwór. Zaraz za mną wyszedł Magnus, cały czas z uśmiechem na
ustach. – z czego się tak śmiejesz?
- teoretycznie wygrałem zakład
- żadnego zakładu nie było, a ty
dobrze o tym wiesz.
- ale i tak będę się z tego
cieszył – czy on musi być taki irytujący?!
- dokąd my właściwie idziemy? –
zorientowałam się, że nie wiem, dokąd zmierzam
- myślałem, że ty prowadzisz.. –
odparł z zarozumiałym uśmieszkiem.
- to w takim razie idę do siebie.
– miałam już dość jego towarzystwa. Chciałam jak najszybciej znaleźć się jak
najdalej od tego miejsca, od niego. Kiedy jednak wypowiedziałam te słowa, on
błyskawicznie stanął przede mną, spojrzał mi w oczy i powiedział
- w takim razie ciekawe, jak
wytłumaczysz swoim koleżankom fakt, że co najmniej trzy godziny temu leżałaś
martwa na chodniku. - to, co powiedział
zbiło mnie z tropu. Nie pamiętam nic od czasu, kiedy położyłam się spać
wygodnie w moim łóżku. Aż do tej pory ta sytuacja nie wydawała mi się dziwna.
- czekaj, co?!
- Cecilia, jak myślisz, dlaczego
obudziłaś się w środku nocy, w kostnicy, w ubraniu pobrudzonym krwią? –
spojrzałam na swoje ubrania. Rzeczywiście, była na nich krew. I to w dodatku
moja.
MAGNUS
Cecilia wyglądała, jakby zderzyła
się ze ścianą. No może nie dosłownie, ale ewidentnie była zszokowana. Trochę ją
rozumiem, każdy na początku czuje się skołowany. W ciągu kilku chwil ta twarda,
zdecydowana Cecilia nagle zniknęła. Teraz wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
Musiałem coś zrobić, więc podszedłem do niej i wziąłem ją w ramiona.
- hey, przecież to nie koniec
świata.
- może dla ciebie..
- z czasem spostrzeżesz, że to
dar, zaczniesz to doceniać.
- ale ja nie mogę być wampirem..
ja.. nie umiem..
- tu nie ma nic do umienia,
zobaczysz sama, wszystko ci pokażę – starałem się ją jakoś pocieszyć. Nagle
wpadłem na genialny pomysł. – chodź, gwarantuję ci, że to będzie najlepsza noc
w twoim życiu. Włączając w to bal maturalny. – poczułem, że się śmieje. To
dobrze, o to chodziło.
- niee, to chyba nie jest możliwe
– śmiejąc się, wyrwała mi się z objęć.
- no to zobaczymy..- także się
śmiałem. To dziwne, że przy tej dziewczynie się tak zmieniam. Ale teraz nie mam
czasu o tym myśleć.
- najlepszą noc z życia Cecilii
czas zacząć. – podsumowałem. Weszliśmy w głąb parku.
Aaaaaaaaaaaa!!! Więcej! Magnus ❤❤
OdpowiedzUsuń