[czwartek, godzina 21.57] zamiast uczyć się na rozszerzoną biologię, dokańczam dla Was rozdział, więc wielbcie mnie :) a tak na poważnie, to mam nadzieję, że zrezygnowanie z dobrej oceny na rzecz Czytelników się opłaci i rozdział się spodoba ;)
To nawet zabawne – pomyślała Cecily, nakładając sobie
śniadanie – większość dziewczyn na moim
miejscu znienawidziłoby matkę za to, że wysłała je do psychiatryka… a ja tylko
cieszę się, że wybrała akurat ten, jest nowy, wygodny, jedzenie smaczne, no i
położony gdzieś w Alpach.
- cześć,
Cecily – odezwał się wysoki, lecz przeraźliwie chudy Henry, schizofrenik,
jedyny pacjent kliniki, z którym rozmawiała. Uważała, że zawieranie przyjaźni w
miejscu takim, jak to, jest dość dziwne. I niebezpieczne, jeżeli twój
przyjaciel przejawia niepokojące zainteresowania metodami torturowania ludzi.
- hejka Hen!
– postawiła swoją tacę zapełnioną owocami naprzeciwko tacy Henry’ego. – z kim
dziś mam przyjemność?
- aktualnie
z Henrym – chłopak zaśmiał się.
- ufff, mogę
odetchnąć z ulgą, już się bałam, że dziś znowu będę musiała rozmawiać z panem
Hyde’em.
-
przestaniesz mnie w końcu do niego porównywać? Nie moja wina, że ma na imię
Henry! – mimo poważnego tonu przyjaciela, Cecily wiedziała, że i tak nie ma jej
tego za złe.
- no tak, bo
to wcale nie jest śmieszne, że masz na imię dokładne tak samo, jak dr Jekyll.
- zejdźmy
już z tematu mojej choroby. Ty też nie lubisz, jak rozmawiamy na twój temat. W
zasadzie, to ja nawet nie wiem, dlaczego tu jesteś, na pierwszy rut oka nic ci
nie jest.
- no taak,
wcale przy mojej próbie ucieczki nie pobiłam trzech pielęgniarek, a jednego
sanitariusza nie próbowałam zabić wyłamaną nogą od stołu tylko dla tego, że
miał bardzo jasne oczy.
- o co
właściwie chodzi z tymi oczami? – chłopak pochylił się zaciekawiony
- żebym ja
sama wiedziała! – westchnęła zrezygnowana – cały czas mnie prześladują! Widzę je
w snach, czasem wydaje mi się, jakbym widziała je nawet w ciemności…
Później
Około 16.00
większość pacjentów ma spotkania z psychiatrami, Cecily była już więc pięć minut
spóźniona, a doktor Smith nie lubił spóźnień. Kiedy tylko weszła do gabinetu
lekarz zgromił ją wzrokiem.
- Cecily, wiesz,
że nie toleruję spóźnień. Mogę wiedzieć, co cię zatrzymało? Tego, co mi się wydaje, to nie masz tu za
dużo do roboty.
-
przepraszam, panie Smith, ale zagadałam się z Henrym – odpowiedziała zgodnie z
prawdą.
- oo, w
takim razie wybaczam – wzruszył ramionami, poprawiając okulary. Dziewczyna rzuciła
mu zdziwione spojrzenie – zawieranie przyjaźni jest istotnym punktem terapii –
wyjaśnił. – właśnie, co do terapii – uniósł brwi, jakby sobie coś przypomniał –
chciałbym ci kogoś przedstawić.
Przedstawić? Chyba wiem kogo! A tak w ogóle to się ucz, a nie! Rozdział poczeka jeden dzień więcej, ale sprawdzian nie jest taki cierpliwy xD Przynajmniej niech poprawa dobrze Ci pójdzie <3
OdpowiedzUsuń