piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział VII. Opowiadanie II.

Dziś zaczynają się ferie w moim województwie. w niedzielę wyjeżdżam na narty. a Wy macie jakieś plany?

Przez cały następny tydzień bolała mnie głowa. Nie był to lekki ból, tylko uczucie, jakby ktoś próbował przewiercić mi czaszkę na wylot. Rozważyłam słowa Magnusa na wszelkie możliwe sposoby i doszłam do wniosku, że ma rację. moje obawy stały się uzasadnione i, co gorsza, prawdziwe. Mam tylko nadzieję, że wytrzymam. Nie chcę być wampirem, nie czuję, aby to było coś fajnego. Tymczasem mój stan się pogarszał. Zaczynałam zauważać w tym pewną logikę, na przykład to, że strasznie denerwuje mnie światło, nie mam apetytu, szybko się denerwuję zdaje się być wampirzą cechą. Oprócz tego  są też inne objawy, na przykład te bóle głowy, spadek sił, senność, duszności i wiele innych. Po prostu moje ciało daje mi znaki, że nie chce już dłużej żyć na tym świecie. A ja uporczywie staram się z tym walczyć. Są takie chwile, kiedy poważnie myślę o tym, żeby ze sobą skończyć. Jednak zaraz po tym uświadamiam sobie, że nie mogę, jestem zbyt słaba, tak mało jeszcze wiem. Przez cały ten tydzień nie byłam na zajęciach, nie widziałam więc także Magnusa. Kilka razy dzwoniła do mnie Martha, ale nie odebrałam. Mam siłę tylko na to, żeby leżeć w łóżku.

MAGNUS

Kiedy przez tydzień nie widziałem Cecilii, zaczynałem się niepokoić. Dzisiaj postanowiłem sprawdzić, co się z nią dzieje. Jaki ja się nagle opiekuńczy zrobiłem… w każdym razie poszedłem do niej zaraz po zajęciach. Zapukałem do drzwi, odpowiedziała mi słabym głosem – otwarte. – wszedłem do ciemnego pokoju. Mimo zasłoniętych żaluzji widziałem doskonale, ale podszedłem do okna i odsłoniłem je. Wtedy Cecilia zawołała – nie! Nie odsłaniaj, proszę..- więc zasłoniłem je z powrotem. Usiadłem na łóżku. – jak się czujesz? – zapytałem. W odpowiedzi posłała mi mordercze spojrzenie – zajebiście, jak widać. – odpowiedziała zirytowana.
- Cecilia, ja naprawdę rozumiem, jak się czujesz. Wiesz, że w każdej chwili możesz się od tego uwolnić.
- ale nie chcę. Dam radę. Muszę! – wyglądała, jakby naprawdę myślała, że da radę.
- okay, ale nie możesz tutaj leżeć w nieskończoność. Możesz się już dzisiaj przenieść do psychiatryka.  Na pewno znajdzie się tam jeszcze jakieś miejsce dla osoby, która chce uciec przed swoim losem. Tak to już jest, Cecilia. To dar, przez to stajesz się kimś lepszym, ludzie nie zdają sobie sprawy, jakimi są marnymi istotami. Jedyne, do czego się nadają to przekąski. – przyglądała mi się  z dziwnym wyrazem twarzy. Chyba nie spodobało jej się to, co usłyszała. Ale nie mam zamiaru udawać przed nią bohatera, kogoś, kim nie jestem.
- mam wyjść? – zapytałem.
- właściwie to.. zostań. Może przy tobie uda mi się zasnąć. Od czterech dni nie zmrużyłam oka. – ta odpowiedź mnie zdziwiła. Położyłem się jednak przy niej. Po kilkunastu minutach zasnęła.

CECILIA

Może rzeczywiście niepotrzebnie staram się zachować resztę mojego człowieczeństwa. Może powinnam pozwolić toczyć się sprawom tak, jak powinny się toczyć. Wiem, że tak byłoby mi łatwiej. Ale z drugiej strony tylko na chwilę. Sama już nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
Kiedy otworzyłam oczy, obok mnie spał Magnus. O nim też nie wiem, co mam myśleć. Z jednej strony wydaje się być kimś wspaniałym, kimś, kto mnie rozumie i może nawet umiałby się ze mną dogadać. Ale z drugiej strony to, co wcześniej powiedział o ludziach pokazuje, że jest zimny i nieczuły. Na pewno jest pełen kontrastów. Ale chyba muszę żyć z nim w zgodzie, jego wiedza może mi się przydać.
Zdałam sobie sprawę, że  czuję się lepiej, więc wstałam, ponieważ strasznie chciało mi się pić. Po zrobieniu paru kroków poczułam, jak uginają się pode mną nogi. Nie zdążyłam jednak upaść, wylądowałam w ramionach Magnusa.
- ale jak to? Sekundę temu byleś w łóżku! Nie mogłeś się tutaj tak szybko znaleźć!
- Cecilia, szybkość wampira. Przyzwyczaj się.
- no tak, racja. Chciałabym.. chciałabym wrócić do łóżka – dodałam, bo to, że trzymał mnie w ramionach wydawało mi się… hm.. krępujące..
- okay.-  odstawił mnie tam, gdzie go prosiłam. – coś ci podać? – zapytał
- w zasadzie mógłbyś podać mi coś do picia. Coś dobrego. – wstał i podszedł do lodówki. Przyniósł sok pomarańczowy. Napiłam się, ale.. – to nie to. Daj coś innego. – coca cola to też jednak nie było to. Zaczynałam się domyślać, o co chodzi.
- Cecilia.. – zaczął
- nie. Nawet o tym nie myślę. I ty też nie myśl.
- Cecilia, nie odrzucaj tego.
- a właśnie, że odrzucę. Miałeś pomóc, a tak naprawdę w niczym nie pomagasz.
- mam wyjść? – zapytał.
- tak. – kiedy zmierzał w stronę drzwi, ostatni raz powiedział – pamiętaj, kim tak naprawdę jesteś. – i zamknął drzwi.
Leżąc w łóżku miałam nadzieję, że to wszystko jest nieprawdą i że niedługo wszystko mi przejdzie. Cały czas oszukiwałam się, że po prostu jestem chora.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz