- Cecily,
twój stolik! Nie zachowuj się jak na kacu! – wrzasnął Billie, właściciel baru i
barman w jednym.
- kiedy ja w
jestem na kacu – bąknęła pod nosem Cecily i ruszyła do stolika numer 5.
Początkowo nie zwróciła uwagi na wygląd siedzącego przy nim mężczyzny, jednak
kiedy podniosła wzrok znad notesu wytrzeszczyła oczy. Siedzący przy stoliku
mężczyzna, na oko trzydziestoletni, miał włosy takiego samego koloru co Sam.
- nie są
tego samego koloru, są jaśniejsze – powiedział niskim głosem
- słucham? –
wydusiła zaskoczona. Czyżby powiedziała na głos to, co myślała?
- nie ważne.
Szklankę whisky – rzucił. Jego oczy nie były czarne, tak jak Sama, a bardzo
jasnoniebieskie. Wróciła z zamówieniem.
- jesteś
Cecily, tak? – pokiwała głową. – o której kończysz zmianę?
- nie sądzę,
aby to był dobry pomysł – za plecami Cecily rozległ się znajomy głos. Był to
głos Sama, ale brzmiał o wiele zimnej i groźniej, niż gdy z nią rozmawiał. –
chodź Cecily, ten gość już otrzymał swoje zamówienie – pociągnął ją za rękę w
stronę baru. – powiedz szefowi, że wyjdziesz dzisiaj wcześniej – szepnął Cecily
na ucho.
- Sam,
Billie nigdzie mnie nie puści przed zakończeniem pracy
- więc ja z
nim pogadam – zacisnął szczękę i podszedł do Billa, który akurat czyścił
szklanki za barem. Nie widziała wyrazu twarzy Sama, jednak Billie wyglądał na
przerażonego.
- co mu
powiedziałeś? – zapytała z ciekawości, kiedy wsiadali do samochodu Sama.
- nic
takiego. Po prostu uświadomiłem mu, co dzieje się z takimi jak on – wzruszył
ramionami. – zapnij pas – rzucił, kiedy ruszyli z piskiem opon. Cecily bez
słowa wykonała jego polecenie.
-dlaczego kazałeś mi się zwolnić szybciej?
- nie
powinnaś pracować w takich miejscach. Tam nie jest bezpiecznie, kręcą się
Tam podejrzane typki.
- takie jak
ten dzisiaj? Bywali gorsi, uwierz mi – machnęła ręką
- uwierz mi
że nie. – nie spuszczał wzroku z drogi.
- znasz go?
– zdziwiła się. Nie doczekała jednak odpowiedzi, bo nagle usłyszała głośny huk
i poczuła uderzenie w głowę, gdy samochód zaczął koziołkować po drodze.
Gdy
otworzyła oczy zobaczyła przez wybitą szybę Sama i mężczyznę z baru stojących
niedaleko. Sam wrzeszczał coś do tego drugiego, jednak nie mogła nic usłyszeć.
Ocknęła się
w ramionach Sama. Jechali windą do jego mieszkania. Znów zapadła w sen.
Kiedy w
końcu odzyskała przytomność, stwierdziła, że nic ją nie boli. Jej ubranie było
w koszmarnym stanie. Wstała z kanapy w salonie mieszkania Sama i zobaczyła, że
chłopak stoi przy oknie i patrzy w zamyśleniu na panoramę miasta.
-
przepraszam Cecily. Za wszystko. Gdybyś tylko tamtego wieczoru pierwszy raz
mnie nie spotkała, nie stałoby się to co wczoraj się stało. – dziewczyna nie
wiedziała, o czym on mówi. Przecież nie spotkała go wieczorem, a w szpitalu, w ciągu dnia.
- za co
przepraszasz, przecież nic mi nie jest. Poza tym wypadki drogowe się zdarzają.
- teraz nic
ci nie jest, ale było. – jego głos był cichy i przepełniony goryczą.
- jak to
„było”? nic nie rozumiem, Sam, o co ci znowu chodzi?!
- właśnie,
Cecily, nie rozumiesz, i nigdy nie zrozumiesz! – odwrócił się do niej ze
złością
- chyba
powinnam już iść – powiedziała równie oschłym tonem i nie czekając na reakcję
chłopaka wyszła z mieszkania.