Do gabinetu
weszła chuda, blondwłosa, wysoka kobieta.
-Cecily, to
jest pani Hole. Przyjechała do kliniki w wizytacji, zarządzenie od ministra –
kobieta nie powiedziała ani słowa, spojrzała tylko na dziewczynę z lekką
pogardą. Nie budziła w dziewczynie ani odrobiny zaufania.
- proszę,
niech pani usiądzie – Smith wskazał na fotel stojący przy regale z książkami.
Kobieta jednak wybrała inne miejsce. Zignorowała terapeutę i usiadła na jednym
z dwóch krzeseł przy stoliku stojącego po drugiej stronie gabinetu. Cecily
wydawało się, jakby rzuciła im wyzywające spojrzenie.
- żeby było
jasne – zabrała głos. Brzmiała tak, jak Cecily sobie wyobrażała: miała jakiś
germański akcent, słowa wypowiadała szybko, jakby wypluwała truciznę. – to
tylko wizytacja, panie Smith. Proszę pracować tak, jakby mnie tu nie było –
mówiąc to, ani razu nie spojrzała na pacjentkę.
- jak sobie
pani życzy – powiedział oschle psychiatra i usiadł z powrotem w swoim fotelu.
***
Po
skończonej sesji Cecily wypadła z gabinetu jakby się za nią paliło. Pani Hole
nie powiedziała już później ani słowa, jednak sama jej obecność w gabinecie
była wyczuwalna niemal w każdej cząsteczce powietrza. Dziewczyna nigdy nie
spotkała się z kimś takim, kto nie narzucając się wcale, jednocześnie tak
bardzo się narzucał. Głowa ją bolała, miała wrażenie, jakby miała eksplodować.
- Cecily,
wszystko okay? – usłyszała głos dochodzący z oddali. Poczuła delikatny dotyk na
ramieniu. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że siedzi na podłodze, a przy
niej klęczy Henry.
- co się
stało? – zapytał chłopak.
- nie wiem,
po prostu kiedy wyszłam z gabinetu doktorka zakręciło mi się w głowie, to nic
takiego – Henry jednak nie wydawał się przekonany jej zapewnieniami.
- jak
uważasz…
- na sto
procent wszystko okay, Henry. Masz teraz spotkanie ze Smithem?
- tak,
przecież wiesz – spojrzał na nią jak na kogoś z kosmosu.
- no tak, no
tak… wiesz co, Henry, muszę iść, do zobaczenia! – zerwała się na nogi, przez co
znowu zakręciło jej się w głowie, jednak nie upadła. Popędziła korytarzem w
stronę swojego pokoju.
***
Cecily
lubiła swój pokój. Cieszyła się, że nie musi go z nikim dzielić, bo nie mogłaby
spać spokojnie z myślą, że jej współlokatorka może zadźgać ją plastikową
łyżeczką.
Nie był zbyt
duży, mieściło się w nim łóżko, szafa i biurko, jednak dziewczyna nie
potrzebowała niczego więcej.
Gdy tylko
położyła głowę na białej poduszce, zapadła w sen.
Tej nocy znów
śniły jej się te tajemnicze, srebrne oczy.