piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział XIX. Opowiadanie II

hejka :) właśnie zaczynam ostatni weekend ferii :,( niestety, radość nie trwa wiecznie...  No i muszę Wam coś wyznać. mam pomysł na trzecie opowiadanie! tylko najpierw chciałabym poznać Waszą opinię, bo postanowiłam zejść nieco z tematu wampirów, ale nie całkowicie. nie chcę za dużo mówić, mogę jedynie zdradzić, że bohaterka nie będzie wampirem, ale nie będzie też zwykłym człowiekiem. co o tym sądzicie? napiszcie w komentarzach, to dla mnie bardzo ważne. :) ............. napisane?............nie? na co czekasz?........ dziękuję :) a teraz zabieraj się za czytanie :) 

Magnus potrafi od czasu do czasu być znośny.. może nawet miły. Przez większą część nocy próbował mnie przekonać, że bycie wampirem jest świetne. Kto wie, może nawet mu się to udało. Trudno ocenić, muszę sama wszystkiego doświadczyć. W każdym razie nigdy bym nie pomyślała, że będę wampirem, to jest takie… surrealistyczne.
- o czym tak zawzięcie myślisz? – przerwał mi rozmyślania.
- o tym, że czasami  bywasz znośny – odpowiedziałam. Kiedy wybuchnął śmiechem, zauważyłam, że kiedy lewy kącik ust ma wyżej, w jego policzku pojawia się niewielki dołeczek. Wygląda to uroczo.
- dziękuję za komplement. Ty też nie jesteś taka zła – odparł cały czas się śmiejąc. – co teraz robimy? – zapytał.
- nie wiem, ty przecież planowałeś całą noc.
- okay, chodź za mną. Musisz coś zobaczyć. – wyprowadził mnie z parku. Zmierzaliśmy w stronę campusu. Po obu stronach stały bloki, w oknach nie było widać żadnych świateł. Magnus poprowadził nas w stronę najwyższego budynku. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do windy. Wcisnął guzik z ostatnim numerkiem. Winda ruszyła z małym szarpnięciem. Wysiedliśmy z niej. Magnus otwarł jakieś drzwi, za którymi dojrzałam strome schody w górę. Wyszliśmy na dachu. Magnus podszedł do krawędzi dachu i usiadł, spuszczając nogi luźno w dół. Podbiegłam do niego i też usiadłam. Kiedy spojrzałam w dół, nagle przypomniało mi się, jak spadałam. Wydawało się, jakby to było kilka lat temu. Teraz wszystko wydawało się takie odległe. Tylko ja, Magnus i zarys wschodzącego słońca gdzieś w oddali.
- podoba ci się? – zapytał, wpatrując się we wschód słońca.
- dlaczego to robisz? – wyrwało mi się. –wydawało mi się, że mnie nie lubisz. – skierował spojrzenie na mnie. Jego oczy i blada skóra bardzo kontrastowały z ciemnym strojem. Wyglądał jak upadły anioł siedzący na krawędzi dachu.
- wręcz przeciwnie, Cecilia. Jest w tobie coś.. przez co przypominasz mi mnie samego. Nie potrafię tego wyjaśnić. Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, w tym tramwaju… w końcu poczułem do człowieka uczucie inne niż pogardę. Może sympatia to zbyt wielkie słowo, ale na pewno nie wydałaś mi się taka jak inni ludzie.
- cóż, teraz już nie jestem człowiekiem. Przynajmniej nie do końca.
- to nie do końca o to chodzi. Nie da się zmienić opinii o kimś z dnia na dzień. Pytałaś dlaczego ci pomagam. Jak kiedyś wspominałem, też jestem czystej krwi. Tylko, że ja nie miałem nikogo, kto by mi pomógł. Kiedy nie dawałem już rady powiesiłem się na strychu. Znalazła mnie mama kiedy przyszła rozwiesić pranie. Do dzisiaj widzę w jej oczach przerażenie, kiedy otworzyłem oczy leżąc w jej ramionach. Krzyknęła i uciekła. Ja też uciekłem, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Zabiłem wielu ludzi, dopiero kiedy poznałem Arthura moje życie jakoś się ułożyło. Do rodziny nigdy nie wróciłem, nie zniósłbym ich strachu i obrzydzenia na mój widok. – byłam zdziwiona, że mi to opowiada. Nie byliśmy przecież ze sobą tak blisko. Nie wiedziałam, czy mam go jakoś pocieszyć, czy dać spokój. On nadal wpatrywał się w moje oczy.
- Dziękuję. – powiedziałam tylko.
- możesz to powtórzyć? – zapytał z wyrazem rozbawienia na twarzy.
- dziękuję. – powtórzyłam. Zaśmiał się cicho.
- Cecilia Salvatore mówi mi dziękuję. Ta, która nigdy nie dziękuje nikomu, zawsze jest samowystarczalna. – nadal się śmiał. – mogę chociaż wiedzieć za co?
- za wszystko. Za to, że podzieliłeś się ze mną swoją historią i za to, że mi pomagasz.
- nie ma sprawy. Spójrz tam – wskazał ręką wschodzące słonce. Niemal całe znajdowało się już nad horyzontem. Niebo przybrało amarantowy kolor.
- jest piękne. – zachwyciłam się – ale czy nie..
- pali? – przerwał mi. – nie, ale bardzo nas osłabia. Przekonasz się sama. Z czasem można przywyknąć, ale lepiej nie przebywać długo w niezacienionym miejscu. Pora się zbierać. – wstał, a ja za nim. – na trzy. – powiedział. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. – raz… dwa… trzy. – kiedy powiedział trzy skoczył z krawędzi dachu i pociągnął mnie za sobą.  Wiatr rozwiewał nam ubrania. Po kilku sekundach staliśmy na drodze. Nieuszkodzeni. – pora zbierać się na zajęcia. – oświadczył. – mamy jeszcze dwie godziny, ale musisz się przebrać.
- ale przecież ja nie mogę tam wrócić. Kilka osób widziało, jak spadam z tego dachu, poza tym dyrekcja też na pewno została poinformowana o wypadku.
- spokojnie, tym zajmę się ja.
- jak? – zdziwiłam się.
- mam swoje sposoby. I niesamowity urok osobisty. – rzucił z uśmiechem.

Dotarliśmy pod budynek F. Było koło godziny 6:30, większość ludzi jeszcze spała.
- do zobaczenia na zajęciach – powiedział Magnus. Odwróciłam się  w jego kierunku. Stał nieco w tyle, z rękami w kieszeniach. Miałam okazję, aby przyjrzeć mu się w całości. Potargane, czarne włosy, blada skóra, jasnoniebieskie oczy, leniwy uśmiech. Czarny T-shirt, na nim czarny sweter. Niżej czarne jeansy. Miał bardzo długie nogi, do tego był szczupły. Ciekawe, czy koszulka skrywa pod sobą dobrze zarysowane mięśnie brzucha.. o czym ja myślę! Nie wolno mi o tym myśleć, przecież to Magnus! Jedna wspólna noc o niczym nie świadczy. Tak jak on sam wcześniej powiedział, nie da się zmienić opinii o kimś z dnia na dzień. Pospiesznie weszłam do środka. 

co do tego, co napisałam wyżej - oczywiście drugie opowiadanie nie urwie się w połowie - dokończę je, ale nie będzie trwało już zbyt długo - może do 14-15 rozdziału. akurat mam wenę na trzecie, ale coś kosztem czegoś - nie za bardzo mam wenę na kontynuację drugiego, chociaż mam na oku dość ciekawy zwrot akcji. mówiąc ciekawy, mam na myśli może mnie za to znienawidzicie ale żyje się tylko dwa razy ;)

do następnego ;*

piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział VIII. Opowiadanie II.


Trzy dni minęły od pamiętnej kłótni z Magnusem. Ona ani razu się nie pojawił. Trochę było mi smutno.

Noc

Obudziłam się nagle. Wszystko bolało mnie jeszcze bardziej niż dotychczas, musiałam zagryzać zęby, żeby nie krzyczeć z bólu. Nie potrafiłam już nawet sprecyzować, co boli mnie najbardziej. W pokoju było ciemno, bo okna były zasłonięte, dlatego ciężko mi było określić, która jest godzina. Spojrzałam na telefon. 02:05. nie wytrzymam do rana. Muszę to zakończyć jak najszybciej.
Nie wiedziałam nawet do końca co robię. Wstałam, założyłam buty. Nic innego nie musiałam ubierać, bo byłam już w ubraniu, co prawda pogniecionym,  ale zawsze. Wyszłam z mieszkania. Pozwoliłam nogom prowadzić mnie gdziekolwiek. Skończyło się to tak, że stałam na dachu budynku F, mojego akademika. Podeszłam do krawędzi. Budynek jest bardzo wysoki. Odwróciłam się tyłem, zaczerpnęłam powietrza ostatni raz i przechyliłam się do tyłu.
Spadając czułam, że wszystko będzie dobrze. Nie mogłoby być inaczej. Zaraz przestanę czuć ten straszny ból. Wydawało mi się, że spadam bardzo wolno. Powolutku oddalałam się od gwiazd na niebie, księżyca, ale też problemów.
Leciałam i leciałam.. aż tu nagle poczułam, że dotarłam do końca tej drogi. Zetknięcie z ziemią było niezbyt przyjemne. To nawet mało powiedziane. Cholernie mało powiedziane. Czułam, jak ostatni wdech powietrza opuszcza moje płuca. Ogarnęła mnie ciemność.

MAGNUS

Wracałem z dość obfitej kolacji. Nie chcecie znać szczegółów. Szedłem właśnie przez mały park niedaleko akademika Cecilii. Księżyc był dzisiaj w pełni, było go pięknie widać, ponieważ niebo było bezchmurne. Zawsze podziwiałem księżyc. Niby od siedemdziesięciu lat się nie zmienił, ale mimo to codziennie wygląda inaczej. Z moich rozmyślań wyrwał mnie sygnał odjeżdżającej karetki. Przybiegłem na miejsce, jednak było już za późno, karetka odjechała. Od razu pomyślałem o Cecilii, pobiegłem więc sprawdzić, czy wszystko z nią okay. Wbiegłem do jej pokoju, ale najwidoczniej moje obawy były prawdziwe, bo jej tam nie było. W tym stanie raczej by nigdzie nie poszła, więc pewnie postanowiła skrócić swoje cierpienie. Tylko, cholera, nie musiała zwracać tym na siebie uwagi. Teraz trzeba będzie coś wymyślić. Jakieś usprawiedliwienie. Nie mogła tego zrobić po cichu w mieszkaniu?! No dobrze, jak już się w to wpakowałem, to pojadę pomóc jej stamtąd uciec.

CECILIA

Obudziłam się w jakimś białym pomieszczeniu. Pierwsze, co do mnie dotarło to to, że już mnie nic nie boli. Minęło kilka minut, ale ja nadal nie mogłam zrozumieć, gdzie się znajduję. Leżałam na jakimś metalowym stole, wokół mnie znajdowały się jakieś wielkie szafy z ogromnymi szufladami. Gdzieś już kiedyś widziałam podobne.. z zamyślenia wyrwał mnie głos Magnusa – dzień dobry, jak się spało? – zapytał z uśmiechem
-jakoś ujdzie. – odpowiedziałam. – gdzie jesteśmy?
- nie domyślasz się? – zapytał. Dopiero po tym zaczęłam łączyć fakty. Metalowe stoły, sterylna biel, wielkie szuflady, każda podpisana imieniem i nazwiskiem
- wyjdźmy stąd. Szybko. – wydusiłam
- dlaczego? Nie uważasz, że to zabawne? Dwa wampiry w kostnicy, czy to nie brzmi jak żart ewolucji?
- tak, serio bardzo śmieszne. Idziesz? – nie czekając na jego odpowiedź zeskoczyłam z tego przeklętego stołu i wyszłam na dwór. Zaraz za mną wyszedł Magnus, cały czas z uśmiechem na ustach. – z czego się tak śmiejesz?
- teoretycznie wygrałem zakład
- żadnego zakładu nie było, a ty dobrze o tym wiesz.
- ale i tak będę się z tego cieszył – czy on musi być taki irytujący?!
- dokąd my właściwie idziemy? – zorientowałam się, że nie wiem, dokąd zmierzam
- myślałem, że ty prowadzisz.. – odparł z zarozumiałym uśmieszkiem.
- to w takim razie idę do siebie. – miałam już dość jego towarzystwa. Chciałam jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca, od niego. Kiedy jednak wypowiedziałam te słowa, on błyskawicznie stanął przede mną, spojrzał mi w oczy i powiedział
- w takim razie ciekawe, jak wytłumaczysz swoim koleżankom fakt, że co najmniej trzy godziny temu leżałaś martwa na chodniku. -  to, co powiedział zbiło mnie z tropu. Nie pamiętam nic od czasu, kiedy położyłam się spać wygodnie w moim łóżku. Aż do tej pory ta sytuacja nie wydawała  mi się dziwna.
- czekaj, co?!
- Cecilia, jak myślisz, dlaczego obudziłaś się w środku nocy, w kostnicy, w ubraniu pobrudzonym krwią? – spojrzałam na swoje ubrania. Rzeczywiście, była na nich krew. I to w dodatku moja.

MAGNUS

Cecilia wyglądała, jakby zderzyła się ze ścianą. No może nie dosłownie, ale ewidentnie była zszokowana. Trochę ją rozumiem, każdy na początku czuje się skołowany. W ciągu kilku chwil ta twarda, zdecydowana Cecilia nagle zniknęła. Teraz wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Musiałem coś zrobić, więc podszedłem do niej i wziąłem ją w ramiona.
- hey, przecież to nie koniec świata.
- może dla ciebie..
- z czasem spostrzeżesz, że to dar, zaczniesz to doceniać.
- ale ja nie mogę być wampirem.. ja.. nie umiem..
- tu nie ma nic do umienia, zobaczysz sama, wszystko ci pokażę – starałem się ją jakoś pocieszyć. Nagle wpadłem na genialny pomysł. – chodź, gwarantuję ci, że to będzie najlepsza noc w twoim życiu. Włączając w to bal maturalny. – poczułem, że się śmieje. To dobrze, o to chodziło.
- niee, to chyba nie jest możliwe – śmiejąc się, wyrwała mi się z objęć.
- no to zobaczymy..- także się śmiałem. To dziwne, że przy tej dziewczynie się tak zmieniam. Ale teraz nie mam czasu o tym myśleć.

- najlepszą noc z życia Cecilii czas zacząć. – podsumowałem. Weszliśmy w głąb parku.

piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział VII. Opowiadanie II.

Dziś zaczynają się ferie w moim województwie. w niedzielę wyjeżdżam na narty. a Wy macie jakieś plany?

Przez cały następny tydzień bolała mnie głowa. Nie był to lekki ból, tylko uczucie, jakby ktoś próbował przewiercić mi czaszkę na wylot. Rozważyłam słowa Magnusa na wszelkie możliwe sposoby i doszłam do wniosku, że ma rację. moje obawy stały się uzasadnione i, co gorsza, prawdziwe. Mam tylko nadzieję, że wytrzymam. Nie chcę być wampirem, nie czuję, aby to było coś fajnego. Tymczasem mój stan się pogarszał. Zaczynałam zauważać w tym pewną logikę, na przykład to, że strasznie denerwuje mnie światło, nie mam apetytu, szybko się denerwuję zdaje się być wampirzą cechą. Oprócz tego  są też inne objawy, na przykład te bóle głowy, spadek sił, senność, duszności i wiele innych. Po prostu moje ciało daje mi znaki, że nie chce już dłużej żyć na tym świecie. A ja uporczywie staram się z tym walczyć. Są takie chwile, kiedy poważnie myślę o tym, żeby ze sobą skończyć. Jednak zaraz po tym uświadamiam sobie, że nie mogę, jestem zbyt słaba, tak mało jeszcze wiem. Przez cały ten tydzień nie byłam na zajęciach, nie widziałam więc także Magnusa. Kilka razy dzwoniła do mnie Martha, ale nie odebrałam. Mam siłę tylko na to, żeby leżeć w łóżku.

MAGNUS

Kiedy przez tydzień nie widziałem Cecilii, zaczynałem się niepokoić. Dzisiaj postanowiłem sprawdzić, co się z nią dzieje. Jaki ja się nagle opiekuńczy zrobiłem… w każdym razie poszedłem do niej zaraz po zajęciach. Zapukałem do drzwi, odpowiedziała mi słabym głosem – otwarte. – wszedłem do ciemnego pokoju. Mimo zasłoniętych żaluzji widziałem doskonale, ale podszedłem do okna i odsłoniłem je. Wtedy Cecilia zawołała – nie! Nie odsłaniaj, proszę..- więc zasłoniłem je z powrotem. Usiadłem na łóżku. – jak się czujesz? – zapytałem. W odpowiedzi posłała mi mordercze spojrzenie – zajebiście, jak widać. – odpowiedziała zirytowana.
- Cecilia, ja naprawdę rozumiem, jak się czujesz. Wiesz, że w każdej chwili możesz się od tego uwolnić.
- ale nie chcę. Dam radę. Muszę! – wyglądała, jakby naprawdę myślała, że da radę.
- okay, ale nie możesz tutaj leżeć w nieskończoność. Możesz się już dzisiaj przenieść do psychiatryka.  Na pewno znajdzie się tam jeszcze jakieś miejsce dla osoby, która chce uciec przed swoim losem. Tak to już jest, Cecilia. To dar, przez to stajesz się kimś lepszym, ludzie nie zdają sobie sprawy, jakimi są marnymi istotami. Jedyne, do czego się nadają to przekąski. – przyglądała mi się  z dziwnym wyrazem twarzy. Chyba nie spodobało jej się to, co usłyszała. Ale nie mam zamiaru udawać przed nią bohatera, kogoś, kim nie jestem.
- mam wyjść? – zapytałem.
- właściwie to.. zostań. Może przy tobie uda mi się zasnąć. Od czterech dni nie zmrużyłam oka. – ta odpowiedź mnie zdziwiła. Położyłem się jednak przy niej. Po kilkunastu minutach zasnęła.

CECILIA

Może rzeczywiście niepotrzebnie staram się zachować resztę mojego człowieczeństwa. Może powinnam pozwolić toczyć się sprawom tak, jak powinny się toczyć. Wiem, że tak byłoby mi łatwiej. Ale z drugiej strony tylko na chwilę. Sama już nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
Kiedy otworzyłam oczy, obok mnie spał Magnus. O nim też nie wiem, co mam myśleć. Z jednej strony wydaje się być kimś wspaniałym, kimś, kto mnie rozumie i może nawet umiałby się ze mną dogadać. Ale z drugiej strony to, co wcześniej powiedział o ludziach pokazuje, że jest zimny i nieczuły. Na pewno jest pełen kontrastów. Ale chyba muszę żyć z nim w zgodzie, jego wiedza może mi się przydać.
Zdałam sobie sprawę, że  czuję się lepiej, więc wstałam, ponieważ strasznie chciało mi się pić. Po zrobieniu paru kroków poczułam, jak uginają się pode mną nogi. Nie zdążyłam jednak upaść, wylądowałam w ramionach Magnusa.
- ale jak to? Sekundę temu byleś w łóżku! Nie mogłeś się tutaj tak szybko znaleźć!
- Cecilia, szybkość wampira. Przyzwyczaj się.
- no tak, racja. Chciałabym.. chciałabym wrócić do łóżka – dodałam, bo to, że trzymał mnie w ramionach wydawało mi się… hm.. krępujące..
- okay.-  odstawił mnie tam, gdzie go prosiłam. – coś ci podać? – zapytał
- w zasadzie mógłbyś podać mi coś do picia. Coś dobrego. – wstał i podszedł do lodówki. Przyniósł sok pomarańczowy. Napiłam się, ale.. – to nie to. Daj coś innego. – coca cola to też jednak nie było to. Zaczynałam się domyślać, o co chodzi.
- Cecilia.. – zaczął
- nie. Nawet o tym nie myślę. I ty też nie myśl.
- Cecilia, nie odrzucaj tego.
- a właśnie, że odrzucę. Miałeś pomóc, a tak naprawdę w niczym nie pomagasz.
- mam wyjść? – zapytał.
- tak. – kiedy zmierzał w stronę drzwi, ostatni raz powiedział – pamiętaj, kim tak naprawdę jesteś. – i zamknął drzwi.
Leżąc w łóżku miałam nadzieję, że to wszystko jest nieprawdą i że niedługo wszystko mi przejdzie. Cały czas oszukiwałam się, że po prostu jestem chora.



piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział VI. Opowiadanie II.

chciałabym przeprosić Was za moją nieobecność, żeby jej zapobiec ustawiam automatyczne wstawianie postów, abyście nie musieli więcej tak długo czekać :)  jak minęły Wam święta? dzisiaj trochę wyjaśnień, miłego czytania :D

Po koncercie obudziłam się z bólem głowy. Pewnie skutek głośnej muzyki, zarwanej nocy i ilości alkoholu, którą wypiłyśmy z Marthą. Ona jednak już nie spała. Szykowała śniadanie, ale zauważyła, że już nie śpię…
- o, obudziłaś się. Masz strasznie małą kuchenkę.
- Martha, to akademik, nie mieszkanie, nie narzekaj.
- okay, okay, wstawaj już bo śniadanie ci wystygnie. – nie zamierzałam kłócić się z nią od samego rana, więc poszłam do łazienki. Ubrałam się i usiadłam przy stole. Zjadłyśmy śniadanie, podczas rozmowy starałam się przekazać jej jak najwięcej informacji o Magnusie, jednak sama go prawie w ogóle nie znam. Mimo moich argumentów ona cały czas wierzyła, że on jest idealny. Okay, jak chce, tylko niech się później nie zdziwi.
Po śniadaniu poszłam umyć zęby. patrzyłam w lusterko, jak zawsze. Jednak coś mi się nie zgadzało. Kiedy uświadomiłam sobie, o co chodzi, krzyknęłam. Od razu przybiegła Martha – co się stało?! – zawołała. Teraz głupio mi było opisywać to, co przed chwilą zobaczyłam. Kiedy się odezwałam, nie mogłam poskładać myśli w całość. – moje kły… one.. takie długie… - coś udało mi się sklecić.
- Cecilia, brałaś wczoraj coś? A może ktoś ci czegoś dosypał do drinka? Czy po prostu sobie ze mnie żartujesz? – już sama nie wiedziałam, co powiedzieć. Pewnie mi się coś przywidziało.
- okay, już nie ważne. Przepraszam, że cię wystraszyłam.

Trzy godziny później

Martha pojechała już do domu. dzisiaj nie musiałam nic robić, więc cały dzień oglądałam seriale. Cały dzień jednak nie dawała mi spokoju ta sprawa z rana. Postanowiłam jutro porozmawiać z Magnusem. Chyba mnie pogięło, ale zaczynam mu wierzyć. Nie wiem co mi odbija. To już chyba desperacja. Około 23.00 poszłam spać, oczy już mnie bolały.

Poniedziałek

MAGNUS

Cecilia przyszła dziś na zajęcia. Co jakiś czas spoglądała  w moim kierunku, jakby chciała mi coś powiedzieć. Dowiedziałem się o co chodzi dopiero wtedy, kiedy wychodziłem z auli. Podeszła do mnie i powiedziała – musimy porozmawiać.
- teraz?
- najlepiej jak najszybciej. To ważne. – miała dość poważny wyraz twarzy, więc postanowiłem togo nie lekceważyć.
- okay, spotkajmy się za chwilę w kawiarence za rogiem. – pokiwała głową na znak, że się zgadza i odeszła. Chwilę później podbiegł do mnie wykładowca, John, ten, z którym kiedyś studiowałem.     
-  Jack? – zapytał. Użył imienia, którym posługiwałem się trzydzieści lat temu, zanim wróciłem do mojego prawdziwego.
- właściwie Magnus. Jack to mój.. ojciec. – uff, jakoś wybrnąłem z tej sytuacji. Kilka razy już zdarzyła mi się podobna sytuacja.
- jesteś do niego bardzo podobny. Tylko… oczy masz po matce. – starałem się nie wybuchnąć śmiechem, ponieważ właśnie usłyszałem, że w sumie różnię się sam od siebie, a oczy mam po wyimaginowanej matce..
-tak, tak, ma pan rację. tata coś wspominał o tym, że pan tutaj uczy.
- naprawdę? Pozdrów go. Jak on się trzyma? Musielibyśmy się kiedyś spotkać.
- tak, tak, tylko, że on.. nie żyje – musiałem coś wymyślić.
- nie wiedziałem, bardzo mi przykro. – najwidoczniej zrobiło mu się głupio. Postanowiłem zrobić przysługę i jemu i mnie
- przepraszam, ale muszę już iść, ktoś na mnie czeka. – nie czekając na jego odpowiedź, po prostu ruszyłem w stronę kawiarni. Czyżby Cecilia zaczynała dostrzegać prawdę?

CECILIA

Poszłam od razu do kawiarenki. Kilka minut później przyszedł Magnus. – okay, przejdę od razu do rzeczy. – zaczęłam, zanim zdążył nawet usiąść. – to, co ostatnio mówiłeś.. nie twierdzę, że to logiczne.. ale.. chyba zaczynam w to wszystko wierzyć. Chodzi o to, że te wszystkie rzeczy, które ostatnio się ze mną dzieją… to nie jest normalne.
- okay, co się dzisiaj stało? – zaczął
- nie do końca dzisiaj, tylko wczoraj. Myłam właśnie zęby, kiedy one.. – nie dokończyłam, bo uświadomiłam sobie, że to musi brzmieć kretyńsko.
- mówisz o tym? – i w tym momencie się do mnie szeroko uśmiechnął. Jego kły były bardzo.. wampirze?
- tak, chyba tak. Więc jednak to prawda. Sorry ale czy to nie jest nieco nie normalne?
- jest, Cecilia, i zawsze będzie. To nigdy nie jest normalne. Chcesz wiedzieć więcej na ten temat? Jednak tutaj nie da się rozmawiać. Nie wszyscy muszą słyszeć naszą rozmowę.
- ohh, racja, chodźmy do mnie. – zaproponowałam.
- sugerujesz coś? – zaśmiał się Magnus.
- nie żartuj sobie. Nie po to cię proszę o pomoc.
Kiedy dotarliśmy pod drzwi, Magnus powiedział – Cecilia, musisz mnie zaprosić do środka, inaczej nie wejdę.
- serio? Dlaczego?
- myślę, że to część bycia postacią rodem z horrorów.
- na tak, słuszna uwaga. Wejdź. – dopiero wtedy chłopak przekroczył próg drzwi.  Od razu rzucił się na łóżko. – okay, a teraz opowiadaj.
- co chcesz wiedzieć najpierw?
- no nie wiem, może zacznij od początku. I mów tak, żebym zrozumiała.
-  okay. Więc to, co się teraz z tobą dzieje, jest spowodowane pewną wadą genetyczną.
- zaraz, chcesz powiedzieć, że jestem uszkodzona?!
- nie, nie do końca. Jest to pewien rodzaj mutacji, który nie jest do końca zrozumiały i którego ci nie wytłumaczę, bo sam tego nie ogarniam. Jednak z tego powodu z twoim ciałem dzieją się różne rzeczy wyglądające jak symptomy różnych chorób, takich jak rak płuc, cukrzyca, czy nawet zawał. Jednak technicznie jesteś zdrowa, lekarze nie są w stanie wykryć nic niebezpiecznego.
- no tak, to prawda.
- ta mutacja nie jest dziedziczona genetycznie, nie wiadomo, co jest jej przyczyną.
- czy jest jakiś sposób, żeby to powstrzymać?
- nie do końca. Są dwie drogi. Możesz zostać normalnym, nieśmiertelnym wampirem, wtedy nie czujesz już objawów.
- a ta druga?
- możesz żyć tyle, ile normalny człowiek, jednak cały czas twój stan psychiczny, bo przypominam, że technicznie jesteś zdrowa, będzie się pogarszał. Nikt nie da rady żyć normalnie w takim stanie.
- a gdybym już postanowiła zostać tym wampirem, to co musiałabym zrobić?
- umrzeć – odpowiedział.
- żartujesz, prawda?
- niestety nie. Chociaż chciałbym.
- a są inne wyjścia  z tej sytuacji?
- nie, tak jak mówiłem, są tylko dwa.
- to jeszcze bardziej wszystko komplikuje. A tak z ciekawości, czy wampirem można się stać w inny sposób?
- tak, genetycznie zdrowi ludzie mogą zostać przemienieni. W niczym się od nas nie różnią.
- czyli ty też..
- tak, też jestem, a raczej byłem uszkodzony. – powiedział to z taką lekkością.. jak tak można? – uprzedzając twoje pytanie, mam siedemdziesiąt lat. – to wydawało mi się już na maksa dziwne, przecież on wygląda na maksymalnie dwadzieścia!
- okay.. to jest coraz bardziej dziwne. Nie wiem jeszcze co zrobię. Chyba postaram się jakoś z tym żyć.
Nie wiedziałam nawet, jakie to będzie trudne. A było coraz gorzej. 

zapraszam za tydzień ;)