piątek, 26 lutego 2016

Rozdział XIII. Opowiadanie II.

oto przedostatni rozdział drugiego opowiadania :) 

Wyjechaliśmy około 5:00 rano. Dojechaliśmy na lotnisko, z którego samolotem dotarliśmy do Francji. Nie ukrywam, że nie podejrzewałam, że Magnus wybierze Europę. Oczekiwałam niewielkiego kurortu gdzieś na miejscu, w Stanach. Jeszcze nigdy nie byłam we Francji, bo nic nie ciągnęło mnie do tego kraju. Kiedy o nim myślałam, miałam przed oczami Paryż, kiczowatych zakochanych i przereklamowaną wieżę Eiffla. Jednak Alpy to zupełnie inny świat. Od dziecka uwielbiałam góry, śnieg i jazdę na nartach.
Nasz hotel (myślę, że powinnam się spodziewać, że nie będzie miał poniżej czterech gwiazdek) był ogromny. Miał basen, siłownię i inne atrakcje. Na dodatek był oddalony zaledwie sześćset metrów od stoku. Znajdował się na wzgórzu, więc z okien rozciągały się piękne widoki. Chłopacy spali w jednym pokoju, ja z Marthą w innym, znajdującym się tuż obok ich pokoju. Każdy z pokoi miał własną, ogromną łazienkę i dwa niesamowicie miękkie łóżka.
- jak tu jest pięknie! – wykrzyknęła Martha, kiedy weszłyśmy do pokoju. Naprzeciwko drzwi umiejscowione było ogromne okno, zajmowało niemal całą ścianę.
- wiem, wiem – odpowiedziałam rzucając się na łóżko. Martha też skoczyła na swoje.
- dzięki, że mnie zabraliście – spojrzała na mnie.
- podziękuj Magnusowi, to był jego pomysł. – odparłam
- właśnie, co do Magnusa. Jesteś pewna, że nie jesteście w swoim typie?
- stuprocentowo.
- mi się wydaje, że jest zupełnie na odwrót..
- na pewno źle ci się wydaje – zaśmiałam się. - Ja i Magnus? W życiu…
- a może jednak…
- kiedy poznasz go  lepiej, to zrozumiesz.
- a Arthur?
- jest miły, ale to nie to…
- Cecilia, ja cię serio nie rozumiem!  Czy ty serio nie widzisz, że ciebie i Magnusa coś łączy?
- sugerujesz, że on cos do mnie czuje? – spytałam z powątpiewaniem.
- tego nie powiedziałam. Ale znam się trochę na związkach i umiem je przewidzieć. Uwierz mi, Cecilia.
- nie uwierzę, ale dziękuję za ostrzeżenie. W razie czego  będę wiedziała, kiedy uciekać.
- nie do końca miałaś to odebrać jako ostrzeżenie! – wybuchłyśmy śmiechem. Wtem  do pokoju wszedł Magnus.
- hej! puka się! – Magnus spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem, ale nic nie powiedział. – no wiesz, mogłabym być bez ubrania. – teraz wysoko uniósł brwi
- to mogłoby być ciekawe doświadczenie – podsumował. Podał mi kilka ulotek, na których były wyrysowane miejscowe trasy zjazdowe – przejrzyjcie, mają kilka naprawdę długich stoków. Wychodzimy za godzinę! – powiedział zmierzając do drzwi.
- on zawsze taki jest? – zapytała mnie Martha, kiedy zamknął za sobą drzwi.
- yhm – pokiwałam głową – okay, wybierzmy te trasy i możemy się szykować. Jeśli stwierdził, że idziemy za godzinę, to znaczy, że jeśli za godzinę nie będziemy gotowe, pójdzie bez nas.
- dziwny jest – powiedziała w zamyśleniu Martha.
- to chyba kwestia wychowania – wzruszyłam ramionami.

***

Tak jak obiecał, za godzinę czekali już przy windach.
- wolniej się nie dało? Po drodze zdarzył się jakiś wypadek? Może ktoś wypadł przez okno? – powiedział wyraźnie zniecierpliwiony Magnus.
- gościu, daj spokój, nie czekamy dłużej niż pięć minut – przewrócił oczami Arthur.
- czas jest względny – wzruszył ramionami.
- taki stary, a zachowuje się jak dziecko – Arthurowi opadły ramiona.
- okay, okay, przecież żartuję – jednak nie wyglądał, jakby to robił. Ruszyliśmy na stok.

Wieczór

MAGNUS

Nigdy nie kochałem innej osoby. Nawet nie wiem, czy wierzę w miłość. Wszystko przecież da się logicznie wyjaśnić, ale miłość? Niektórzy śmiało definiują to jako uczucie, ale przecież uczucia też są bezsensowne. To mit. Coś, co inni nazywają uczuciem nie jest niczym innym jak zaburzeniem myślenia. Sprawia, że nawet najgorszą osobę, którą niby darzy się uczuciem, jest się w stanie usprawiedliwić. Ludzie patrzą, ale nie widzą. Niektórzy widzą. Ale nie dostrzegają.  Dlaczego więc coś, co ich niszczy, jest tak przez nich pożądane? Wszyscy pragną miłości, ale dlaczego? Dlaczego ludzie dążą do samozagłady?
- żyjesz? – Arthur wyrwał mnie z rozmyślań.
- nie, i niech tak zostanie. – odpowiedziałem jeszcze nie do końca świadomy otaczającego mnie, realnego świata.
- czyli jest dobrze. To dobrze. – podsumował.
- dlaczego pytasz?
- bo wychodzimy z dziewczynami do baru. A ty odpłynąłeś.
- tak, tak, idźcie
- jak to, nie idziesz z nami? – zapytał zaskoczony
- muszę pomyśleć – zbyłem go machnięciem ręki. Coś jeszcze powiedział, ale byłem już daleko, w krainie myśli.
W zasadzie nie wiem, co skłoniło mnie do rozmyślań odnośnie uczuć. Może to,  że chyba coś poczułem.. nie chyba jednak nie. Ale z drugiej strony, kiedy myślę o Cecilii, ogarnia mnie dziwne uczucie, coś jak szacunek, ale nie do końca. Jakby mi na niej zależało.. 

zapraszam za tydzień na finał :) 

piątek, 19 lutego 2016

Rodział XII. Opowiadanie II.

witam, witam :) małymi kroczkami zbliżamy się do końca opowiadania drugiego :) dajcie znać w komentarzach, czy chcecie spoilery dotyczące trzeciego opowiadania :) 

Środa

Ustaliliśmy, że na narty jedziemy w tę sobotę. Żeby omówić więcej szczegółów Magnus i Arthur przyszli do mojego pokoju w akademiku.
- jesteście w ogóle pewni, że zabranie Marthy to dobry pomysł? No wiecie, ona nie jest wampirem, a nie chciałabym aby coś się jej stało. – podzieliłam się z nimi moimi obawami.
- spokojnie, z mojej strony nic jej nie grozi – zapewnił mnie Arthur. Magnus podniósł brwi, z lekko sceptycznym wyrazem twarzy
- dopóki nie zaczniecie się ze sobą umawiać.
- dlaczego? – zapytałam lekko zdziwiona
- powiedzmy, że nigdy nie byłem w długotrwałym związku.- powiedział Arthur
- po prostu nie może oprzeć się swoim dziewczynom – Magnus posłał mi znaczące spojrzenie, co mnie rozbawiło
- tak, jakbyś ty mógł.. – odparował mu Arthur.
- to nie tak… - przewrócił oczami Magnus – ja po prostu nie wyobrażam sobie chodzić z człowiekiem – ostatnie słowo zaakcentował bardzo mocno.
- jasne, jasne.
- może po prostu nie znalazł jeszcze takiej, która by go chciała? – zapytałam ze śmiechem Arthura, a on wybuchnął śmiechem
- pewnie tak! Wiesz, Mg, ta arogancja może odstraszać.
- jakoś Cecilia nie narzeka na brak przyjaciół! – próbował się bronić
- Ale Cecilia nie jest arogancka. – Arthur wziął mnie w obronę.
- ale jest mroczna i można się jej wystraszyć. A kiedy jest zła lepiej do niej nie podchodzić! Kiedyś wyrzuciła mnie z pokoju
- halo! Ja to słyszę! – wybuchłam śmiechem. W końcu śmialiśmy się wszyscy. Kiedy się już uspokoiliśmy, powiedziałam – okay, czyli jedziemy w sobotę. Kto prowadzi?
- oczywiście, że ja. Arthur jest istnym piratem drogowym. Ja nie przekraczam stu trzydziestu. Jestem wzorowym kierowcą. – nie wiem, czy bym się z tym zgodziła, w końcu sto trzydzieści to nie taka mała prędkość. No ale cóż, przynajmniej szybko minie nam podróż.

21:30

Chłopacy już poszli. Mieliśmy się spotkać dopiero w dniu wyjazdu, dlatego Magnus ostrzegł mnie już teraz – pamiętaj, żeby przed wyjazdem coś zjeść. Podróż będzie długa.
- okay, będę pamiętać. – odpowiedziałam. Wiedziałam, że miał rację, zauważyłam sama, że kiedy jestem głodna, staję się rozdrażniona. A teraz będę przebywać długi czas na jednym siedzeniu z moją najbliższą przyjaciółką.

Piątek

Martha przyjechała samochodem, bo w pociągu byłby kłopot z walizkami. Wcześniej ustaliliśmy, że nie bierzemy nart, tylko wypożyczymy je na miejscu, aby podczas podróży nie zabierały miejsca. Zjawiła się u mnie wieczorem.
- naprawdę tak długo się nie widziałyśmy? – zapytała patrząc na mnie badawczo. Nie wiedziałam, o co chodzi.
- może, dlaczego pytasz?
- schudłaś! Musisz mi polecić swoją dietę.
- szczerze mówiąc, nie stosowałam żadnej.
- tym lepiej. Idziemy coś zjeść, konam z głodu!
Poszłyśmy do najbliższej pizzerii. Nie była zbyt ładnie urządzona, ale podawali pyszną pizzę. Usiadłyśmy przy stoliku przy oknie. 
- to którą bierzemy? – zapytała mnie M­artha.
- hawajską na cienkim cieście – powiedziałam odruchowo. Zawsze zamawiałyśmy hawajską pizzę.
Po około dwudziestu minutach nasza pizza była gotowa. Zabrałyśmy się za jedzenie. Ugryzłam pierwszy kawałek fuj! Nie smakowała jak dawniej. Nie czułam smaku, zupełnie jakbym jadła papier o konsystencji pizzy. Martha zajadała się ze smakiem, więc może pizza nie była bezpośrednią przyczyną mojego braku smaku. Może to po prostu przez to, że  teraz moje jedzenie trochę się zmieniło.
- dlaczego nie jesz? Nie smakuje ci? – zapytała mnie Martha.
- nie jestem głodna, jadłam zanim przyjechałaś – skłamałam. Może kiedyś jej powiem prawdę. Na razie sama muszę się z tym oswoić.
Kiedy skończyłyśmy, a raczej Martha skończyła, wyszłyśmy na zakupy do centrum.
- zobacz, jestem przekonana, że ślicznie wyglądałabyś w zielonym – powiedziała, kiedy byłyśmy w jednym sklepie z ubraniami. – mogłabyś w końcu przestać ubierać się, jakbyś miała żałobę. Trochę życia przyda się w twojej szafie.
- Martha, tyle razy mówiłam ci, że nie lubię kolorowych ciuchów. Czarny ma w sobie jakąś moc.
- tylko, że tej mocy jest bliżej do czarnej magii – odparowała.  – zmieniając temat, chętnie poznam Perkusistę Arthura. Brakuje mi towarzysza. On też jest taki mroczny jak ty i Magnus?
- pytasz o ubrania czy o charakter? – z Marthą nigdy nic nie było wiadomo na pewno.
- o jedno i drugie.
- ubiera się raczej na czarno – nie wiem, może to przez to, że jest wampirem? To chyba nie przypadek… - ale jest bardzo uprzejmy. Chociaż wydaje mi się, że skrywa mroczne tajemnice.
- no pięknie! Jadę na narty z grupą emo.
- nie jestem emo.
- okay, ty może nie, ale….
- oni też nie są emo. – przerwałam jej. Wiedziałam, że ta rozmowa donikąd nie prowadzi, ale fajnie było porozmawiać od czasu do czasu z normalną osobą.
Na luźnych rozmowach upłynął nam cały wieczór. Następnego dnia rano mieli po nas przyjechać chłopacy.

piątek, 12 lutego 2016

Rozdział XI.. Opowiadanie II

witam ponownie ;)


Dziś była sobota. Obudziła mnie śnieżka wycelowana prosto w okno mojego pokoju. Kiedy przez nie wyjrzałam, wśród wszechogarniającej bieli ujrzałam ubraną na czaro postać. Magnus. Pomachał do mnie i gestem pokazał mi, żebym do niego przyszła. Ubrałam się szybko i zbiegłam na podwórko.
- ładnie ci w czerwonym.- rzekł na powitanie.
- dziękuję – odparłam, chociaż nie ukrywam, że lekko mnie zaskoczył.
- chociaż wolę cię w czerni. – dodał po chwili.
- dlatego, że wyszczupla?- zaśmiałam się
- nie, dlatego, że pasuje do ciebie. W czerni jest coś tajemniczego, zupełnie jak w tobie. – mówiąc to, spojrzał mi w oczy.
- wszystko okay? – zaniepokoiłam się taką ilością komplementów w ciągu kilku minut. Zwłaszcza, że to Magnus.
- a dlaczego miałoby być nie okay? – wybuchnął śmiechem, ale tym pytaniem postawił mnie w trudnej sytuacji. Przecież nie powiem mu, że odebrałam jego słowa jako komplement. Wzruszyłam więc ramionami i udając obojętność powiedziałam
- no nie wiem, przecież ty to ty.
- w sumie masz racje, z nami nic nigdy nie jest okay. – teraz śmialiśmy się już oboje.
- głodna? – zagadnął.
- nie do końca.
- twoje kły mówią co innego – uniósł brew przyglądając mi się badawczo. Nie lubiłam tego spojrzenia. Nie mogłam jednak nie zauważyć, że ma rację, na myśl o krwi moje kły wysunęły się.
- chodźmy zatem na śniadanie – stwierdził.
16:00
MAGNUS
Nie miałem dziś nic szczególnego do roboty. Arthur gdzieś pojechał, dlatego postanowiłem spotkać się z Cecilią. Wpadł mi do głowy pewien pomysł.
- umiesz jeździć na nartach? – zapytałem Cecilię, kiedy siedzieliśmy u mnie w mieszkaniu.
- jasne. Ale dawno nie jeździłam, nie miałam okazji.
- a co byś powiedziała na mały, dwutygodniowy wypad w góry ze mną i Arthurem?
- może nawet i bym się zgodziła, ale nie mam pieniędzy na taki wyjazd. – wyglądała na naprawdę smutną. Szczerze, zrobiło mi się nawet przykro z tego powodu, dlatego zaproponowałem
- ale ja mam pieniądze. Chętnie zapłacę za ciebie i Marthę. Nie możesz się nudzić, zobaczysz będzie fajnie. – widziałem, że się zastanawia. W czasach mojej młodości byłoby niestosownie przyjąć taką ofertę, jednak Cecilia urodziła się w dwudziestym pierwszym wieku, a trochę się zmieniło do tego czasu. Mimo wszystko jednak wyglądała, jakby wahała się pomiędzy przyjęciem mojej oferty a zachowaniem godności.
- jesteś pewien? – zapytała
- na sto procent. Jestem pewien tak, jak pewne jest to, że jeśli nie przyjmiesz mojej propozycji to się obrażę. A nie chcesz widzieć mnie obrażonego.
- chłopak ma rację. jest straszny. Jak mucha brzęcząca nad uchem o piątej rano – nawet nie zauważyłem, kiedy Arthur wszedł do pokoju. Ze zdziwionej miny Cecili wynika, że ona też go wcześniej nie widziała. Rzucił się na kanapę obok Cecilii.
- jeśli chodzi o narty, to jestem za. To dokąd jedziemy? – nie chciałem mówić Cecilii, gdzie chciałem jechać, bo wtedy na pewno by się nie zgodziła. Odpowiedziałem więc Arthurowi ogólnikowo
- tam, gdzie w tamtym roku. – starałem się pokazać mu spojrzeniem, żeby nie pytał o to już więcej. Chyba zrozumiał, bo zwrócił się do Cecilii
- zobaczysz, świetne warunki. Jeździ się genialnie. No, chyba, że jest się Magnusem. Wtedy nawet idealny śnieg nie pomoże.
- nie kłam! – zaśmiałem się. – oboje dobrze wiemy, że jeżdżę lepiej od ciebie
- ja kłamię? To ty ewidentnie przynosisz wstyd swojemu gatunkowi! – przez śmiech wykrztusił Arthur
- za to ty będąc moim gatunkiem przynosisz wstyd swojemu nazwisku – odparowałem. Cecilia uniosła pytająco brwi, dlatego wyjaśniłem jej o co chodzi – Arthur nazywa się Van Helsing*  – wybuchła śmiechem i wykrzyknęła
- nie wierzę! Van Helsing wampirem! Bram Stoker musi mieć z tego niezły ubaw.. 
CECILIA
Od chłopaków wróciłam koło 19:00. Muszę przyznać, że całkiem nieźle się z nimi dogaduję. Są inni niż wszyscy, nie wiem czy to dlatego, że są wampirami, czy po prostu tacy są. W każdym razie Magnus wobec innych ludzi nie jest pozytywnie nastawiony, ale w towarzystwie Arthura najwidoczniej czuje się swobodnie, jego arogancja zmienia się w dość specyficzne żarty, ale zawsze są to żarty. Natomiast Arthura jeszcze nie rozszyfrowałam, za krótko go znam. Mam wrażenie, że mimo swojej pozornj uprzejmości skrywa swoją ciemną stronę, jestem ciekawa tej strony.
Postanowiłam zadzwonić do Marthy i poinformować ją o propozycji wyjazdu. Odebrała po trzech sygnałach.
- hey, Cecilia, myślałam już, że nie żyjesz. – bo w sumie tak jest pomyślałam - Tak dawno się do mnie nie odzywałaś! – od razu przeszła do rzeczy, jak to Martha. Ona nigdy nie owijała w bawełnę.
- przepraszam, nie bardzo miałam ostatnio czas. – nie było to do końca kłamstwo. Nie mogę przecież powiedzieć jej całej prawdy. – ale wiem, jak ci to wynagrodzić.
- dawaj.
- pamiętasz Magnusa? – pytam, bo wiem, że on nie chciał, aby Martha uważała się za jego dziewczynę więc przekształcił jej wspomnienia, ale nie wiem jak bardzo.
- coś kojarzę. Byłyśmy na koncercie jego zespołu?
- tak, to on. Chodzę z nim na zajęcia, a teraz zaproponował mi wyjazd na narty na dwa tygodnie z jego przyjacielem Arthurem
- perkusistą? – przerwała mi.
- tak, tym Arthurem. Więc obiecał pokryć całe koszty wyjazdu, pod warunkiem że się zgodzimy.
- umawiasz się z nim? – zapytała podejrzliwa.
   - nie, dlaczego?
- to dziwne, żeby zwykły kolega z zajęć proponował zwykłej koleżance z zajęć i jej nie-bardzo-zwykłej koleżance wyjazd na narty, za który na dodatek sama zapłaci.
- Martha, nie próbuj widzieć czegoś tam, gdzie tego nie ma. poza tym, nie jestem kompletnie w jego typie. I on w moim.
- no nie wiem…
- to jedziemy czy nie?
- okay. Taką propozycją nie pogardzę. Tym bardziej że przyda się nam pobyć razem chociaż przez dwa tygodnie. To gdzie planuje nas zabrać?
- nie mam pojęcia. Zrobił z tego jakąś tajemnicę.
- lubię niespodzianki! Ale fajnie! – pisnęła do telefonu. – okay, to ja lecę na zakupy, muszę kupić nową kurtkę, w tej starej wyglądam grubo. – przewróciłam oczami. Typowa Martha, ona przejmuje się tym, że źle wygląda w kurtce, a w tym czasie ja przejmuje się tym, że ta sama Martha będzie przez dwa tygodnie niemal uwięziona z trzema wampirami.
- okay, jak będę wiedziała kiedy wyjeżdżamy, to zadzwonię albo napiszę. Papa!

- buziaczki – powiedziała i rozłączyła się. 

* Van Helsing- nazwisko użyte specjalnie, Abraham Van Helsing to postać stworzona przez Brama Stokera, autora "Drakuli" :) Van Helsing był z wykształcenia antropologiem, ale z zamiłowania łowcą wampirów ;) 

zapraszam za tydzień, dla ciekawskich mogę powiedzieć, że ruszyłam z pisaniem trzeciego, nieco innego, opowiadania ;)

piątek, 5 lutego 2016

Rozdział X. Opowiadanie II

hejka :) zapraszam na dziesiąty rozdział :) 

MAGNUS
Cecilia weszła do auli, ale zamiast usiąść na swoim stałym miejscu, ruszyła w moim kierunku. 
- zmieniasz czasem te koszulki?- rzuciła zaczepnie. 
- oczywiście, że zmieniam, zobacz, ta ma inny odcień  czerni niż ta, którą miałem wczoraj – odpowiedziałem. Mimochodem zarejestrowałem, że ona też ma na sobie czarną koszulkę z długim rękawem i czarną rozkloszowaną spódniczkę.
- nie gap się tak na mnie! – cicho krzyknęła. Muszę przyznać, że ma bardzo zgrabne nogi. Nic już jednak nie powiedziałem, tyko spojrzałem w stronę tablicy. Wykładowca wszedł właśnie do klasy, Cecilia opadła na krzesło obok mnie.   
Dzisiaj mieliśmy tylko jeden wykład. Wyszliśmy po nim z auli. 
- może przyjdziesz dzisiaj do mnie? Poznasz Arthura, pogramy trochę na instrumentach. – zaproponowałem. 
- okay, to o której mogę być? 
- może koło 17? Pasuje ci?
- jasne – odpowiedziała. – do zobaczenia! – pobiegła w stronę swojego akademika. Ta dziewczyna nieustannie mnie zadziwia. Myślałem, że będzie czuła się dziwnie, będąc wampirem, jednak zdaje się jej to zupełnie nie przeszkadzać. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk oznaczający  SMS-a. Nie był to żaden numer z listy kontaktów, jednak go odczytałem. Zapomniałam zapytać, gdzie mieszkasz –C.  z kontekstu domyśliłem się, że jest to numer Cecilii, dlatego go zapisałem, a następnie odpowiedziałem na wiadomość. Down Street 65, ten wysoki budynek, znajdziesz –M.  
CECILIA
W pokoju wszędzie rozrzucone były ciuchy, dlatego je pozbierałam. Gdybym z taką łatwością mogła pozbierać myśli… po 1. Jestem wampirem, ale 2. Mimo to nie czuję się dziwnie. Po 3. Zaraz muszę się zbierać, bo 4. Jest już 16:03, a 5. Spotykam się dzisiaj z Magnusem i jego (prawdopodobnie) jedynym przyjacielem.
Spojrzałam tylko ostatni raz w lusterko, wzięłam czerwony płaszcz i  wyszłam. Kiedy szłam chodnikiem padał śnieg. Uwielbiam zimę, głównie za ten biały puch. Kiedy pada śnieg, wszystko staje się piękniejsze. Jest dość zimno, czuję chłodny powiew na policzkach, mimo to nie przeszkadza mi to szczególnie. Mimo wczesnej pory, nie ma dużo ludzi. Nawet nie spostrzegłam, jak szybko dotarłam na Down Street. Odszukałam budynek numer 65. Był to wysoki apartamentowiec, pewnie wynajęcie w nim mieszkania kosztuje majątek. Teraz przypomniało mi się, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam Magnusa, stał w drzwiach tego budynku. Czy już wtedy wiedział, kim jestem? Możliwe. Apartamentowiec miał jakieś piętnaście pięter, a ja nie znałam numeru mieszkania Magnusa. Sprawdziłam jeszcze raz wiadomość od niego, ale na pewno nie było tam dokładnego numeru. Muszę zadzwonić i zapytać. Odebrał po trzech sygnałach. –co tam?- zapytał jakby nigdy nic. – mam nadzieję, że nie utknęłaś w zaspie? 
- podałeś adres, ale nie podałeś numeru mieszkania, geniuszu.
- oh. 139, dziesiąte piętro. Już otwieram. – rozłączył się. Weszłam do windy i wcisnęłam guzik z numerkiem 10.   Winda była cała wyłożona lustrami. Odkąd pamiętam ich nie cierpię. W pokoju mam tylko jedno, w łazience. nie wiem właściwie, dlaczego ich nie lubię. Po prostu dziwne jest to uczucie, że oglądasz siebie z zewnątrz. Jakby to była zupełnie inna osoba. Wiem, że to dziwne, ale nic na to nie poradzę, dlatego kiedy winda się zatrzymała, odetchnęłam z ulgą. Korytarz na dziesiątym piętrze był bardzo ładny. Miał jasne ściany, gdzieniegdzie stały półki z żywymi kwiatami. Od czasu do czasu po obu stronach mijałam drzwi wykonane z ciemnego drewna. Mieszkanie numer 139 znajdowało się na samym końcu korytarza, po mojej prawej stronie. Nie zdążyłam nawet zapukać, drzwi od razu się otworzyły. Za nimi stał Magnus, z włosami jeszcze bardziej potarganymi niż rano. Wyglądał, jakby na jego głowie przeszło miniaturowe tornado. 
- hej – rzucił z rozbrajającym uśmiechem. – wejdź. – odsunął się, żebym mogła wejść do środka. Kiedy weszłam, zdziwiłam się. Spodziewałam się bałaganu, sterty ubrań porozrzucanych po całym pokoju, a zastałam nienagannie czysty pokój z wielkim oknem łączącym dwie ściany. Na ciemnej kanapie siedział chłopak, na oko dwudziestoletni, którego już kiedyś widziałam. Teraz wstał i z uśmiechem wyciągnął rękę – hey, jestem Arthur. – odwzajemniłam uścisk.
- Cecilia. Jesteś perkusistą w zespole Magnusa? 
- tak. To dziwne, że mnie pamiętasz, laski zwykle wolą gitarzystów – zaczął się śmiać, na co Magnus wtrącił – Masz rację! nie ma jak sexy gitarzysta – rzucił się na kanapę i  poklepał miejsce obok siebie, zachęcając mnie, abym też usiadła. Tak więc zrobiłam, znalazłam miejsce między nim a Arthurem. 
- jesteście współlokatorami?- zapytałam. Odpowiedział mi Arthur.
- nie do końca. Mieszkam na szóstym piętrze.
- ale spotykamy się u mnie, bo u niego panuje ogromny bałagan- wtrącił się Magnus. - Serio, nie chciałabyś tam wchodzić. Tam jest wszystko. Chyba tylko jeszcze trupa tam nie znalazłem. – chwilę się zamyślił. – chociaż nie. Jednak znalazłem – na co Arthur westchnął. 
- nieważne. Mieszkanie Magnusa jest większe. 
-  ma rację, to największy apartament w tym budynku. Pewnie nawet największy w całym Richmond. 
- w takim razie jak za niego płacisz? Stać cię? – postanowiłam iść za ciosem i zaspokoić swoją ciekawość.
- szczerze, nie. Ale potrafię dobrze wykorzystać to, że jestem wampirem. Ty też się tego nauczysz. Po prostu nie mogą mi się oprzeć. – zaśmiał się. – ale nie wszyscy z tego korzystają. Na przykład Arthur ma najmniejsze dostępne tu mieszkanie, z które płaci normalnie. Taki z niego grzeczny chłopiec. – chyba nie byłam w stanie do końca uwierzyć w to, że Arthur jest grzecznym chłopcem, skoro Magnus znalazł w jego pokoju trupa. Postanowiłam to jednak zignorować. 
- a ty na czymś grasz? – zmienił temat Arthur. Widocznie nie lubił rozmawiać o swoich przyzwyczajeniach. 
- tak, na gitarze klasycznej, akustycznej, elektrycznej i na fortepianie. – odpowiedziałam. 
- no popatrz, nie wiedziałem. – odezwał się Magnus. – chodź, pokarzę ci nasze studio. – ma studio nagraniowe w mieszkaniu?! Zaczyna robić się jeszcze ciekawiej. Poprowadził mnie korytarzem znajdującym się na prawo od kuchni otwartej na salon. 
- po lewej jest moja sypialnia, po prawej łazienka – rzucił. Otworzył drzwi na wprost nas. Za nimi znajdował się pokój wielkości całego mojego mieszkanka w akademiku. Ten podzielony był na dwie części. Weszliśmy do jednej z nich. Były tu konsole i inne sprzęty potrzebne do nagrywania utworów. Główne biurko znajdowało się przy przeszklonej ścianie tak, że siedząc na krześle widziało się wszystko, co dzieje się za szybą. Po prawej i lewej stronie biurka stały sofy. Po przejściu przez kolejne drzwi znalazłam się w raju. Wszędzie było pełno instrumentów. Zaczynając od gitar Gibsona na fortepianie Steinway & Sons kończąc. Była tu też perkusja, wiolonczela i wiele innych instrumentów. Dopiero teraz dotarło do mnie, jaki ten apartament jest ogromny. Podeszłam do fortepianu i zaczęłam grać sonatę księżycową. 
- Beethoven. Nie spodziewałem się, że interesujesz się muzyką klasyczną. – po chwili odezwał się Magnus. Przerwałam granie i odwróciłam się na siedzeniu.
- to, że urodziłam się w dwudziestym wieku nie znaczy,  że jestem niedoinformowana. – w tym czasie Arthur podszedł do perkusji. 
- teraz zobaczymy, czy znasz coś nowszego i, jak dla mnie, ciekawszego. – chciałam pokazać się od każdej strony, dlatego wstałam od fortepianu i wybrałam jedną z elektrycznych gitar stojących nieopodal mnie. Był to czarny Gibson les paul custom 2000R.  
Graliśmy razem cały wieczór. Nie ograniczaliśmy się tylko do jednego gatunku. Okazało się, że chłopacy umieją grać na wszystkich zebranych tu instrumentach. Szczerze mówiąc, świetnie się bawiłam. 

Dziś znowu postanowiłam zadbać o Waszą edukację muzyczną, lecz zamiast rocka - muzyka klasyczna, czyli wyżej wspomniana "Sonata Księżycowa".  bardzo zachęcam do wysłuchania, bo jest to moim zdaniem jeden z najpiękniejszych utworów, dodatkowo został skomponowany przez Beethovena, czyli mojego ulubionego kompozytora. jak widzicie, mój gust muzyczny jest bardzo rozbudowany, a ja sama jestem przeciwna słuchaniu wyłącznie jednego jedynego gatunku muzyki, która swoje piękno zawdzięcza właśnie wielkiej różnorodności. tak więc nie wstydźcie się przyznawać do tego, że lubicie muzykę klasyczną! jeśli ktoś uważa, że przez to jesteście nudni, świadczy to tylko i wyłącznie o tej osobie, która najwidoczniej nie jest wrażliwa na piękno, ma wąski zakres inteligencji i ubogą wyobraźnię. bądźcie sobą! :)