piątek, 29 kwietnia 2016

Rozdział 8. Opowiadanie 3.

Spóźnię się. Poczekasz na mnie przy kominku? Odczytałam SMS od Briana. Mieliśmy spotkać się dziesięć minut przed wyznaczonym czasem, żeby pójść razem na spotkanie naszej klasy, aby otrzymać Znak Wzroku. Najwidoczniej pójdziemy na ostatnią chwilę. Zostałabym w pokoju, jednak byłam już na schodach i nie opłacało mi się wracać, zeszłam więc i skierowałam się w kierunku foteli. Na jednym z nich siedział Ryan, nadal pochłonięty książką. Nie chciałam mu przeszkadzać, dlatego usiadłam cichutko na drugim końcu sali. Po kilku sekundach jednak chłopak odłożył książkę i spojrzał na mnie.

- cześć, nie mieliśmy okazji się wcześniej  poznać. – wstał i usiadł na fotelu obok mojego – jestem Ryan
- Cecily – odpowiedziałam. Uśmiechnął się i powiedział
- piękne imię – trochę mnie tym zawstydził, więc zdołałam tylko wyszeptać
- dziękuję.
- jesteśmy w tej samej klasie, prawda? Nie było mnie dzisiaj na zajęciach.
- tak, dlaczego cię nie było? – zapytałam bez zastanowienia i dopiero po chwili dotarło do mnie, że zabrzmiało to nachalnie.
- miałem do załatwienia kilka spraw. Przeprowadzka  i tak dalej – najwidoczniej jednak nie wziął tego do siebie, trochę mi ulżyło.
- no tak, to zajmuje trochę czasu – powiedziałam, żeby zobaczył, że go rozumiem. – co czytasz? – wskazałam brodą na książkę leżącą na ławie. Miała czarną okładkę i żadnych napisów na wierzchu
- „Igrzyska śmierci”, jedna z moich ulubionych, czytam ją już któryś raz. Czytałaś?
- oczywiście! To także jedna z moich ulubionych – uśmiechnęłam się. To była prawda. Usłyszałam, że ktoś idzie w naszą stronę. Był to nie kto inny jak Brian. Na widok mnie i Ryana zrobił wielkie oczy, ale na szczęście tamten tego nie zauważył.
- idziemy, Cecily? – odezwał się przyjaciel.
- jasne – odpowiedziałam. – Ryan, pójdziesz z nami?
- hmm, w sumie to tak, dziękuję – wstał z fotela i podał mi rękę. Ruszyliśmy we trójkę do biblioteki Nocnych Łowców. Tam przywitał nas Alexander Lightwood.

Godzinę później

Wyszliśmy z biblioteki. Moja prawa dłoń był lekko obolała, najwidoczniej rysowanie Run było trochę jak tatuowanie. Naznaczeni skierowaliśmy się w stronę schodów. Byłam padnięta, dlatego stwierdziliśmy z Brianem, że dzisiaj się nie spotykamy. Brian pokiwał głową i, najwidoczniej czując się niezręcznie, powiedział – ja uciekam. Do zobaczenia Cecily, musimy to kiedyś powtórzyć – mrugnął do mnie i zwrócił się do Briana – miło było cię poznać, stary  - i wbiegł lekko po schodach na piętro chłopaków. Kiedy przyjaciel był pewny, że tamten go nie usłyszy, powiedział
- Cecily, kompletnie jesteś w jego typie! – nie byłam do końca przekonana, uniosłam brew. Kiedy zobaczył  moją minę dodał – nie mógł oderwać od ciebie wzroku. Głupio mi teraz, że wam przerwałem.
- oj nie mów głupstw, był po prostu uprzejmy
- no właśnie! Podobno normalnie nie jest zbyt uprzejmy.
- jakoś nie mogę w to uwierzyć. Jestem zmęczona, idę spać. Do zobaczenia jutro! – skierowałam się w stronę schodów.
- kolorowych snów! – odpowiedział Brian.
Umyłam się (na szczęście łazienka była wolna, chociaż nie rozmawiałam jeszcze z dziewczynami o kolejce), przebrałam w piżamę i usiadłam na łóżku. Postanowiłam zadzwonić do rodziców, bo wczoraj tego nie zrobiłam. Mama odebrała po trzech sygnałach
- halo?
- hej mamo, to ja
- ooo, jak tam, kochanie? Opowiadaj
- wszystko jest takie nowe dla mnie, ale chyba się przyzwyczaję. Podoba mi się tu, w każdym razie.
- to najważniejsze. Miałaś już okazję być na jakiejś imprezie? – zaskoczyła mnie i to tak konkretnie
- nieeeee, ale może następnym razem….
- okay, tylko uważaj na siebie. Ja wiem, co się tam dzieje, ale wiem też, że tego nie powstrzymam.
- mamo, spokojnie, mam rozum.
- okay, okay… tata pyta kiedy pierwsze Znaki
- w sumie, to już jeden mam. Dzisiaj dostaliśmy Wzrok.
Rozmawiałam z mamą jeszcze jakiś czas. Później szybko zasnęłam.

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 7. Opowiadanie 3

Poprzedniego dnia nie miałam na nic siły, wbiegłam tylko do łazienki, która na szczęście była wolna i szybko się umyłam. Długo rozmawialiśmy, więc tego dnia ciężko było zwlec się z łóżka, na szczęście lekcje zaczynały się dopiero o dziewiątej, ale śniadanie było o ósmej trzydzieści. To stosunkowo niewiele czasu, więc trochę się zdziwiłam. Nie miałam jednak czasu, żeby dłużej o tym myśleć, zostało mi tylko pół godziny do śniadania.

Podeszłam do biurka, na którym leżała karteczka, której nie widziałam tam wcześniej. Zapisana była odręcznym, ale bardzo starannym pismem. Cecily, pora zacząć pierwszy dzień zajęć w Akademii Jonathana. Śniadanie zaczyna się o 7:30, proszę o punktualność. Na poranne zajęcia proszę założyć zwykły mundurek, który znajdziesz w szafie, po czwartej lekcji natomiast będzie półgodzinna przerwa na przebranie się w strój treningowy. Numery sal zapisane są na podręcznym planie lekcji w informatorze. Miłego dnia, Amelia Herondale

Ubrałam się pospiesznie i wyjęłam mały plan lekcji z informatora. Schowałam go do kieszeni żakietu razem z telefonem i wyszłam z pokoju. Kiedy weszłam do Sali, wyjaśniło się, dlaczego wystarczy zaledwie pół godziny na śniadanie. Na wczorajszej kolacji Sala przepełniona była ludźmi w trójkolorowych mundurkach, dziś było zaledwie jakieś pięćdziesiąt, wszyscy w czerni. Najwidoczniej Nocni Łowcy jedli śniadania osobno. Nabrałam na miseczkę garść płatków kukurydzianych, a obok niej na tacy postawiłam jogurt truskawkowy, czyli moje ulubione śniadanie. Odszukałam wzrokiem Briana, który siedział przy tym samym stoliku co wczoraj.
- hejka przystojniaku – przywitałam się
- hejka Blackthorn – odpowiedział mi uśmiechem – wyglądasz dziś tak promiennie, że aż pojaśniało, kiedy  weszłaś do Sali – wybuchłam śmiechem, słysząc jego poetyckie wyznanie.
- ty także wyglądasz dziś zniewalająco, Brian –odwzajemniłam się
- gdybym nie był homo już dawno byłabyś moja
- oj byłabym, na pewno – znałam go dopiero jeden dzień, a już go uwielbiałam.
Śniadanie minęło mi bardzo szybko, pewnie przez to, że Brian był w świetnym humorze i bardzo dobrze nam się rozmawiało. Ani się obejrzałam, a już musieliśmy zbierać się na pierwszą lekcję.
- jako pierwsza łacina. Wiem, gdzie jest ta sala, dobrze, że zwiedziłem szkołę wczoraj
- co ja bym bez ciebie zrobiła? – w duchu serio dziękowałam za Briana
- zaginęłabyś, Blackthorn, zaginęłabyś

Cztery pierwsze lekcje minęły niesamowicie szybko. Nigdy w życiu nie miałam łaciny, ale wydawała się być ciekawym językiem. Na Runach przez całą lekcję uczyliśmy się rysować tylko jeden  Znak, nazywał się Iratze i powodował szybkie gojenie się ran i zdrowienie. Muszę przyznać, że pod koniec wychodził mi już całkiem dobrze. Poznaliśmy także inną Runę, którą dostaniemy dziś po lekcjach. Było to otwarte oko, takie samo, jakie mają moi rodzice. Jest Znakiem stałym, ułatwia widzenie Świata Cieni, zwykle niedostępnego dla oczu Przyziemnych, ale też niektórych Łowców, jak na przykład czar spowijający Akademię, którego nie tak łatwo złamać. Astronomia i astrologia raczej nie będą moimi ulubionymi przedmiotami… Demonologia jest niesamowicie ciekawa, wcześniej nigdy nie widziałam demona, a teraz znam już kilka ich rodzajów. Na pewno nie wyglądają jak  moje wcześniejsze wyobrażenia, ale to też zależy od rasy.

Teraz mieliśmy chwilę przerwy na przebranie się. Popędziłam do pokoju i wskoczyłam w strój treningowy. Składała się na niego czarna koszulka z krótkim rękawem, sportowe buty i czarne obcisłe spodnie z bardzo wygodnego i dopasowującego się do ciała materiału.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a przez  nie wpadł nie kto inny jak Brian. – czy kobiety serio potrzebują aż tyle czasu, żeby się przygotować? – westchnął. – za pięć minut kończy się przerwa!
- przecież zdążymy – uspokoiłam go
- no w sumie tak – wzruszył ramionami – ale widzę, że jesteś już gotowa – powiedział z taką miną, że wybuchłam śmiechem. Chłopak tylko się uśmiechnął.
- dalej, nie chcę się spóźnić pierwszego dnia – wyszedł przez drzwi, a ja popędziłam za nim. Weszliśmy w teren szkoły poświęcony tylko i wyłącznie treningom Nocnych Łowców. Nigdy wcześniej tu nie byłam, ale Brian najwidoczniej tak, bo zaprowadził mnie prosto do sali, w której siedziało już kilka osób z naszego rocznika.


- witam wszystkich, widzę, że jesteście w komplecie, to dobrze. Zanim zaczniemy, powiedzcie mi, jak wam się podoba. – odpowiedzieliśmy, że jest fajnie, powoli się przyzwyczajamy. Zaczęliśmy trening. Na początku mieliśmy zrobić trzydzieści kółek wokół sali, która, nawiasem mówiąc, mała nie była. Później ćwiczenia rozciągające i wzmacniające. Na następnych lekcjach uczyliśmy się jak prawidłowo władać mieczem, co jest dość ciekawą historią, ponieważ do zabijania demonów nie używa się broni palnej, bo zniszczyć je mogą Runy, a pociski nie wytrzymują ich magii. Dlatego używa się różnego rodzaju mieczy, sztyletów, chakramów i łuków

środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział dodatkowy. Opowiadanie II.

tak jak obiecałam, dziś wstawiam kontynuację opowiadania drugiego. całe z perspektywy Magnusa :) 

uwaga! opowiadanie zawiera spoilery, dlatego jeśli nie czytałeś/aś opowiadania II to szybciutko to zrób! :) 

Rok po śmierci Cecilii

Wiesz, co jest pięknego w nocy? To, że nic nie widać. Nie widać brudu, łatwych lasek czekających na skrzyżowaniach na byle okazję, żeby wsiąść do byle samochodu. Nie widać tajemniczych zniknięć, wyrazu bólu na twarzy ludzi.  Nie widać, jakim potworem jesteś. A jesteś, uwierz mi.
Może przez to, że w nocy nie widać od razu prawdziwej natury tak ją lubię.
Nie żebym się kiedyś nad tym zastanawiał.
Nie żeby mi zależało.

Najwidoczniej tej dziewczynie, Sally czy tam Silvie, zależało na czymś więcej niż tylko flirt. Dlatego wyszła za mną. Generalnie jej nie zmuszałem, więc sama się prosi, prawda? Gdyby tylko wiedziała, że nie dostanie tego, co myślała że dostanie, kiedy pójdzie za mną… ludzie są tacy głupi.
Znaleźliśmy się w jakiejś ciemnej uliczce. Stała trzy kroki za mną, ale pokonałem tą odległość w ułamek sekundy. Przyparłem ją swoim ciałem do zimnej ściany. Czy to było westchnienie? Czy ona naprawdę jest tak głupia, że nie domyśla się, że zaraz będzie martwa? Głupi ludzie sterowani pożądaniem… 
- idealny rocznik – mruknąłem muskając nosem jej szyję. – ciekawe, czy na pewno dobrze smakuje – spojrzałem jej w oczy. Chyba zobaczyłem w nich strach. Nikt nie powinien się bać. Dlatego skończę to szybko.  Wbiłem zęby idealnie w tętnicę szyjną, przez tyle lat zdążyłem nabrać wprawy. Na języku poczułem słodki smak  krwi, zatraciłem się w nim tak, że nawet nie zauważyłem kiedy dziewczyna całkiem odleciała. Zniesmaczony, że poszło tak szybko puściłem ją i jej ciało upadło z miękkim plaśnięciem na ziemię. Ruszyłem z powrotem w stronę baru. Jutro ktoś może się lekko przestraszyć widząc trupa z rozerwaną szyją, ale mało mnie to obchodzi. Mam wieczność, ale nie chce mi się marnować czasu na zacieranie śladów. Z drugiej strony robię przysługę rodzinom zabitych, bo gdybym ukrywał ciała, nie znaleźliby ich przez długie miesiące i uznaliby martwych za zaginionych  i zrozpaczone rodzinki niepotrzebnie robiłyby sobie nadzieję. A tak proszę – szybko i po sprawie, czas leczy rany. Podobno.
Nagle zakręciło mi się w głowie i obraz jakby się rozpłynął. Cholerna Sally, Silly, Silwia czy jak jej tam było! Ja zrozumiem wszystko ale najtańsza heroina? Serio? W moich czasach nawet ludzie jej pokroju mieli swoją wartość.
Poczułem się nawet prawie jak bohater. Uratowałem świat przed kolejną ofiarą losu… ludzkość powinna mi dziękować za ratowanie jej przyszłości.

Chwiejnym krokiem podszedłem do baru. Zamówiłem szklankę whisky. Na siedzeniu obok ktoś usiadł. Miałem towarzysza w tą przepiękną noc!

- Arthur, nie wiesz jak widok twojej przystojnej twarzy w tą chłodną noc niezmiernie mnie ucieszył – on jednak najwyraźniej nie był w tak dobrym humorze  jak ja, bo uderzył mnie pięścią w żuchwę.
- a to za co, do cholery?!
- za tę dziewczynę
- a skąd wiesz, że to ja?!
- stary, jak myślisz, ile wampirów z załamaniem nerwowym jest w tym barze?
- nie mam załamania nerwowego
- nie? Mag, jesteś pijany, nawalony i prawie oderwałeś komuś głowę, jeżeli to nie jest załamanie, to ja już nie wiem, co to jest.
- kryzys i tyle. Możesz przestać gadać? Boli mnie głowa jak tak nadajesz i nadajesz.
- nie, nie mogę. Ja rozumiem, że moralność nigdy nie była na pierwszym miejscu na twojej liście, ale teraz to już się stoczyłeś.
- nie stoczyłem się!!
- nie? Zabijasz.
- taka moja natura. Przynajmniej zakłady pogrzebowe zarabiają więcej.
- a co się stało z twoim upodobaniem do szlachetnej krwi?
- tu jest szybciej. Znudziły mi się gierki.
-alkohol ?
- dobry na wszystko.
- narkotyki?
- efekt uboczny przerzucenia się z wystawnych bali na imprezy w klubach. Dasz mi już spokój?
- okay, okay. Sorry.
- powiedz mi lepiej, co ty do cholery robiłeś przez ten rok?
- chciałem złapać Marthę
- i ci się nie udało.
- wtedy, w tym hotelu wymknęła mi się. To był ostatni raz kiedy byłem tak blisko jej złapania. Myślałem, że to ty będziesz chciał się na niej zemścić. Zabiła twoją epicką miłość.
- miłość nie istnieje.
- ty tak uważasz – westchnął. – co nie znaczy, że to prawda.
- skończ już gadać. Cecilia nie żyje i życia jej nie przywrócisz. Zabaw się, zobaczysz, to  jest o wiele lepsze niż marnowanie sobie życia na ściganie człowieka, który i tak prędzej czy później umrze.
Odwróciłem się w stronę dziewczyny siedzącej za nami. – jestem pewien, że smakujesz lepiej niż wyglądasz.
- palant – wyparowała z wypiekami na twarzy . podchwyciłem jej spojrzenie i zmusiłem ją, żeby do nas podeszła. Usiadła na ławce pomiędzy mną a Arthurem
- no, Arthur, mamy tutaj słodką A plus.
- Magnus!
- spokojnie, jest czysta. Ani grama we krwi. Przyrzekam.
- nie będę znowu zabijał, już ci to mówiłem.
- na świecie jest ponad siedem miliardów ludzi, uwierz mi, jeden w tą czy w tą nie robi wielkiej różnicy – wzruszyłem ramionami. Zaczął mnie nudzić tą swoją moralizującą gadką.
- mam cię dosyć, nawet nie wiem, dlaczego chciałem cię znaleźć. Myślałem, że jesteś inny, nie wiem, może zaczniesz szukać sposobu na przywrócenie Cecilii, albo chociaż okażesz trochę smutku po jej stracie..
- Cecilia nie żyje i nic życia jej nie przywróci.

jak widzicie, Magnus trochę się zmienił, mam nadzieję, że mimo tego nadal go kochacie :) ja osobiście mam słabość do takich badassów :D 

nowy rozdział op. III jak zawsze w piątek :) 

piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział 6. Opowiadanie 3.

dzień doberek! jak minął Wam tydzień? mam nadzieję, że dobrze :) 

Na zebranie poszłam razem z Brianem, który czekał na mnie w Sali kominkowej, czyli tej, która łączyła przejścia z pokojów do Sali i części szkolnej. Nasze spotkanie miało się odbyć w jednej z czterech bibliotek, tej, w której znajdowały się podobno wszystkie księgi Nocnych Łowców. Było tam już kilka osób, siedzieli zebrani wokół wielkiego okrągłego stołu. Na jednym z krzeseł siedział niski mężczyzna, około czterdziestki. Za nami weszły jakieś trzy osoby, więc teraz przy stole było nas piętnastu. Mężczyzna zabrał głos – widzę, że jesteście już wszyscy. Nazywam się Alexander Lightwood i jestem waszym wychowawcą. Tak jak wy, jestem Nocnym Łowcą, będę prowadził wszystkie wasze lekcje związane z aktywnością fizyczną, czyli od czwartej do ósmej lekcji. Czasami zdarzy się, że będziemy gościć innych Łowców, aby przekazali wam swoją wiedzę i pokazali swoje techniki. Od razu zaznaczę, żebyście nie olewali sobie pozostałych czterech lekcji, które też są bardzo ważne, nawet, jeśli dla was najważniejsze jest bycie sprawnym pogromcą demonów. Jeżeli jednak chcecie znać moje osobiste zdanie, to demonologia i Znaki przydadzą wam się o wiele bardziej od astronomii i łaciny – mrugnął do nas okiem – ale oczywiście ode mnie  tego nie słyszeliście. Znajdujemy się teraz w bibliotece poświęconej całkowicie Nocnym Łowcom. Znajdziecie tu naszą historię, Kodeks, ciekawostki, instruktaże walki, egzemplarze Szarej i Białej Księgi i wiele, wiele innych, cennych ksiąg. Pewnie ciekawi was, co znajduje się w pozostałych bibliotekach, już wam odpowiadam. W jednej z nich są podobne księgi, jak w tej, tylko poświęcone w całości Czarownikom. W kolejnej znajdują się wszystkie Kroniki wampirów, ostatnia natomiast to zbiory książek do czytania w wolnej chwili, większość została napisana przez Przyziemnych.  Teraz chciałbym zwrócić waszą uwagę na bezpieczeństwo w szkole. Na zajęciach będziemy używać różniej broni, jednak  nie musicie przychodzić w strojach bojowych, które wiszą na wieszakach w waszych szafach, wystarczą zwykłe stroje treningowe. Surowo karane jest wynoszenie broni z sal lekcyjnych, oraz, jak możecie się domyślić, używanie jej przeciw innym uczniom Akademii. Drugą sprawą jest korzystanie z Run. Nikt nie ma prawa zabrać wam waszej Steli, jednak prosiłbym, abyście nie używali Znaków nie znając ich znaczenia, albo nie będąc pewnym co do ich wyglądu, to może mieć serio opłakane skutki. Dobrze, na razie to by było na tyle. Widzimy się jutro na czwartej lekcji! – uśmiechnął się pan Lightwood.

Brian poderwał się z krzesła i pociągnął mnie za sobą. Wyszliśmy z biblioteki i skierowaliśmy się w stronę Sali Kominkowej, gdzie mieliśmy się spotkać z Annie i Bonnie.
- szkoda, że nie było Ryana. Z tego, co słyszałem, też jest w pierwszej, więc powinien być na zebraniu – wzruszył ramionami. Stwierdziłam jednak, że miał rację, istotnie nie było tajemniczego ciemnowłosego na zebraniu
- może miał jeszcze coś do załatwienia – powiedziałam zamyślona. Zaraz zostałam jednak wyrwana z rozmyślań, bo doszliśmy do Sali, gdzie na fotelach czekały już dziewczyny. Bonnie odezwała się pierwsza
- podobno dzisiaj kilka osób z drugiej robi imprezę w ogrodzie! – Brian spojrzał na nią z niezadowolonym wyrazem twarzy
- wiesz, że nie jestem typem imprezowicza. Poza tym jesteśmy z pierwszej, więc nas nie znają
- no to będą mieli okazję nas poznać! – wykrzyknęła – Cecily, a ty co na to?
- no nie wiem, chyba sobie dziś daruję. Jestem zmęczona – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, jednak kiedy zobaczyłam smutną minę Bonnie dodałam – ale obiecuję, że następnym razem z tobą pójdę.
- sama nie zamierzam tam iść, Annie też nie idzie – powiedziała wskazując głową na dziewczynę siedzącą obok.
- oj daj spokój – wzruszyła ramionami Annie – nie musisz już pierwszego dnia mieć miliona znajomych. Musisz to jakoś przeżyć.
Bonnie westchnęła ciężko – no to pozostaje mi tu z wami zostać
Brian powiedział urażony – przecież nas kochasz!
-oczywiście, że was kocham – odpowiedziała brunetka – ale zemszczę się, kiedy następnym razem ze mną nie pójdziecie. Słowo czarownicy!
- Bonn, wiesz, że nie ma czegoś takiego jak słowo czarownicy – powiedziała Annie
- właśnie, że jest – Bonnie pokazała koleżance język – a jeśli nie ma, to właśnie wymyśliłam – blondynka nie wdawała się już więcej w kłótnię, najwidoczniej wiedziała, że nie ma sensu dalej ciągnąć tego tematu.
- mogę cię o coś zapytać? – zwróciłam się do Bonnie, zmieniając temat
- jasne, strzelaj
-  dlaczego machałaś do mnie na stołówce?
- ja… czasami mam wizje, widzę przyszłość. Zdarza się to niesamowicie rzadko, ale się zdarza. Głównie pod wpływem emocji, a teraz, przez tą zmianę szkoły mam ich aż nadto.. zanim weszłaś do Sali  zobaczyłam, że siedzisz z nami, więc postanowiłam od razu  załatwić za ciebie problem z wyborem stolika
- dziękuję, nie narzekam. W tym tłumie ciężko byłoby odnaleźć wasz stolik – zaśmiałam się. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem zmęczona.
- która godzina, tak właściwie? – ziewając zapytał Brian. Najwidoczniej nie tylko ja byłam zmęczona
- wpół do dwunastej – odpowiedziała Annie, zerkając na wyświetlacz telefonu.
- nie wiem jak wy, ale ja idę spać – chłopak przeciągnął się na fotelu. – dobranoc Bonn, dobranoc Ann. Do zobaczenia jutro Blackthorn – powiedział, puszczając do mnie oczko. Kiedy wszedł już na górę po schodach, Bonnie odezwała się pierwsza
- Brian jest przeuroczy. Mam nadzieję, że ludzie zaakceptują go takim, jaki jest. Nocni Łowcy podobno nie są zbyt wyrozumiali…
- skąd tyle wiesz o Nocnych Łowcach? Wiedziałaś wcześniej, że jesteś czarownicą? – zapytałam z ciekawości
- trochę poczytałam w księgach, zanim przyjechałam. Nie miałam czasu na przeczytanie wszystkiego, ale chociaż takie ogólne informacje. I nie, nie wiedziałam. Czarownicy to pół demony – pół ludzie, moja mama nie wiedziała, że jestem dzieckiem demona, dopóki nie dostałam listu. Więc też jestem w tym nowa
- a z tobą, Annie, jak było? – zapytałam blondynkę
- też nic nie wiedziałam. Bonnie poznałam dziś przed szkołą. Jestem we wszystkim kompletnie zielona, nie znałam nikogo ze Świata Cieni
- rozumiem was, ja też nic nie wiedziałam – wzruszyłam ramionami
- tak tu już jest, ci, którzy wiedzą, uczą się gdzieś indziej.
- okay dziewczyny, ja spadam spać, padam z nóg. Do zobaczenia! – powiedziałam i pobiegłam w stronę pokoju. 

muszę przyznać, że nie miałam ostatnio weny i do tej pory mam w zapasie tylko dwa rozdziały... teraz jest lepiej, muszę jednak wprowadzić pomysły w życie i jakoś wybrnąć z tych akcji, o których już zaczęłam pisać. dlatego wybaczcie mi, jeśli dwa następne rozdziały będą nieco suche.. ale obiecuję, że się poprawię! 

PS - a gdyby tak w ramach rekompensaty dodać w środę rozdzalik nawiązujący do drugiego opowiadania i obecnego życia Magnusa i Arthura? 

piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 5. Opowiadanie 3.

Drzwi jadalni były już otwarte, a kiedy weszłam, moje uszy uderzył gwar rozmów podekscytowanych nastolatków. Nie wiedziałam za bardzo, gdzie usiąść, ale ten problem szybko się rozwiązał, bo zza jednego stolika jakaś dziewczyna pomachała do mnie wesoło. Jej reakcja była dziwna, w końcu pierwszy raz widziałam ją na oczy, mimo wszystko podeszłam.

- hejka! – wykrzyknęła radośnie dziewczyna – mam na imię Bonnie, a to jest  Annie i Brian – mówiąc to wskazywała kolejne osoby. Moją uwagę przykuło to, że Bonnie i Annie mają granatowe mundurki, a Brian czarny. Wszyscy wpatrywali się we mnie z uprzejmym wyrazem twarzy.
- cześć, jestem Cecily – przywitałam się, odwzajemniając ich uśmiechy. – mogę się dosiąść?
- jasne, przecież dlatego cię zawołałam – zachichotała Bonnie. Była niską brunetką o kręconych włosach, które sterczały zabawnie na wszystkie strony.
- dziękuję – zajęłam ostatnie wolne miejsce przy kwadratowym stoliku, tuż obok Briana. – też jesteście z pierwszego roku? –zagadałam
- tak – tym razem odpowiedziała mi Annie, drobna blondynka. – Bonnie i Brian znali się już wcześniej.
Głos zabrał Brian – więc jesteś z rodu Blackthornów.
- tak, skąd wiedziałeś? – zapytałam
- Blackthornowie mają domieszkę krwi Faerie – odpowiedział. – najwidoczniej w twojej rodzinie te cechy się nie przejawiają tak mocno, ale poznałem to po barwie twoich oczu – wiem, o czym mówił, moje oczy są bardzo nietypowe, jedno jest zielone, drugie niebieskie, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Tata też takie ma, teraz wiem, że to przez domieszkę krwi Faerie, kimkolwiek oni byli
- kim są Faerie? – zapytałam.
- to starożytna rasa, pół anioły, pół demony. Nie potrafią kłamać, jednak  są podstępne i lubią intrygi. To pewnie przez to Blackthornowie są tacy sexi – zaskoczył mnie tym ostatnim stwierdzeniem. Widząc moje zdziwienie odezwała się Bonnie
- spokojnie, Brian jest gejem – podniosłam brwi, ale oczywiście ani trochę mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, zawsze chciałam mieć przyjaciela geja.
- zepsułaś całą zabawę – zaśmiał się Brian i pokazał Bonnie język. – strzelam focha! – skrzyżował ręce na piersi i teatralnym gestem odwrócił głowę w przeciwną stronę. Po chwili wszyscy się śmialiśmy. Zdziwiłam się, że już pierwszego dnia mam znajomych, z którymi dobrze mi się rozmawia.

Kiedy już opanowaliśmy napad śmiechu zadałam nieustannie nurtujące mnie pytanie – od czego zależy kolor mundurka?
- czarny noszą Nocni Łowcy, jak ty i Brian, bordowy wampiry, a granatowy czarodzieje, jak ja i Bonnie – odpowiedziała Annie.
- jesteście czarownicami, ale fajnie – powiedziałam z uśmiechem
- kochana, ale i tak nie są tak super jak my, Łowcy – wtrącił Brian
- ty przeklęty, zakochany w sobie, gejowski Nocny Łowco! –Bonnie udawała, że jest zła. – teraz ja się focham! – jednak jej foch nie trwał długo, bo na wielkich stołach pojawiło się jedzenie. Nawet nie zauważyłam kiedy się pojawiło. – w końcu żarcie! Umieram z głodu! – zawołała Bonnie.
- myślałem, że masz focha? – zakpił Brian
- oj zamknij się, jeszcze skopię ci tyłek – zaśmiała się dziewczyna. Widać było, że naprawdę się przyjaźnią.
-wątpię, kochana- zaśmiał się – nie zapominaj, kto tu nosi czarny mundurek. Cecily mi pomoże
- mnie w to nie mieszaj! – zaśmiałam się
- dobrze robi, jedyna mądra! – wykrzyknęła Bonnie, najwidoczniej stwierdziwszy swoje zwycięstwo.
Podeszliśmy do jednego z wielu stołów z jedzeniem. Mimo tłumu ludzi w Sali nie było kolejek. Wszystko szło sprawnie. 
Zdziwiłam się widząc taki wybór jedzenia, dlatego postanowiliśmy, że każdy weźmie coś innego i się podzielimy. Kiedy mieliśmy już zapełnione talerze wróciliśmy do stołu.
- coś mi się wydaje, że nie mamy razem wszystkich lekcji – zagadałam
- tak, z tego, co mi się wydaje, mamy razem tylko łacinę, ale resztę zajęć masz wspólnych z Brianem – odpowiedziała mi Bonnie, potrząsając swoimi bujnymi włosami.
- ymhym – mruknął chłopak – ale teraz bardziej od szkoły interesuje mnie ten piękny kawałek pizzy – westchnął patrząc na pizzę leżącą na talerzu Annie, a po chwili porwał ostatni kawałek. Dziewczyna spojrzała na niego groźnym wzrokiem
- żebyś się kiedyś nie obudził z wężem zamiast ręki, Branwell.
- okay, okay przepraszam. Wybaczysz mi? – zrobił minę niewinnego dziecka, co wywołało śmiech Annie
- tylko dlatego, że cię kocham – wydusiła przez śmiech
- znamy się dwie godziny
- miłość nie wybiera
- co do miłości – nagle z rozbawionego stał się lekko podekscytowany – kim jest ten mroczny przystojniak po lewej? – spojrzałyśmy się w kierunku wskazanym przez Briana
- to Ryan Fairchild.  Nie masz na co liczyć, Brian – zaśmiała się Bonnie.
- szkoda – westchnął – Nocni Łowcy nadal mentalnością żyją w dziewiętnastym wieku. Co nie zmienia faktu, że ten Ryan jest idealny

Miał rację. Ryan był wysokim, umięśnionym brunetem o smutnych oczach. Siedział sam przy stoliku w kącie Sali czytając książkę. Wydawał się być całkowicie pochłonięty czytaną historią,   nie zwracał uwagi na spojrzenia dziewczyn, które niemal rozbierały go wzrokiem.
Kolacja zakończyła się około dwudziestej pierwszej, kiedy na salę wkroczyła pani Herondale.

- witam ponownie, drodzy uczniowie. Mam nadzieję, że dobrze czujecie się w Akademii. Przyszłam, aby poinformować klasy pierwsze o spotkaniach z opiekunami, na których poznacie rówieśników i zasady bezpieczeństwa w szkole. Spotkania zaczną się za godzinę, miejsca spotkań zapisane są na tablicy przed wejściem do  Sali. Nie przedłużając, chcę życzyć wam dobrej zabawy w nowym roku w Akademii Jonathana – po jej słowach rozległy się okrzyki ludzi ze starszych roczników. Najwidoczniej musiało być tutaj naprawdę świetnie, skoro wszyscy tak entuzjastycznie podchodzą do rozpoczęcia roku…

Wyznam Wam, że to chyba na razie mój ulubiony rozdział z tego opowiadania :) w każdym razie w końcu wyjaśniło się o co chodzi z kolorami mundurków :) I tak, Cecily ma nietypowe oczy ale moim zdaniem heterochromia jest przeurocza ;) Zapraszam za tydzień i zachęcam do komentowania :) 

i tak, na wattpadzie rozdział pojawił się już wczoraj... ale był to jednorazowy wybryk, przysięgam! jednak mimo wszystko zachęcam do odwiedzenia mojego wattpada (kliknij tu), może dla niektórych będzie to wygodniejsza forma niż blogger :) rejestracja bezpłatna 

piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 4. Opowiadanie 3.

Kiedy otworzyłam drzwi moim oczom ukazał się dość duży pokój. po prawej stało duże biurko, a zaraz przy drzwiach ogromna szafa. Teraz rozumiem entuzjazm Liz, szafa była serio duża. Postawiłam obok niej walizkę i dużą sportową torbę. Łóżko stało na środku pokoju, dosunięte zagłówkiem do ściany.
Pomimo dość dużego okna w pokoju nie było zbyt jasno. Mnie to jednak nie przeszkadza, nie przepadam za słońcem świecącym prosto w oczy, szczególnie rano.
- i jak ci się podoba? – zapytała Liz
- jest okay – odpowiedziałam – spodziewałam się duuużo gorszych warunków – to była prawda, widziałam, jak wyglądają pokoje w internatach w innych szkołach.
- oczywiście jest duży minus, mianowicie jest jedna łazienka na cztery pokoje, dlatego uprzedzam, musisz się dogadać z dziewczynami obok i znad przeciwka, kto kiedy chodzi, albo walczyć o przetrwanie rano.
- jakoś to ogarnę…
- masz może jakieś pytania? – kiedy zobaczyła, że kręcę głową, kontynuowała - Wszystko jest opisane dokładniej w informatorze, jeśli później ci się coś przypomni. Aha! Prawie bym zapomniała – pokręciła głową jakby nie wierzyła, jak to mogło się stać – twój mundurek wisi w szafie
Zaraz, zaraz… -mundurek? – zapytałam z niedowierzaniem
- tak, mundurek. Wszyscy tutaj noszą mundurki. Ale spokojnie, nie są takie złe – spojrzała w dół na swoje ubranie. Rzeczywiście, wcześniej nie zwróciłam uwagi na jej strój. Miała rację, nie był zły, śmiałabym nawet powiedzieć, że był bardzo ładny. Składała się na niego prosta biała koszula, ładnie skrojona bordowa marynarka z przyszytym emblematem, zapewne logiem szkoły, oraz w dokładnie takim samym kolorze krótka rozkloszowana spódniczka. Całość wyglądała bardzo ładnie. – na szczęście buty możemy dobierać same – uśmiechnęła się, wskazując na swoje czarne szpilki.
Z tego, co się orientuję, w szafie znajdziesz też rożne stroje do ćwiczeń. Poradzisz sobie? – pokiwałam głową na znak, że dam sobie radę. – w takim razie lecę dalej. Kolacja o dziewiętnastej, załóż mundurek i nie spóźnij się! Pan Miles, woźny, bardzo tego nie lubi – mrugnęła do mnie i za chwilę już jej nie było.

Pierwsze, co zrobiłam po jej wyjściu, było sprawdzenie zawartości szafy. Wisiało w niej kilka wersji mundurków podobnych do stroju Liz, jednak były czarne. Zastanawiałam się, od czego zależy ich kolor. Obok nich, starannie złożone, leżały koszulki do ćwiczeń. Jedne miały długie, inne krótkie rękawy. Były tam też bluzy i spodnie sportowe o różnych długościach. Zaczęłam się zastanawiać, skąd Akademia ma na to pieniądze, bo wątpię, żeby państwo dopłacało do szkoły Nocnych Łowców…
Zamknęłam szafę z lekkim trzaskiem, wzięłam z biurka informator i położyłam  się na łóżku, aby go przeczytać.

Witaj w Akademii Jonathana, Cecily.
Mamy nadzieję, że poczujesz się tu jak w domu i szybko znajdziesz przyjaciół. Nie mniej jednak ważne jest dla nas, aby Twoje osiągnięcia w nauce były jak największe. Liczymy, że umiejętności zdobyte w Przyziemnej szkole zaowocują w naszej Akademii i pozwolą uzupełnić wiedzę z nowych przedmiotów. Swój plan lekcji znajdziesz na osobnej kartce. Listę zasad i wymagań także znajdziesz w tym informatorze.
Sukcesów i  osiągnięć życzy Grono Pedagogiczne pod dyrekcją Amelii Herondale.

Westchnęłam odkładając kartkę na łóżko. Typowa gadanina nauczycieli… oceny, osiągnięcia… Na następnej kartce wydrukowany był plan lekcji. Kiedy tylko na niego spojrzałam, bardzo się zdziwiłam, nie tylko faktem, że lekcje zaczynają się dopiero o dziewiątej, ale tym, jakie są to lekcje…
1
.       Łacina
2.       Runy i Znaki na podstawie Szarej Księgi
3.       Astronomia i astrologia
4.       Demonologia
5.       Zajęcia na siłowni
6.       Poprawa sprawności fizycznej
7.       Walka bezpośrednia
8.       Walka bronią białą

Hmmm…. Nigdy wcześniej nie miałam podobnego planu lekcji, ale też nigdy wcześniej nie powiedziałabym, że moim powołaniem jest zabijanie demonów, więc chyba już mnie nic nie zdziwi….
Następną kartką był plan szkoły. Nie przypuszczałabym, że jest taka wielka! Nie wiem, jak ja się tu odnajdę.
Następna w kolejności była cienka książeczka zatytułowana „zasady, prawa i obowiązki”. Przeczytałam ją szybko, a w pamięć zapadło mi kilka zasad, przede wszystkim „na terenie Akademii zabrania się hodowania werbeny i innych roślin z tej rodziny”, „w Akademii panuje tolerancja, jakiekolwiek przejawy dyskryminacji będą surowo karane” i kilka podobnych.
Kiedy skończyłam czytać, zobaczyłam, że do kolacji mam już tylko pół godziny. Szybko poprawiłam delikatny makijaż, przebrałam się w mundurek, który bardzo dziwnym trafem pasował idealnie i był przy tym bardzo wygodny i już byłam gotowa do wyjścia. Zostało mi może jeszcze jakieś pięć minut, dlatego postanowiłam już wyjść. Zabrałam kluczyk z biurka i zamknęłam za sobą drzwi. Po drodze minęłam kilka dziewczyn w mundurkach o trzech kolorach: czarnym, bordowym i  granatowym.