oto przedostatni rozdział drugiego opowiadania :)
Wyjechaliśmy około 5:00 rano.
Dojechaliśmy na lotnisko, z którego samolotem dotarliśmy do Francji. Nie
ukrywam, że nie podejrzewałam, że Magnus wybierze Europę. Oczekiwałam
niewielkiego kurortu gdzieś na miejscu, w Stanach. Jeszcze nigdy nie byłam we
Francji, bo nic nie ciągnęło mnie do tego kraju. Kiedy o nim myślałam, miałam
przed oczami Paryż, kiczowatych zakochanych i przereklamowaną wieżę Eiffla.
Jednak Alpy to zupełnie inny świat. Od dziecka uwielbiałam góry, śnieg i jazdę
na nartach.
Nasz hotel (myślę, że powinnam
się spodziewać, że nie będzie miał poniżej czterech gwiazdek) był ogromny. Miał
basen, siłownię i inne atrakcje. Na dodatek był oddalony zaledwie sześćset
metrów od stoku. Znajdował się na wzgórzu, więc z okien rozciągały się piękne
widoki. Chłopacy spali w jednym pokoju, ja z Marthą w innym, znajdującym się
tuż obok ich pokoju. Każdy z pokoi miał własną, ogromną łazienkę i dwa
niesamowicie miękkie łóżka.
- jak tu jest pięknie! –
wykrzyknęła Martha, kiedy weszłyśmy do pokoju. Naprzeciwko drzwi umiejscowione
było ogromne okno, zajmowało niemal całą ścianę.
- wiem, wiem – odpowiedziałam
rzucając się na łóżko. Martha też skoczyła na swoje.
- dzięki, że mnie zabraliście –
spojrzała na mnie.
- podziękuj Magnusowi, to był
jego pomysł. – odparłam
- właśnie, co do Magnusa. Jesteś
pewna, że nie jesteście w swoim typie?
- stuprocentowo.
- mi się wydaje, że jest zupełnie
na odwrót..
- na pewno źle ci się wydaje –
zaśmiałam się. - Ja i Magnus? W życiu…
- a może jednak…
- kiedy poznasz go lepiej, to zrozumiesz.
- a Arthur?
- jest miły, ale to nie to…
- Cecilia, ja cię serio nie
rozumiem! Czy ty serio nie widzisz, że
ciebie i Magnusa coś łączy?
- sugerujesz, że on cos do mnie
czuje? – spytałam z powątpiewaniem.
- tego nie powiedziałam. Ale znam
się trochę na związkach i umiem je przewidzieć. Uwierz mi, Cecilia.
- nie uwierzę, ale dziękuję za
ostrzeżenie. W razie czego będę
wiedziała, kiedy uciekać.
- nie do końca miałaś to odebrać
jako ostrzeżenie! – wybuchłyśmy śmiechem. Wtem
do pokoju wszedł Magnus.
- hej! puka się! – Magnus
spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem, ale nic nie powiedział. – no wiesz,
mogłabym być bez ubrania. – teraz wysoko uniósł brwi
- to mogłoby być ciekawe
doświadczenie – podsumował. Podał mi kilka ulotek, na których były wyrysowane
miejscowe trasy zjazdowe – przejrzyjcie, mają kilka naprawdę długich stoków.
Wychodzimy za godzinę! – powiedział zmierzając do drzwi.
- on zawsze taki jest? – zapytała
mnie Martha, kiedy zamknął za sobą drzwi.
- yhm – pokiwałam głową – okay,
wybierzmy te trasy i możemy się szykować. Jeśli stwierdził, że idziemy za
godzinę, to znaczy, że jeśli za godzinę nie będziemy gotowe, pójdzie bez nas.
- dziwny jest – powiedziała w
zamyśleniu Martha.
- to chyba kwestia wychowania –
wzruszyłam ramionami.
***
Tak jak obiecał, za godzinę
czekali już przy windach.
- wolniej się nie dało? Po drodze
zdarzył się jakiś wypadek? Może ktoś wypadł przez okno? – powiedział wyraźnie
zniecierpliwiony Magnus.
- gościu, daj spokój, nie czekamy
dłużej niż pięć minut – przewrócił oczami Arthur.
- czas jest względny – wzruszył
ramionami.
- taki stary, a zachowuje się jak
dziecko – Arthurowi opadły ramiona.
- okay, okay, przecież żartuję –
jednak nie wyglądał, jakby to robił. Ruszyliśmy na stok.
Wieczór
MAGNUS
Nigdy nie kochałem innej osoby.
Nawet nie wiem, czy wierzę w miłość. Wszystko przecież da się logicznie
wyjaśnić, ale miłość? Niektórzy
śmiało definiują to jako uczucie, ale przecież uczucia też są bezsensowne. To
mit. Coś, co inni nazywają uczuciem nie
jest niczym innym jak zaburzeniem myślenia. Sprawia, że nawet najgorszą osobę,
którą niby darzy się uczuciem, jest się w stanie usprawiedliwić. Ludzie patrzą,
ale nie widzą. Niektórzy widzą. Ale nie dostrzegają. Dlaczego więc coś, co ich niszczy, jest tak
przez nich pożądane? Wszyscy pragną miłości, ale dlaczego? Dlaczego ludzie dążą
do samozagłady?
- żyjesz? – Arthur wyrwał mnie z
rozmyślań.
- nie, i niech tak zostanie. –
odpowiedziałem jeszcze nie do końca świadomy otaczającego mnie, realnego
świata.
- czyli jest dobrze. To dobrze. –
podsumował.
- dlaczego pytasz?
- bo wychodzimy z dziewczynami do
baru. A ty odpłynąłeś.
- tak, tak, idźcie
- jak to, nie idziesz z nami? –
zapytał zaskoczony
- muszę pomyśleć – zbyłem go
machnięciem ręki. Coś jeszcze powiedział, ale byłem już daleko, w krainie
myśli.
W zasadzie nie wiem, co skłoniło
mnie do rozmyślań odnośnie uczuć. Może to,
że chyba coś poczułem.. nie chyba jednak nie. Ale z drugiej strony,
kiedy myślę o Cecilii, ogarnia mnie dziwne uczucie, coś jak szacunek, ale nie
do końca. Jakby mi na niej zależało..