piątek, 25 listopada 2016

3. opowiadanie 4


Do gabinetu weszła chuda, blondwłosa, wysoka kobieta.
-Cecily, to jest pani Hole. Przyjechała do kliniki w wizytacji, zarządzenie od ministra – kobieta nie powiedziała ani słowa, spojrzała tylko na dziewczynę z lekką pogardą. Nie budziła w dziewczynie ani odrobiny zaufania.
- proszę, niech pani usiądzie – Smith wskazał na fotel stojący przy regale z książkami. Kobieta jednak wybrała inne miejsce. Zignorowała terapeutę i usiadła na jednym z dwóch krzeseł przy stoliku stojącego po drugiej stronie gabinetu. Cecily wydawało się, jakby rzuciła im wyzywające spojrzenie.
- żeby było jasne – zabrała głos. Brzmiała tak, jak Cecily sobie wyobrażała: miała jakiś germański akcent, słowa wypowiadała szybko, jakby wypluwała truciznę. – to tylko wizytacja, panie Smith. Proszę pracować tak, jakby mnie tu nie było – mówiąc to, ani razu nie spojrzała na pacjentkę.
- jak sobie pani życzy – powiedział oschle psychiatra i usiadł z powrotem w swoim fotelu.

***
Po skończonej sesji Cecily wypadła z gabinetu jakby się za nią paliło. Pani Hole nie powiedziała już później ani słowa, jednak sama jej obecność w gabinecie była wyczuwalna niemal w każdej cząsteczce powietrza. Dziewczyna nigdy nie spotkała się z kimś takim, kto nie narzucając się wcale, jednocześnie tak bardzo się narzucał. Głowa ją bolała, miała wrażenie, jakby miała eksplodować.
- Cecily, wszystko okay? – usłyszała głos dochodzący z oddali. Poczuła delikatny dotyk na ramieniu. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że siedzi na podłodze, a przy niej klęczy Henry.
- co się stało? – zapytał chłopak.
- nie wiem, po prostu kiedy wyszłam z gabinetu doktorka zakręciło mi się w głowie, to nic takiego – Henry jednak nie wydawał się przekonany jej zapewnieniami.
- jak uważasz…
- na sto procent wszystko okay, Henry. Masz teraz spotkanie ze Smithem?
- tak, przecież wiesz – spojrzał na nią jak na kogoś z kosmosu.
- no tak, no tak… wiesz co, Henry, muszę iść, do zobaczenia! – zerwała się na nogi, przez co znowu zakręciło jej się w głowie, jednak nie upadła. Popędziła korytarzem w stronę swojego pokoju.

***
Cecily lubiła swój pokój. Cieszyła się, że nie musi go z nikim dzielić, bo nie mogłaby spać spokojnie z myślą, że jej współlokatorka może zadźgać ją plastikową łyżeczką.
Nie był zbyt duży, mieściło się w nim łóżko, szafa i biurko, jednak dziewczyna nie potrzebowała niczego więcej.
Gdy tylko położyła głowę na białej poduszce, zapadła w sen.


Tej nocy znów śniły jej się te tajemnicze, srebrne oczy.  

piątek, 18 listopada 2016

2. opowiadanie 4

[czwartek, godzina 21.57] zamiast uczyć się na rozszerzoną biologię, dokańczam dla Was rozdział, więc wielbcie mnie :) a tak na poważnie, to mam nadzieję, że zrezygnowanie z dobrej oceny na rzecz Czytelników się opłaci i rozdział się spodoba ;)

To nawet zabawne – pomyślała Cecily, nakładając sobie śniadanie – większość dziewczyn na moim miejscu znienawidziłoby matkę za to, że wysłała je do psychiatryka… a ja tylko cieszę się, że wybrała akurat ten, jest nowy, wygodny, jedzenie smaczne, no i położony gdzieś w Alpach.

- cześć, Cecily – odezwał się wysoki, lecz przeraźliwie chudy Henry, schizofrenik, jedyny pacjent kliniki, z którym rozmawiała. Uważała, że zawieranie przyjaźni w miejscu takim, jak to, jest dość dziwne. I niebezpieczne, jeżeli twój przyjaciel przejawia niepokojące zainteresowania metodami torturowania ludzi.
- hejka Hen! – postawiła swoją tacę zapełnioną owocami naprzeciwko tacy Henry’ego. – z kim dziś mam przyjemność?

- aktualnie z Henrym – chłopak zaśmiał się.
- ufff, mogę odetchnąć z ulgą, już się bałam, że dziś znowu będę musiała rozmawiać z panem Hyde’em.
- przestaniesz mnie w końcu do niego porównywać? Nie moja wina, że ma na imię Henry! – mimo poważnego tonu przyjaciela, Cecily wiedziała, że i tak nie ma jej tego za złe.
- no tak, bo to wcale nie jest śmieszne, że masz na imię dokładne tak samo, jak dr Jekyll.
- zejdźmy już z tematu mojej choroby. Ty też nie lubisz, jak rozmawiamy na twój temat. W zasadzie, to ja nawet nie wiem, dlaczego tu jesteś, na pierwszy rut oka nic ci nie jest.
- no taak, wcale przy mojej próbie ucieczki nie pobiłam trzech pielęgniarek, a jednego sanitariusza nie próbowałam zabić wyłamaną nogą od stołu tylko dla tego, że miał bardzo jasne oczy.

- o co właściwie chodzi z tymi oczami? – chłopak pochylił się zaciekawiony
- żebym ja sama wiedziała! – westchnęła zrezygnowana – cały czas mnie prześladują! Widzę je w snach, czasem wydaje mi się, jakbym widziała je nawet w ciemności…

Później

Około 16.00 większość pacjentów ma spotkania z psychiatrami, Cecily była już więc pięć minut spóźniona, a doktor Smith nie lubił spóźnień. Kiedy tylko weszła do gabinetu lekarz zgromił ją wzrokiem.
- Cecily, wiesz, że nie toleruję spóźnień. Mogę wiedzieć, co cię zatrzymało?  Tego, co mi się wydaje, to nie masz tu za dużo do roboty.
- przepraszam, panie Smith, ale zagadałam się z Henrym – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- oo, w takim razie wybaczam – wzruszył ramionami, poprawiając okulary. Dziewczyna rzuciła mu zdziwione spojrzenie – zawieranie przyjaźni jest istotnym punktem terapii – wyjaśnił. – właśnie, co do terapii – uniósł brwi, jakby sobie coś przypomniał – chciałbym ci kogoś przedstawić. 

piątek, 11 listopada 2016

I. opowiadanie 4

- opisz mi jeszcze raz ten sen, Cecily – powiedział pan Smith, grubszy psychiatra koło pięćdziesiątki. Na sesjach zawsze patrzył w oczy, co niezmiernie denerwowało dziewczynę.

- jak zawsze widziałam tylko duże srebrne oczy – westchnęła z irytacją na wspomnienie dręczącego ją od roku snu – wpatrywały się we mnie jak pan teraz – zacisnęła wargi, aby wyrazić swą złość

- Cecily, nie możesz unikać spojrzeń innych ludzi. To normalne, że twój każdy rozmówca będzie patrzył ci w oczy.

- wiem, po prostu tego nie lubię! Z resztą pan i tak nie zrozumie.

- jestem tu, aby zrozumieć i pomóc zrozumieć to tobie. Cecily, powiedz mi, jak to się w ogóle stało, że tu trafiłaś? W kartotece nie było nic na ten temat wspomniane.

- nie powiem, pan nie zrozumie. – tak naprawdę nie była pewna, czy sama to rozumie. Tym wspomnieniem nie dzieliła się z nikim.

- postaram się zrozumieć. Jeśli chcesz, żeby nasza praca zaczęła przynosić efekty musisz się w końcu otworzyć. Nie ważne, jak bardzo nierealne wydają się twoje wspomnienia.

- okay… odesłała mnie tu mama, kiedy znalazła mnie w pokoju gadającą jakieś bzdury

- wiesz dobrze, że to nie był bezpośredni powód. Nastolatki czasem mówią bzdurne rzeczy – lekarz zdjął okulary i wytarł szkła o ciemnobrązowy materiał marynarki, uśmiechając się pod nosem, zapewne wspominając nastoletnie lata swoich, dorosłych już, dzieci.

- lekarze mówili też, że byłam agresywna… na początku.

- to już wiem, pracuję z tobą od twojego przyjazdu do tej kliniki, nie pamiętasz? – zmrużył oczy, jakby w obawie, że młoda pacjentka ma na dodatek amnezję.

- pamiętam, po prostu nie za bardzo wiem, co działo się wcześniej, zupełnie jakby ktoś wymazał mi z głowy to istotne dziesięć minut życia. – dziewczyna poruszyła się niespokojnie, jakby sfrustrowana luką w pamięci.

- to normalne, gdy ktoś przeżywa gwałtowne i silne emocje, Cecily. Jednak z czasem wspomnienie wróci. Niestety na dzisiaj musimy kończyć, za dziesięć minut będzie cisza nocna. Dobranoc, Cecily – odprawił ją. Cecily wstała, czując niemałą ulgę, że dzisiaj Smith nie drążył tematu. Nie lubiła tych sesji, uważała, że skoro mózg skasował tamto wspomnienie, to zrobił to  w jakimś celu. Nie chciała się do tego przyznać, ale bała się tego wspomnienia. W sumie, nie wiedziała, czego boi się bardziej: tego, że odzyska wspomnienie, które okaże się straszne, czy tego, że go nie odzyska i na zawsze zostanie w psychiatryku…


sobota, 5 listopada 2016

Prolog. op.4

Czuł, że zrobił coś nie tak, powiedział coś, czego nigdy nie powinien powiedzieć. Wiedział, że nie powinien tego mówić, ale nie żałował swojego czynu. Wiedział, jak to się skończy, bo nie był pierwszy.
Podzieli los swojego brata, który wiele lat temu popełnił podobną zbrodnię. Tutaj nadal pamiętano tamten dzień, kiedy jeden z najwybitniejszych braci okrył się niesławą. Pamiętają, lecz mówią o tym jedynie szeptem. W idealnej rodzinie nie ma miejsca dla skazy.
Teraz on także był skazą w idealnej rodzinie.

Los Angeles, 06.06.2016, 23:07

- Cecily, chodź, bo się spóźnimy! – w domu rozległ się głos matki dziewczyny.


- już idę, mamo! – odpowiedziała Cecily. Wybierały się na kolację  przyjaciółkami Theresy, jej mamy. Narzuciła na siebie jeansową kurtkę i już miała wychodzić z pokoju, gdy coś za oknem przyciągnęło jej uwagę. Wyjrzała przez okno, ale w pierwszej chwili nic nie zobaczyła. To dziwne, bo mogłaby się założyć, że widziała krótki rozbłysk świateł nad Central Parkiem. Po chwili wypatrywania zobaczyła go, młodego chłopaka siedzącego na ziemi po drugiej stronie ulicy. Miał niesamowicie jasne włosy, niemal srebrne. I wtedy ich oczy się spotkały. Szarosrebrne oczy przeszyły ją zimnym wzrokiem, jakby mogły zobaczyć  każdy sekret skrywany nawet w najbardziej odległym zakamarku jej duszy.