hello again :) dzisiaj dziesiąty rozdział, powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania. na razie jednak zapraszam do czytania :)
Weszliśmy do domu i usiedliśmy na kanapie. Adam gdzieś
zniknął.
- zacznijmy może od tego,
jak się czujesz.
- oh, czuję się wspaniale. Dostrzegam więcej, czuję więcej.
Jestem szybsza. Szkoda, że nie zrobiliśmy tego wcześniej!
-no nie wiem, czy tak bym to ujął, nie przemieniłem cię
przecież z twojej, ani nawet mojej woli. To była konieczność.
- ale nie wmówisz mi, że chociaż trochę cię to nie cieszy.
- chyba masz rację. Może jednak dobrze…
- bardzo dobrze. Koniec tematu. Jestem głodna. – zaczynałam
powoli czuć się rozdrażniona. – gdzie
jest Adam? – zadałam to pytanie, żeby zmienić temat. Ale Daniel nie odpuścił
tak łatwo. spojrzał na mnie. Starał się zachować poważny wzrok. Nie wyszło mu
to, miał za dużą wprawę w rzucaniu ironicznych uśmieszków, ale za małą w graniu
„tego poważnego”. Naraz wybuchliśmy śmiechem. Tak bardzo go kocham…
- oh, Cecily, co ja teraz z tobą zrobię.. – wrócił jego
firmowy, lekko ironiczny uśmiech.
- może na przykład to… - zaczęłam go całować.
18:00
Późnym popołudniem wrócił Adam. Kłócił się z Danielem w
domu. Równie dobrze mogłabym podsłuchać, jednak nie miałam ochoty tego słuchać.
Siedziałam na ganku na jednej z dwóch
huśtawek i bawiłam się moim pierścionkiem. Byłam w cieniu, ale na drugim końcu
huśtawki był jeszcze skrawek słońca. Zdjęłam pierścionek i położyłam go obok
siebie. Wysunęłam rękę w stronę światła. Gdy znalazła się poza zacienionym
miejscem, moja skóra zaczęła dymić. Auu! To bolało. Szybko wzięłam dłoń z
powrotem. Wcisnęłam pierścionek na jego miejsce i spojrzałam na rękę. Była
lekko czerwona, jak oparzona. Jednak po chwili zauważyłam, że oparzenia się
goją. Bardzo szybko. Przez to wpadł mi do głowy kolejny pomysł. Podeszłam do
parapetu, na którym leżał scyzoryk. Jednym szybkim ruchem rozcięłam sobie
nadgarstek. Bolało! Czyli nie jest tak jak w „zmierzchu”, można mnie
skrzywdzić… Daniel o tym wspominał, ale musiałam przekonać się samodzielnie.
Zauważyłam, że tak samo jak w przypadku oparzenia, rana zagoiła
się w błyskawicznym tempie. Cool!
nie zauważyłam, kiedy chłopcy wyszli na dwór.
- Cecily, nie spodziewałbym się po tobie takich
masochistycznych zapędów – powiedział żartobliwie Daniel
- oh, daj spokój, ona po prostu odkrywa swoje nowe
możliwości. – Adam przewrócił oczami.
- tjaa…. Nie wiem czy zauważyłaś, Adam nie zna się na
żartach. Dla niego wszystko musi być na poważnie. Straszny z niego nudziarz!
Dlatego teraz nie zabieramy go ze sobą.
- idziemy? Gdzie? – ogarnęło mnie podekscytowanie.
- na kolację. No chyba że nie chcesz – odpowiedział
zaczepnie.
- oh, oczywiście, że chcę- zaśmiałam się. Daniel chwycił
mnie za rękę i pociągnął w stronę ulicy.
- tylko nie szalejcie za bardzo! – zawołał za nami Adam.
„normalna rodzina” przemknęło mi przez głowę „jeden brat ze swoją dziewczyną
wychodzą, a drugi martwi się o nich, aby nic im się nie stało. No może nie tyle
im, co innym ludziom…”
- czyli jestem wieczną szesnastolatką.- zaczęłam rozmowę
- tak jak ja wiecznym siedemnastolatkiem – dodał z uśmiechem.
– wyglądasz na trochę starszą, więc później spokojnie możesz podawać się za
osiemnastolatkę. Przynajmniej nie będzie
problemu z mieszkaniem. Ludzie mają obsesję na punkcie wieku. Masakra..-
pokręcił głową. Ale to, co mówi, ma sens. Dobrze, że go mam.
- to wszystko jest dla mnie takie nowe… idę ulicą pełną
ludzi i muszę się skupiać, żeby rozmawiać z tobą, a nie rzucić się na
pierwszego lepszego człowieka. Na przykład ten facet obok. Ten, co rozmawia
przez telefon. Słyszę bicie jego serca. Widzę żyły na jego szyi, nadgarstkach….
Jak ty z tym wytrzymujesz?
- z czasem można się przyzwyczaić. Im bardziej jesteś
głodna, tym bardziej zwracasz na to uwagę. No dobrze. Jest już ciemno. Na
początek trochę teorii. Nie chcemy nikogo zabić. Na szczęście istnieje taka
wspaniała rzecz - coś w stylu hipnozy? Można to tak nazwać. Możesz zmusić
człowieka do wszystkiego. Po prostu popatrz w oczy i powiedz zdecydowanym głosem to, co ma zrobić. Chodź do baru,
wybierzemy kogoś i pokażę ci, o co chodzi. – przeprowadził mnie przez drzwi.
Podszedł do jakiegoś chłopaka, miał może ze dwadzieścia lat. spojrzał mu prosto
w oczy i powiedział – wyjdziesz teraz ze mną. Nie mów nic i nie rozglądaj się
na boki. – i jakimś dziwnym sposobem chłopak podniósł się z krzesełka i poszedł
za nami na tył baru. Teraz Daniel zwrócił się do niego jeszcze raz - nie ruszaj się i nie krzycz. –spojrzał na
mnie. – okay, Cecily. Kolację czas zacząć.
Moje kły błyskawiczne się wydłużyły. To strasznie dziwne
uczucie. Ale nie chciałam o tym teraz myśleć. Podeszłam do chłopaka i ugryzłam
go w szyję. Poczułam, że Daniel robi to samo z drugiej strony. To było takie
słodkie! Krew smakowała jeszcze lepiej, niż ta, którą musiałam wypić rano. Ta
była… świeża. Można by wyróżnić cały bukiet smaków. Nawet nie spostrzegłam,
kiedy Daniel się odsunął.
- Cecily, już wystarczy. Naprawdę. – z wielkim żalem
skoczyłam pić. Nie czułam się najedzona.
– teraz spróbuj wymazać mu pamięć. – ale ja zrobiłam nawet więcej.
- przyprowadź tu swojego kolegę. Później zapomnij o
wszystkim co się tu wydarzyło. – chłopak poszedł.
- sprytnie, sprytnie… mądrą mam dziewczynę. – mruknął do
mnie Daniel. Wyglądał tak pięknie… cały w czerni, włosy jak zawsze
rozczochrane. Tak jak ja, nie schował jeszcze kłów. Po brodzie spływała mu
malutka kropla krwi. Taki naturalny wygląd był wręcz zjawiskowy. Wiedziałam, że
jest wyjątkowy, bo przeznaczony tylko dla mnie. Nikt inny nie mógłby zobaczyć
go w takim stanie.
Nie mogłam długo się przypatrywać, bo przyszedł kolega tego
chłopaka. Wyglądał na lekko przestraszonego. ale widocznie odprężył się na mój
widok. Aż za bardzo. Zaczął się śmiać.
- co taka smarkula ode mnie chce?
- nie uważaj się za
takiego dorosłego, idioto. Nikt nie będzie obrażał mojej dziewczyny.
Przeproś ją.
- a bo co mi zrobisz, młody? – chłopak poczuł się nagle
bardzo odważny.
- powiedziałem przeproś. – teraz Daniel już wywarł na nim
przymus. Chłopak przeprosił. Teraz do akcji wkroczyłam ja.
- stój i nie ruszaj się. Nie krzycz. – wykonał moje
polecenie. Znów Daniel dołączył się do mnie. Piliśmy tak długo, aż … chłopak
zrobił się bezwładny. Szybko się odsunęłam. Dotarło do mnie, że on nie żyje.
- Daniel, co my zrobiliśmy?!
- oj tam, zdarza się. To był twój pierwszy raz. Naprawdę nie
przejmuj się. – trochę mnie zdziwiło, z jaką łatwością to mówi. Ale to Daniel. W
sumie, sama jakoś nie czułam żalu. Samą siebie zadziwiam.. nieustannie. – okay,
Cecily. Wracamy do domu, zanim nas ktoś zobaczy.