piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział 15. op.3

Przed tablicą ogłoszeń umieszczoną przy stołówce zebrała się grupka ubranych w czarne mundurki uczniów. Próbowałam dostać się bliżej, po drodze rozpychając się łokciami. Kiedy w końcu mi się to udało, zobaczyłam, że moje nazwisko znajduje się tuż obok nazwiska Ryana. Na patrol idziemy już dziś. Razem z nami idzie jeszcze jakaś dziewczyna, Brian musi poczekać trzy dni.

Wbiegłam do stołówki, żeby przekazać chłopakom nasze dyżury, kiedy nagle z kimś się zderzyłam. Był to chłopak w czerwonym mundurku, wysoki blondyn z niesamowicie zielonymi oczami. Wyglądał jak typowy surfer z Kalifornii, jednak w jego oczach nadawało im trochę drapieżnego akcentu. No tak, w końcu był wampirem, nosił przecież czerwony mundurek. –Proszę – powiedział z Australijskim akcentem, coś mi podając. Zerknęłam na jego dłoń, w której znajdowała się moja Stela. – Wypadła ci z kieszeni – wzięłam ją i podziękowałam mu. Był uroczy, ale chyba nie w moim stylu, chociaż widać, że nie ma problemu z brakiem zainteresowania wśród dziewczyn. – Dziękuję – odpowiedziałam z uśmiechem i pognałam do stolika, przy którym siedzieli Brian i Ryan. Bonnie tam nie było, ale zdawało mi się, że widziałam ją w kolejce po herbatę.

- słuchajcie, ja z Ryanem idziemy na patrol dzisiaj wieczorem, a ty, Brian, w środę. Brian, słuchasz ty mnie w ogóle?! – najwidoczniej nie słuchał, bo zapatrzony był w coś znajdującego się na wprost nas.  – Możesz powtórzyć? – zapytał z rozbrajającym uśmiechem, kiedy w końcu spojrzał na mnie.
-ehhhhh.. na patrol idziesz w środę.
- okay, a wy?
- my idziemy dzisiaj. nie znam ludzi, którzy idą z tobą – uprzedziłam jego następne pytanie. – na co tak patrzysz?
- właściwie to na kogo – westchnął.
- niech zgadnę. Blondyn w czerwonym – w myślach przemknął mi obraz chłopaka, z którym się zderzyłam.
- w dziesiątkę – jego oczy na chwilę spotkały się z moimi – kto to w ogóle jest? Nie widziałem go wcześniej – wzruszyłam ramionami, bo właśnie zabrałam się za jedzenie kanapki z masłem orzechowym.
- to Dave Black, jest z Australii. – dobrze wyczułam ten australijski akcent! – Cecily, może pójdziemy się już przygotować, skoro mamy wyjść za godzinę.
- skąd wiesz, że za godzinę?
- rozmawiałem   z Alexandrem, poza tym za dwie godziny będzie ciemno.

Demony nie mogą chodzić w świetle dziennym, przez nie się palą. Dlatego patrole ustanawiane są  w nocy, aby miało to sens.

****

W szafie znalazłam strój bojowy, na który składała się obcisła bluzka z grubego, dość twardego materiału, zapewne mającego chronić przed uszkodzeniami ciała, długie spodnie z materiału podobnego do skóry, ale nie mającego połysku i wysokich, sznurowanych butów z grubą podeszwą. Założyłam szeroki pas, do którego można było doczepić sztylety. Na plecy powędrował miecz, którym zdążyłam nauczyć się bardzo dobrze władać.  Zbierałam włosy w wysoki kucyk, kiedy do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam je i zobaczyłam Ryana ubranego w męską wersję stroju bojowego.

- mogę narysować ci Znaki? – zapytał.
- jasne – podałam mu Stelę, jednak podziękował i zaczął rysować swoją. Na ręce umieścił mi Runy szybkości, widzenia w ciemności, pewnego kroku i odwagi i walce. Nigdy jeszcze nie miałam ich tylu na raz, niemal czułam sączącą się z nich moc. Ryan podwinął rękaw swojej bluzki i uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- mogłabyś? – swoją Stelą narysowałam mu te same znaki. – dziękuję. Jesteś już gotowa? Możemy zejść na dół, tam zaczekamy na resztę.

W holu oczekiwał nas Alexander Lightwood.
- Rose nie przyjdzie, na treningu skręciła kostkę. Iratze już sobie z tym poradziło, ale nawet ten Znak nie zastąpi odpoczynku. Szkoda, bo zawsze z pierwszakami idą ludzie ze starszych klas, ale wy sobie poradzicie. Idziecie pierwsi, bo jesteście najlepsi, robicie największe postępy.
Wyszliśmy z budynku, Alexander ruszył przodem w stronę czarnego Land Rovera stojącego na parkingu.

- Wsiadajcie – rzucił – pojedziemy samochodem, bo zanim dotarlibyśmy do miasta na nogach, trochę by zeszło. Poza tym w bagażniku mam jeszcze jakąś broń.

Dalej jechaliśmy w milczeniu. Patrzyłam przez okno samochodu i zastanawiałam się, jak dalej przebiegnie ta noc. Nigdy nie widziałam demona, a tym bardziej z żadnym z nich nie walczyłam. Na lekcjach zdobyłam wiedzę praktyczną, wiem jak zabijać je na wiele sposobów, ale mimo wszystko  gdzieś we mnie pozostał strach, że nie dam rady. Ryan jakby wyczuł moje emocje, bo złapał mnie za rękę. Jego dłoń była duża, silna i przyjemnie ciepła. Ten gest dodał mi otuchy bardziej, niż jakiekolwiek zapewnienia, że jestem jedną z  najlepszych uczennic.

- jesteśmy – przerwał ciszę Lightwood.  Zostawiliśmy samochód na jakimś osiedlu, trener udzielił nam jeszcze kilku przydatnych rad. Minęło kilkanaście minut, kiedy w parku zza krzaków coś próbowało się wydostać. W powietrzu unosił się smród gnijących śmieci, co oznaczało, że był to demon. Ruszył w naszą stronę, miał około metra pięćdziesięciu, oczy wciśnięte w czaszkę i dwa rzędy ostrych zębów. Ewidentnie był to jakiś mieszaniec, bo przejawiał cechy co najmniej trzech gatunków. Nie był zbyt szybki, więc mieliśmy sporo czasu na przygotowanie broni i przygotowanie się do walki. Wtem demon znalazł się tuż obok nas, atakując Ryana długą macką zakończoną ostrymi pazurami. Jednak chłopak nie dał się zaskoczyć, zamachnął się serafickim nożem i macka poleciała na ziemię. Demon zawył gardłowym głosem, jednak nadal nie zwracał uwagi na mnie. Zauważyłam, że Alexander nie bierze udziału w walce, tylko bacznie nas obserwuje i stoi w pogotowiu. Pewnie nie chce przeszkadzać, ale też pozostaje czujny.

Nagle coś odciągnęło moją uwagę, usłyszałam za sobą szelest. Błyskawicznie odwróciłam się i zobaczyłam innego demona. Ten był czerwony, zamiast oczu miał dwie czarne dziury. Nie czekając na jego reakcję, rzuciłam się na niego. Cięłam go mieczem, ale jego skóra była jak pancerz, moje uderzenia w ogóle nie zadawały mu obrażeń. Odskoczył na bok i próbował mnie przewrócić, lub mnie podrapać. Już czułam jego pazury na moich plecach, kiedy znalazłam miękkie miejsce w jego ciele, niedaleko od serca. Wbiłam miecz aż po srebrną rękojeść, na twarz trysnęła mi jego czarna krew. Runy wyryte na ostrzu sprawiły, że ciało demona zaczęło skwierczeć, robić się czarne, kiedy w końcu on sam wyparował. Miecz, który jeszcze przed chwilą tkwił w jego klatce piersiowej, nagle upadł z brzdękiem na podłogę. Podniosłam go i wytarłam go z czarnej mazi.


Usłyszałam brawa. To Lightwood i Ryan, który także zdążył uporać się z swoim przeciwnikiem. Podeszłam do nich bliżej. Ryan podał mi chusteczkę, abym oczyściła twarz, która zaczynała już szczypać od kontaktu z krwią demona. Jak najszybciej ją wytarłam. Ryan miał małe zadrapanie na policzku, które już zaczynało się goić, zapewne za sprawą iratze. 

2 komentarze:

  1. Nooooooo... nie tylko wakacje się zaczynają, ale walki też xD Pewnie stanie im na drodze jakiś mega-super-trudny-do-pokonania-bardzo-zły-demon i będą się męczyć.



    *i mam taką cichą nadzieję na romantyczna scenę, ale nic nie mówię, przecież*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no zobaczymy, zobaczymy...

      *ciiiicho, nie wyprzedzaj faktów! ;)*

      Usuń