witam w ostatnim rozdziale drugiego opowiadania :) miłego czytania!
-otwórz te drzwi do cholery! –
siedziałem przed telewizorem razem z Arthurem, kiedy rozległo się walenie do
drzwi. Powoli zsunąłem się z kanapy i otworzyłem drzwi. Za nimi stała Cecilia
- wolniej się nie dało?-
prychnęła, przepychając się obok mnie. – macie cos do jedzenia?
- ciebie też niezmiernie miło
widzieć. – westchnąłem podchodząc do lodówki i wyciągając z niej buteleczkę.
Rzuciłem ją Cecilii, a ona odkręciła ją i natychmiast wypiła jej zawartość.
- zgłodniało się, co? – zagadnął
ją Arthur
- yep, ciesz się, że nie
mieszkasz z człowiekiem.
- ojj tam, chyba nie jest tak źle
– wzruszyłem ramionami. – zawsze możesz
przenieść się do nas, nie mamy co prawda trzeciego łóżka, ale spokojnie
zmieścimy się na jednym.
- chyba jednak podziękuję –
wybuchła śmiechem.
Nagle drzwi otwarły się z hukiem,
a do środka weszła Martha. Wyglądała jakoś inaczej, włosy miała spięte wysoko,
lecz nie to przykuło moją uwagę. Zza paska spodni coś wystawało, a był to
ewidentnie pistolet. Ludzie są naprawdę dziwni..
- okay, mam dosyć – zabrała głos.
– czy serio nie wiecie, że wiem, kim jesteście?
- hej, spokojnie. Nie wysuwaj pochopnych
wniosków, na pewno zaszła jakaś pomyłka… - Arthur próbował załagodzić sytuację.
- wątpię. Na kilometr rozpoznam
wampira – ucięła Martha.
- kilometr to nie dużo, ogólnie
rzecz biorąc. – stwierdziłem. – kiedy nabyłaś takiej niebywałej
spostrzegawczości?
- nie denerwuj mnie nawet. Jeśli
jesteś taki ciekawy, kiedy miałam dwanaście lat jeden wampir na moich oczach
zabił Alexa, mojego starszego brata.
- i, niech zgadnę, od tego czasu
postanowiłaś bawić się w zabijanie wampirów? – Martha skinęła głową – czyli
mamy tu zwykłego, samozwańczego łowcę. – zakpił Arthur – pewnie nawet nie
zadziała – skinął głową na pistolet utknięty za pasek jej spodni. Dziewczyna
wyciągnęła go szybkim ruchem i wycelowała w niego
- chcesz się przekonać? –
powiedziała, unosząc brwi – no proszę cię, przynosisz wstyd rodzinie Van
Helsingów, lepiej dla nich, gdybyś zginął.
- uspokójcie się. Wszyscy! –
wykrzyknęła Cecilia – Martha, dlaczego myślisz, że jesteśmy tacy sami jak
tamten wampir?
- masz rację, Cecilia. Ty jesteś
nawet gorsza od niego.
CECILIA
- dlaczego? – nie mogłam uwierzyć
w to, co słyszę. Kogo jak kogo, ale Marthy nigdy bym nie posądzała o bycie
łowcą. To po prostu do niej nie pasowało. Chociaż może o to jej chodziło..
- przez lata byłyśmy przyjaciółkami.
A teraz udajesz, że jesteś nadal tą samą osobą
- ale ja jestem tą samą osobą!
- hej, dziewczyny, spokojnie –
Magnus najwidoczniej zaczął brać sprawę poważnie i skończył się wydurniać. –
nie chcemy przecież, żeby ktoś tutaj dzisiaj zginął.
- naprawdę? Nie chcemy? - zdziwiła sią Martha. – teoretycznie i tak już
jesteście martwi – skierowała spojrzenie na mnie.
- nie prawda. Przynajmniej nie do
końca prawda.
- Cecilia, spójrz prawdzie w
oczy. Moja przyjaciółka jest dla mnie martwa.
Wtedy poczułam silne szarpnięcie
w klatce piersiowej. Na początku nie wiedziałam, o co chodzi, ale za chwilę
połączyłam fakty. Po pierwsze, Martha wybiegła z pokoju z pistoletem w ręce, a
Arthur próbował ją złapać. Po drugie, moja koszulka była cała we krwi. Po trzecie,
to strasznie bolało.
Magnus zrobił się blady –
Cecilia, wszystko będzie dobrze. Wyciągniemy to i po sprawie – wiedziałam, że
nie jest wcale tak kolorowo. Ugięły się pode mną nogi i upadłam na plecy, w
ostatniej chwili złapał mnie Magnus. Z jego twarzy wyczytałam wszystko, pocisk
był drewniany i trafił mnie prosto w serce. Nie byłam doświadczona w tych
sprawach, ale wiedziałam, że nie przeżyję tego.
- ile zostało czasu? – zdołałam
wykrztusić.
- wystarczająco, żeby ci coś
wyznać. Miałem porozmawiać z tobą wcześniej, ale nie było okazji. Chodzi o to,
że ostatnio coś sobie uświadomiłem, a mianowicie wiesz, jak to u mnie jest z
uczuciami, ale coś we mnie drgnęło. Ten czas spędzony z tobą był najciekawszym
i najlepszym czasem w moim życiu. Byłaś dla mnie jak jaśniejące światełko w
ciemności. Myślałem, że nigdy nie
doświadczę miłości, ale już na pewno nigdy nie dopuściłem do siebie myśli, że..
–tu zrobił krótką przerwę. -że mogę cię stracić. – zaraz, chwila, czy to są
łzy? Chyba mam halucynacje…
- dziękuję- wyszeptałam, bo tylko
na tyle było mnie stać.
- za co.? – zapytał
- za to, że mi to wyznałeś. –
zamknęłam oczy. Coraz mniej do mnie docierało, jedyne, co czułam, była bliskość
Magnusa, jego ręce obejmujące mnie i ciepły oddech na policzku. Jeśli to właśnie
umieranie, to jest przyjemne. Zawsze spodziewałam się bólu i cierpienia, a to
jest jak zasypianie, czuje się coraz mniej, niemal odcina się od świata.
Poczułam delikatny pocałunek w
policzek i szept Magnusa –Kocham cię.
Później była już tylko ciemność.
Martha! Chodź no tu, pożycz pistolet!
OdpowiedzUsuńMyślę że nie pożyczy 😂 a jak ogólnie zakonczenie?
UsuńFajne, nawet bardzo, tylko czegoś mi brakuje. Skończyło się tak jakby się nie skończyło... Wiem! Zrób historię kilka lat później jak Magnus (bo mi brakuje, haha) szuka sposobu na ożywienie (?) Cecilii, albo że jakieś coś w jej organizmie pozwoliło jej przeżyć i niby jest z jakiegoś rodu wampirów (ha! Ja to jestem dobra, co?), albo jeśli Ci się podoba zostaw tak jak jest. Jeśli pozwolisz mi się nacieszyć Magnusem (więcej Magnusa, więcej i więcej!) to proponuje raz w miesiącu kontynuację, bo wiem, że cieszysz się następnym opowiadaniem. Wytrwałaś do końca? Naprawdę? Szacun.
UsuńWiem też tak średnio mi się to podoba :/ po prostu chciałam zakończyc to opowiadanie.. ale może zrobię kontynuację, tak jak mówisz raz w miesięcu, ale niczego nie obiecuję ;) teraz mam straszną wenę na 3 opowiadanie, ale jeśli kiedys mnke najdzie ochota, to wstawię ciąg dalszy ;) też kocham Magnusa ❤
Usuń