Przed tablicą ogłoszeń umieszczoną przy stołówce zebrała się
grupka ubranych w czarne mundurki uczniów. Próbowałam dostać się bliżej, po
drodze rozpychając się łokciami. Kiedy w końcu mi się to udało, zobaczyłam, że
moje nazwisko znajduje się tuż obok nazwiska Ryana. Na patrol idziemy już dziś.
Razem z nami idzie jeszcze jakaś dziewczyna, Brian musi poczekać trzy dni.
Wbiegłam do stołówki, żeby przekazać chłopakom nasze dyżury,
kiedy nagle z kimś się zderzyłam. Był to chłopak w czerwonym mundurku, wysoki
blondyn z niesamowicie zielonymi oczami. Wyglądał jak typowy surfer z Kalifornii,
jednak w jego oczach nadawało im trochę drapieżnego akcentu. No tak, w końcu
był wampirem, nosił przecież czerwony mundurek. –Proszę – powiedział z
Australijskim akcentem, coś mi podając. Zerknęłam na jego dłoń, w której
znajdowała się moja Stela. – Wypadła ci z kieszeni – wzięłam ją i podziękowałam
mu. Był uroczy, ale chyba nie w moim stylu, chociaż widać, że nie ma problemu z
brakiem zainteresowania wśród dziewczyn. – Dziękuję – odpowiedziałam z
uśmiechem i pognałam do stolika, przy którym siedzieli Brian i Ryan. Bonnie tam
nie było, ale zdawało mi się, że widziałam ją w kolejce po herbatę.
- słuchajcie, ja z Ryanem idziemy na patrol dzisiaj
wieczorem, a ty, Brian, w środę. Brian, słuchasz ty mnie w ogóle?! –
najwidoczniej nie słuchał, bo zapatrzony był w coś znajdującego się na wprost
nas. – Możesz powtórzyć? – zapytał z
rozbrajającym uśmiechem, kiedy w końcu spojrzał na mnie.
-ehhhhh.. na patrol idziesz w środę.
- okay, a wy?
- my idziemy dzisiaj. nie znam ludzi, którzy idą z tobą –
uprzedziłam jego następne pytanie. – na co tak patrzysz?
- właściwie to na kogo – westchnął.
- niech zgadnę. Blondyn w czerwonym – w myślach przemknął mi
obraz chłopaka, z którym się zderzyłam.
- w dziesiątkę – jego oczy na chwilę spotkały się z moimi –
kto to w ogóle jest? Nie widziałem go wcześniej – wzruszyłam ramionami, bo
właśnie zabrałam się za jedzenie kanapki z masłem orzechowym.
- to Dave Black, jest z Australii. – dobrze wyczułam ten
australijski akcent! – Cecily, może pójdziemy się już przygotować, skoro mamy wyjść
za godzinę.
- skąd wiesz, że za godzinę?
- rozmawiałem z
Alexandrem, poza tym za dwie godziny będzie ciemno.
Demony nie mogą chodzić w świetle dziennym, przez nie się
palą. Dlatego patrole ustanawiane są w
nocy, aby miało to sens.
****
W szafie znalazłam strój bojowy, na który składała się
obcisła bluzka z grubego, dość twardego materiału, zapewne mającego chronić
przed uszkodzeniami ciała, długie spodnie z materiału podobnego do skóry, ale
nie mającego połysku i wysokich, sznurowanych butów z grubą podeszwą. Założyłam
szeroki pas, do którego można było doczepić sztylety. Na plecy powędrował
miecz, którym zdążyłam nauczyć się bardzo dobrze władać. Zbierałam włosy w wysoki kucyk, kiedy do
drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam je i zobaczyłam Ryana ubranego w męską wersję
stroju bojowego.
- mogę narysować ci Znaki? – zapytał.
- jasne – podałam mu Stelę, jednak podziękował i zaczął
rysować swoją. Na ręce umieścił mi Runy szybkości, widzenia w ciemności,
pewnego kroku i odwagi i walce. Nigdy jeszcze nie miałam ich tylu na raz,
niemal czułam sączącą się z nich moc. Ryan podwinął rękaw swojej bluzki i
uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- mogłabyś? – swoją Stelą narysowałam mu te same znaki. –
dziękuję. Jesteś już gotowa? Możemy zejść na dół, tam zaczekamy na resztę.
W holu oczekiwał nas Alexander Lightwood.
- Rose nie przyjdzie, na treningu skręciła kostkę. Iratze już sobie z tym poradziło, ale
nawet ten Znak nie zastąpi odpoczynku. Szkoda, bo zawsze z pierwszakami idą
ludzie ze starszych klas, ale wy sobie poradzicie. Idziecie pierwsi, bo
jesteście najlepsi, robicie największe postępy.
Wyszliśmy z budynku, Alexander ruszył przodem w stronę
czarnego Land Rovera stojącego na parkingu.
- Wsiadajcie – rzucił – pojedziemy samochodem, bo zanim
dotarlibyśmy do miasta na nogach, trochę by zeszło. Poza tym w bagażniku mam
jeszcze jakąś broń.
Dalej jechaliśmy w milczeniu. Patrzyłam przez okno samochodu
i zastanawiałam się, jak dalej przebiegnie ta noc. Nigdy nie widziałam demona,
a tym bardziej z żadnym z nich nie walczyłam. Na lekcjach zdobyłam wiedzę
praktyczną, wiem jak zabijać je na wiele sposobów, ale mimo wszystko gdzieś we mnie pozostał strach, że nie dam
rady. Ryan jakby wyczuł moje emocje, bo złapał mnie za rękę. Jego dłoń była
duża, silna i przyjemnie ciepła. Ten gest dodał mi otuchy bardziej, niż
jakiekolwiek zapewnienia, że jestem jedną z
najlepszych uczennic.
- jesteśmy – przerwał ciszę Lightwood. Zostawiliśmy samochód na jakimś osiedlu,
trener udzielił nam jeszcze kilku przydatnych rad. Minęło kilkanaście minut,
kiedy w parku zza krzaków coś próbowało się wydostać. W powietrzu unosił się
smród gnijących śmieci, co oznaczało, że był to demon. Ruszył w naszą stronę,
miał około metra pięćdziesięciu, oczy wciśnięte w czaszkę i dwa rzędy ostrych
zębów. Ewidentnie był to jakiś mieszaniec, bo przejawiał cechy co najmniej
trzech gatunków. Nie był zbyt szybki, więc mieliśmy sporo czasu na
przygotowanie broni i przygotowanie się do walki. Wtem demon znalazł się tuż
obok nas, atakując Ryana długą macką zakończoną ostrymi pazurami. Jednak
chłopak nie dał się zaskoczyć, zamachnął się serafickim nożem i macka poleciała
na ziemię. Demon zawył gardłowym głosem, jednak nadal nie zwracał uwagi na
mnie. Zauważyłam, że Alexander nie bierze udziału w walce, tylko bacznie nas
obserwuje i stoi w pogotowiu. Pewnie nie chce przeszkadzać, ale też pozostaje
czujny.
Nagle coś odciągnęło moją uwagę, usłyszałam za sobą szelest.
Błyskawicznie odwróciłam się i zobaczyłam innego demona. Ten był czerwony,
zamiast oczu miał dwie czarne dziury. Nie czekając na jego reakcję, rzuciłam
się na niego. Cięłam go mieczem, ale jego skóra była jak pancerz, moje
uderzenia w ogóle nie zadawały mu obrażeń. Odskoczył na bok i próbował mnie
przewrócić, lub mnie podrapać. Już czułam jego pazury na moich plecach, kiedy
znalazłam miękkie miejsce w jego ciele, niedaleko od serca. Wbiłam miecz aż po
srebrną rękojeść, na twarz trysnęła mi jego czarna krew. Runy wyryte na ostrzu
sprawiły, że ciało demona zaczęło skwierczeć, robić się czarne, kiedy w końcu
on sam wyparował. Miecz, który jeszcze przed chwilą tkwił w jego klatce
piersiowej, nagle upadł z brzdękiem na podłogę. Podniosłam go i wytarłam go z
czarnej mazi.
Usłyszałam brawa. To Lightwood i Ryan, który także zdążył
uporać się z swoim przeciwnikiem. Podeszłam do nich bliżej. Ryan podał mi
chusteczkę, abym oczyściła twarz, która zaczynała już szczypać od kontaktu z
krwią demona. Jak najszybciej ją wytarłam. Ryan miał małe zadrapanie na
policzku, które już zaczynało się goić, zapewne za sprawą iratze.
Nooooooo... nie tylko wakacje się zaczynają, ale walki też xD Pewnie stanie im na drodze jakiś mega-super-trudny-do-pokonania-bardzo-zły-demon i będą się męczyć.
OdpowiedzUsuń*i mam taką cichą nadzieję na romantyczna scenę, ale nic nie mówię, przecież*
no zobaczymy, zobaczymy...
Usuń*ciiiicho, nie wyprzedzaj faktów! ;)*