piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział VIII. Opowiadanie II.


Trzy dni minęły od pamiętnej kłótni z Magnusem. Ona ani razu się nie pojawił. Trochę było mi smutno.

Noc

Obudziłam się nagle. Wszystko bolało mnie jeszcze bardziej niż dotychczas, musiałam zagryzać zęby, żeby nie krzyczeć z bólu. Nie potrafiłam już nawet sprecyzować, co boli mnie najbardziej. W pokoju było ciemno, bo okna były zasłonięte, dlatego ciężko mi było określić, która jest godzina. Spojrzałam na telefon. 02:05. nie wytrzymam do rana. Muszę to zakończyć jak najszybciej.
Nie wiedziałam nawet do końca co robię. Wstałam, założyłam buty. Nic innego nie musiałam ubierać, bo byłam już w ubraniu, co prawda pogniecionym,  ale zawsze. Wyszłam z mieszkania. Pozwoliłam nogom prowadzić mnie gdziekolwiek. Skończyło się to tak, że stałam na dachu budynku F, mojego akademika. Podeszłam do krawędzi. Budynek jest bardzo wysoki. Odwróciłam się tyłem, zaczerpnęłam powietrza ostatni raz i przechyliłam się do tyłu.
Spadając czułam, że wszystko będzie dobrze. Nie mogłoby być inaczej. Zaraz przestanę czuć ten straszny ból. Wydawało mi się, że spadam bardzo wolno. Powolutku oddalałam się od gwiazd na niebie, księżyca, ale też problemów.
Leciałam i leciałam.. aż tu nagle poczułam, że dotarłam do końca tej drogi. Zetknięcie z ziemią było niezbyt przyjemne. To nawet mało powiedziane. Cholernie mało powiedziane. Czułam, jak ostatni wdech powietrza opuszcza moje płuca. Ogarnęła mnie ciemność.

MAGNUS

Wracałem z dość obfitej kolacji. Nie chcecie znać szczegółów. Szedłem właśnie przez mały park niedaleko akademika Cecilii. Księżyc był dzisiaj w pełni, było go pięknie widać, ponieważ niebo było bezchmurne. Zawsze podziwiałem księżyc. Niby od siedemdziesięciu lat się nie zmienił, ale mimo to codziennie wygląda inaczej. Z moich rozmyślań wyrwał mnie sygnał odjeżdżającej karetki. Przybiegłem na miejsce, jednak było już za późno, karetka odjechała. Od razu pomyślałem o Cecilii, pobiegłem więc sprawdzić, czy wszystko z nią okay. Wbiegłem do jej pokoju, ale najwidoczniej moje obawy były prawdziwe, bo jej tam nie było. W tym stanie raczej by nigdzie nie poszła, więc pewnie postanowiła skrócić swoje cierpienie. Tylko, cholera, nie musiała zwracać tym na siebie uwagi. Teraz trzeba będzie coś wymyślić. Jakieś usprawiedliwienie. Nie mogła tego zrobić po cichu w mieszkaniu?! No dobrze, jak już się w to wpakowałem, to pojadę pomóc jej stamtąd uciec.

CECILIA

Obudziłam się w jakimś białym pomieszczeniu. Pierwsze, co do mnie dotarło to to, że już mnie nic nie boli. Minęło kilka minut, ale ja nadal nie mogłam zrozumieć, gdzie się znajduję. Leżałam na jakimś metalowym stole, wokół mnie znajdowały się jakieś wielkie szafy z ogromnymi szufladami. Gdzieś już kiedyś widziałam podobne.. z zamyślenia wyrwał mnie głos Magnusa – dzień dobry, jak się spało? – zapytał z uśmiechem
-jakoś ujdzie. – odpowiedziałam. – gdzie jesteśmy?
- nie domyślasz się? – zapytał. Dopiero po tym zaczęłam łączyć fakty. Metalowe stoły, sterylna biel, wielkie szuflady, każda podpisana imieniem i nazwiskiem
- wyjdźmy stąd. Szybko. – wydusiłam
- dlaczego? Nie uważasz, że to zabawne? Dwa wampiry w kostnicy, czy to nie brzmi jak żart ewolucji?
- tak, serio bardzo śmieszne. Idziesz? – nie czekając na jego odpowiedź zeskoczyłam z tego przeklętego stołu i wyszłam na dwór. Zaraz za mną wyszedł Magnus, cały czas z uśmiechem na ustach. – z czego się tak śmiejesz?
- teoretycznie wygrałem zakład
- żadnego zakładu nie było, a ty dobrze o tym wiesz.
- ale i tak będę się z tego cieszył – czy on musi być taki irytujący?!
- dokąd my właściwie idziemy? – zorientowałam się, że nie wiem, dokąd zmierzam
- myślałem, że ty prowadzisz.. – odparł z zarozumiałym uśmieszkiem.
- to w takim razie idę do siebie. – miałam już dość jego towarzystwa. Chciałam jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca, od niego. Kiedy jednak wypowiedziałam te słowa, on błyskawicznie stanął przede mną, spojrzał mi w oczy i powiedział
- w takim razie ciekawe, jak wytłumaczysz swoim koleżankom fakt, że co najmniej trzy godziny temu leżałaś martwa na chodniku. -  to, co powiedział zbiło mnie z tropu. Nie pamiętam nic od czasu, kiedy położyłam się spać wygodnie w moim łóżku. Aż do tej pory ta sytuacja nie wydawała  mi się dziwna.
- czekaj, co?!
- Cecilia, jak myślisz, dlaczego obudziłaś się w środku nocy, w kostnicy, w ubraniu pobrudzonym krwią? – spojrzałam na swoje ubrania. Rzeczywiście, była na nich krew. I to w dodatku moja.

MAGNUS

Cecilia wyglądała, jakby zderzyła się ze ścianą. No może nie dosłownie, ale ewidentnie była zszokowana. Trochę ją rozumiem, każdy na początku czuje się skołowany. W ciągu kilku chwil ta twarda, zdecydowana Cecilia nagle zniknęła. Teraz wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Musiałem coś zrobić, więc podszedłem do niej i wziąłem ją w ramiona.
- hey, przecież to nie koniec świata.
- może dla ciebie..
- z czasem spostrzeżesz, że to dar, zaczniesz to doceniać.
- ale ja nie mogę być wampirem.. ja.. nie umiem..
- tu nie ma nic do umienia, zobaczysz sama, wszystko ci pokażę – starałem się ją jakoś pocieszyć. Nagle wpadłem na genialny pomysł. – chodź, gwarantuję ci, że to będzie najlepsza noc w twoim życiu. Włączając w to bal maturalny. – poczułem, że się śmieje. To dobrze, o to chodziło.
- niee, to chyba nie jest możliwe – śmiejąc się, wyrwała mi się z objęć.
- no to zobaczymy..- także się śmiałem. To dziwne, że przy tej dziewczynie się tak zmieniam. Ale teraz nie mam czasu o tym myśleć.

- najlepszą noc z życia Cecilii czas zacząć. – podsumowałem. Weszliśmy w głąb parku.

1 komentarz: