piątek, 16 grudnia 2016

5. opowiadane 4

dziś wyrobiłam się z rozdziałem na czas i jestem z tego niezmernie dumna :)  

Czuła, jakby wszystkie mięśnie nagle zastygły w połowie ruchu. Czuła nadchodzący atak paniki. W jednej chwili zebrała resztkę sił i wybiegła z sali, w której miały odbywać się zajęcia, na korytarz.
Kiedy tylko wydostała się na zewnątrz poczuła mocne szarpnięcie za lewy nadgarstek. Zamachnęła się wolną ręką, trafiając prosto w noc przeciwnika. Kimkolwiek był, była pewna ,że chce ją skrzywdzić. Jej ręka była wolna, bo napastnik próbował  zatamować krwawienie z nosa. Dopiero po chwili dotarło do niej, kto sto przed nią. Nie był to żaden groźny człowiek, ani ochroniarz. To był Henry, który miał teraz nietęgą minę.
- matko, Henry, przepraszam! – wykrzyknęła. Panika zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła.  – nie wiedziałam, że to ty!
- dobra, to tylko trochę krwi – powiedział, co zabrzmiało dość śmiesznie, bo uciskał nasadę nosa. – raczej nie jest złamany – wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni chusteczkę.
- naprawdę myślałam, że to ktoś inny… tak mocno mnie złapałeś!
- co tu się dzieje?! – zapytała ostrym tonem panna Parkes, wychylająca się zza drzwi.
- to tylko atak paniki, zaprowadzę ją do pana Smitha. – szybko odpowiedział jej Henry nie odwracając się w jej stronę.
- no… dobrze, tylko szybko – niepewnie podsumowała kobieta. – żebym nie miała przez was problemów. Henry, opuścisz dzisiejsze zajęcia z gościem specjalnym..  – na słowa „gość specjalny” dziewczyna drgnęła.
- to nic, panno Parkes. – uciął chłopak. Wziął Cecily pod ramię i szybkim krokiem odeszli.

Tuż pod gabinetem terapeuty Henry wyszeptał jej na ucho - jesteś pewna, że chcesz tam wejść?
- chyba dam radę – próbowała brzmieć stanowczo.
- Cecily? Ty tutaj o tej godzinie? – zapytał pan Smith patrząc na zegarek
- przyprowadziłem ją, bo miała napad paniki – odpowiedział za nią Henry. – prawie złamała mi nos.
- dziękuję, Henry. Możesz iść. – chłopak wyszedł, a Cecily usiadła na fotelu.
- tego dawno nie było, co Cecily? – zapytał terapeuta niemal z uśmiechem na twarzy.  – zaczynałem się zastanawiać czy jest sens dłużej cię tu trzymać…
- mniejsza z tym, panie Smith – ucięła dziewczyna – chodzi o to, że ja chyba sobie coś przypomniałam – terapeuta spojrzał na nią z zaciekawieniem
- ten gość specjalny z zajęć… wydaje mi się, jakbym już go widziała. Te oczy…
- czy to te oczy, które widzisz w snach?
- no właśnie nie, mają inny kolor. Ale i tak poczułam, że on ma coś z tym wspólnego. Nie mam pojęcia co, ale wiem, że coś ma.
- co poczułaś, kiedy go zobaczyłaś?
- jakbym zamieniła się w bryłę lodu. A później byłam w stanie tylko stamtąd uciekać. Henry próbował mnie zatrzymać, zanim zrobię coś głupiego i w efekcie uderzyłam go w nos.
- Cecily, wydaje mi się, że ten chłopak, gość specjalny, może mieć duży wpływ na twoją terapię. Myślę, że powinnaś się z nim spotkać. Ale jeszcze nie dziś.

Dziewczynę zamurowało. Ma się spotkać z kimś, kto przyprawia ją o ataki paniki? Zaczęła się zastanawiać, czy pan Smith sam nie potrzebuje pomocy psychiatrycznej.

Była niemal stuprocentowo pewna, że ten srebrnowłosy chłopak jest przyczyną jej choroby. Ale żeby dowiedzieć się dlaczego, musiała stawić mu czoła. 

ten rozdział jest jeszcze w miarę tajemniczy, ale nie chciałam za szybko wprowadzać akcji :) sam srebrnowłosy chłopak jest tajemniczy, więc nie podam go od razu na tacy :) 


2 komentarze:

  1. :( A już myślałam... że będziemy wiedzieć o nim coś więcej... Nic tylko czekać! :)

    OdpowiedzUsuń